2. Spotkania

488 45 15
                                    

Mimo że był środek nocy,
mimo że nie powinnienem do niego dzwonić,
Mimo że mnie dawno temu zostawił,
Mimo tego wszystkiego i tak wybrałem jego numer.
Odebrał.

– Och… Halo? – spytał głos w słuchawce
– Dazai…
– Z kim rozmawiam? – spytał niewiedzący nawet tyle drugi rozmówca
– To ja, Chuuya…
– Och! Jesteś ostatnia osoba, od której spodziewałbym się telefonu w nocy. Czegoś potrzebujesz?
– Nie… Ale może… Chyba tak…
– W takim razie mów! – odpowiadał, śmiejąc się brunet
– Ciebie, chyba potrzebuje Ciebie.
Nastała cisza.
Przerwał ją śmiech Osamu.
Zrobiło mi się tak głupio, że automatycznie się rozłączyłem. Próbowałem iść spać jednak na marne. Dosłownie minutę po zakończeniu połączenia dostałem wiadomość, ciekawość wzięła górę i ją przeczytałem.

~hej Chuuya, co ty na to by się niedługo spotkać?

Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Zastanawiałem się parę minut co odpisać, jednak się zgodziłem.
Resztę nocy nie zmrużyłem oka, myśląc o śnie i naszym kolejnym spotkaniu.

Przez całą noc analizowałem ten sen, czułem, że to rzeczywiście może się wydarzyć. Jak byłem młodszy śniły mi się tzn sny prorocze raz na jakiś czas. Muszę go powstrzymać. To stanie się, gdy kwiaty zaczną kwitnąć… Jestem słaby w ogrodnictwie jednak wyglądały na typowe kwiaty Wiśni. Tego się trzymajmy.

Już następnego dnia zgadaliśmy się, by spotkać się po skończeniu naszych prac. Wybraliśmy zwykła kawiarnie. Podejrzewam, że Dazai może mieć wątp ilości, czy to nie jakiś plan Moriego jednak jestem pewny, że chociaż odrobinę mi ufa.
Po całej nieprzespanej nocy ledwo funkcjonowałem w pracy, czas mi się cholernie dłużył. Gdy wybiła równa godzina końca mojej zmiany wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem. Nie zdążyłem nawet wrócić do domu, od razu pojechałem na miejsce spotkania.

Gdy wszedłem Dazai już czekał. Flirtował sobie z kelnerka, gdy ja pędziłem na spotkanie z nim. Zawsze taki był.
Gdy mnie zauważył poświęcił całą uwagę mej osobie. Dosiadłem się do niego i złożyłem zamówienie u wcześnie wspomnianej kelnerki.
Mimo że nie gadaliśmy od lat to spotkanie wcale nie było niezręczne. Nie poruszaliśmy tematów, takich jak odejście Dazaia, czy też moje sny związane z nim. Rozmawialiśmy głównie o pracy i o tym, co się u nas zmieniło. U niego było zupełnie inaczej – u mnie było tak samo, tylko że ból był większy. Nie przyznałem mu się, że tęskniłem, bo wiedziałem, że on za mną nie tęsknił. Nie mogę zapomnieć, że to on mnie zostawił.

Gdy nasze spotkanie dobiegło końca umówiliśmy się na kolejne. Tak się złożyło, że oboje zaczęliśmy chodzić wspólnie do tej kawiarni codziennie. Tak czas mijał. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym… Oczywiście dalej nie poruszając ważnych tematów.
Pewnego dnia Dazai zaproponował wyjście dla odmiany wieczorem do baru. Oczywiście się zgodziłem.

Wybiła dziewiętnasta. Szykowałem się do dzisiejeszego wyjścia do baru z Osamu. Przejrzałem wszystkie koszule by wybrać te jedna jedyna – najlepsza! Gdy już się ubrałem i po stu próbach ułożyłem włosy byłem gotowy do wyjścia.
Dziś stawiam na taksówkę. Wiem, że będę pił i oszczędzę sobie zostawiania motoru na noc pod barem.

Chwile po dwudziestej dojechałem na miejsce. Zdążyłem usiąść i zjawił się Brunet.
Przywitaliśmy się i dosiadł się do mnie. Obaj zamówiliśmy coś innego ja skusiłem się na wino ze średniej półki za to Osamu na whisky z lodem. Tylko pierwsze dwie kolejki były z napojami, które początkowo wybraliśmy, szybko przerzuciliśmy się na czystą wódkę. Popijaliśmy ją byle jakim napojem słodzonym – czasem wlewaliśmy ja w siebie bez popicia. Dazai jak zawsze wypił więcej jednak nasz stan był podobny. Oboje pijani śmialiśmy się siedząc na krzesłach przy barze. Chłopak w bandażach postanowił wstać i wybrać się do łazienki jednak nieudolnie. Wywrócił się wstając z taboretu. Śmiałem się tak mocno, że aż miałem łzy w oczach – leżący na podłodze również, jednak innych klientów to nie śmieszyło. Barman zaproponował wezwanie dla nas taksówki, oczywiście się zgodziliśmy.
Jako tako trzymaliśmy się na nogach, wyszliśmy przed bar, by stać i czekać na taxi. W pewnym momencie oboje równocześnie wyciągnęliśmy swoje papierosy i podśmiehując z naszego zgrania rozmawialiśmy.

– Ty dalej palisz? Płuca ci jeszcze nie wysiadły? – spytałem żartując
– A ty? Wiesz, że jak będziesz palił to nie urośniesz? – brązowooki odpowiedział również żartem
– Palisz nałogowo, od kiedy tylko cię znam, a jakoś jesteś o głowę wyższy ode mnie…

Śmieliśmy się chwilę, nie odpalając jeszcze papierosów – może byliśmy tak upici, że o tym zapomnieliśmy. Wspominaliśmy żenujące wspomnienia jak kiedyś Dazai namówił mnie na papierosa. Oczywiście, dusząc się ze łzami w oczach żałowałem decyzji. Gdy tak gadaliśmy zdaliśmy sobie sprawę, że nawet jeszcze nie odpaliliśmy powodu naszej rozmowy.

– Chuuya cholera jasna… Palisz te pedalskie fajki? – spytał prześmiewczo Dazai
– A ty palisz to coś, co jest tak mocne, że aż wypala smak na dobre parę dni? – odgrywając się odpowiedziałem
– Spokojnie… Nie mam nic do twoich gejowskich papierosów!
– Dziękuje za ten okaz ogromnej tolerancji!

Chwile znów śmialiśmy się z konwersacji. Odpaliłem swojego papierosa, patrząc na to jak Dazai przeszukuje wszystkie swoje kieszenie. Jak zwykle nie ma przy sobie zapalniczki…

– Hej Chuuya, poratujesz ogniem bliskiego kolegę?
– Zapomnij, naucz się nosić swoją… Kiedyś, nawet jak nie paliłem nosiłem zawsze przy sobie zapałki byś nie narzekał co chwile na brak ognia!
– Ahch… Co prawda to prawda.

Chwile dumny z siebie paliłem, nie zwracając uwagi na głupkowatego towarzysza. W momencie gdy miałem tytoniowy smakołyk w ustach ten sam co chwilę temu marudził na brak ognia przybliżył się do mnie by odpalić swojego papierosa o mojego. Dumny z siebie coś powiedział i poszedł w stronę taksówki. Stałem tam jak wryty po tym, co się chwilę temu wydarzyło. Czułem gorąco na całej mojej twarzy, i to jak robi się ona czerwona. Ostatni raz się zaciągnąłem i wypuściłem papierosa z ust. Niecały metr przede mną wyższy zrobił to samo… Co za marnotrawstwo.

Jechaliśmy w ciszy do domu Osamu. Wszystko przebiegło bezproblemowo – tak, jak się zdawało, bo byliśmy dalej pijani. Dazai płacił kierowcy ledwo trafiając pieniądzmi do rąk drugiej osoby. Ja w tym czasie starałem się nie wybuchnąć śmiechem, patrząc na skupionego na tej czynności bruneta.
Weszliśmy do jego domu. Jestem tu pierwszy raz… Jego dom był luksusowy, przez lata pracy w mafii mógł sobie na to pozwolić. Skierowaliśmy się od razu do salonu, by znów się czegoś napić. Spodziewałem się jakiegoś napoju bezalkoholowego jednak było wręcz odwrotnie. Dazai wyciągnął jakiś alkohol i nalał nam do szklanek. Po żartach, że nam wystarczy opróżniliśmy pierwszy kubek. Tak już poszło. Tak, starczyło nam już. Jednak każdy popełnia błędy…

Kwiat Sakury lub Kwiat Ume - Soukoku (zakończone)Where stories live. Discover now