Rozdział 8- część II

Začít od začátku
                                    

-A dlaczego mam Ci wierzyć?

-A dlaczego nie? Jak na razie Cię nie okłamałem.

-Zrobiłeś coś gorszego.

-Wiem i tego żałuje, ale czasu nie odwrócę.- Westchnął ciężko.- Naprawdę chcesz zostać w tym mieszkaniu, w tej dzielnicy?

-Mam tu dobre życie- odpowiedziałam mu dumnie unosząc głowę.

-Możesz do niego wrócić za pół roku. I stać Cię będzie wtedy na lepsze mieszkanie niż to coś.

-To mi odpowiada. Nie potrzebuje nic więcej- powiedziałam zgodnie z prawdą.

-A nie zależy Ci na spokoju? Jeżeli teraz nie pozbędziesz się ojca i nie załatwisz sprawy ze mną to już zawsze będziesz się oglądać za siebie. Nigdy nie zaśniesz spokojna. Do końca życia nie będziesz wiedzieć czy któreś z nas nie wydało na Ciebie wyroku. Tego dla siebie pragniesz? Bez przerwy uciekać? Żyć na walizkach? Nigdzie nie zagrzać miejsca? Nie mieć żadnych przyjaciół czy nawet znajomych?- Uderzył w mój czuły punkt. Miał rację. Nie chciałam tak żyć. Chciałam spokoju. Spodobało mi się życie jakie tu wiodłam. Nie chciałam go kończyć i znowu uciekać. Tylko czy jestem w stanie wrócić z brunetem? Czy dam radę udawać miłość do niego, gdy tak naprawdę czuje tylko odrazę, gniew i strach? Miałam nadzieje, że tak bo zamierzałam się zgodzić. Chciałam to wszystko zakończyć raz a porządnie.

-Dobrze, wrócę z Tobą- mężczyzna westchnął ulgą.- Ale tylko pod warunkiem, że nigdy więcej mnie nie dotkniesz. A po wszystkim odejdę nie zatrzymywana przez nikogo z pół milionem dolarów.

-Zgadzam się- wyciągnął do mnie rękę na przypieczętowanie umowy. Podałam mu więc swoją dłoń.- To spakuj się i wracamy do domu. 

-Daj mi dzień. Wrócę sama, jutro.

-O, nie, nie, nie. Nie ufam Ci. Ja dziś wrócę, a Ty znikniesz. Nie ma mowy. Jak chcesz mogę dać Ci dzień, ale ja się nigdzie nie ruszam bez Ciebie- westchnęłam ciężko. Liczyłam na to, że będę mogła w spokoju się ze wszystkimi pożegnać. Może nie znałam ich zbyt długo, ale naprawdę się przywiązałam. A wolałabym nie poznawać Neda z ludźmi z baru. Kto wie czy by ich jeszcze nie pozabijał, jeżeli w przyszłości coś by mu się w naszej współpracy nie spodobało. Musiała mi więc wystarczyć krótka rozmowa telefoniczna i parę sms-ów.

-Jak tak stawiasz sprawę to możemy wracać już dzisiaj. Muszę tylko wykonać parę telefonów i się spakować. Nie zajmie to dużo czasu- burknęłam i po skinieniu głową przez bruneta udałam się do sypialni, aby móc w spokoju porozmawiać.

Bolało mnie to, że musiałam w taki sposób się żegnać, ale nie było wyjścia. Zadzwoniłam do szefa informując go, że zwalniam się z pracy oraz do paru koleżanek z informacją, iż muszę nagle wyjechać i nie wiem kiedy wrócę. Nie zdziwię się jak nigdy już nie zawitam do tego miasta, osiedlając się w zupełnie innym miejscu. Ale tego akurat nie musiały wiedzieć. Najwyżej nie będą mnie najlepiej wspominać. Nie one pierwsze, nie ostatnie. Nie zamierzałam nad tym rozpaczać. 

 Po pożegnaniu, zabrałam się za pakowanie. Szybko mi poszło. Nie zabierałam z domu zbyt wiele rzeczy, a i tutaj kupiłam tylko kilka najpotrzebniejszych przedmiotów. Tak więc już po godzinie byłam gotowa do wyjścia.

-Możemy ruszać?- spytał Ned.

-Tak, muszę tylko zdać kluczę dozorcy.

Zamykając drzwi mieszkania, czułam, że kończę kolejny etap życia. Bardzo obawiałam się tego jaki będzie kolejny. Oby zakończył się zabójstwem mojego ojca, to wszystko będzie dobrze.

W drodze powrotnej nie odezwaliśmy się do siebie z mężczyzną ani słowem, bo i o czym mieliśmy niby rozmawiać. Tak naprawdę nic nas nie łączyło. 

-Twoje rzeczy zostały przeniesione do mojego pokoju. Od dziś tam śpisz.

-Ale...- chciałam zaprotestować.

-To nie podlega żadnej dyskusji. Jesteś moją narzeczoną do cholery i będziesz spała razem ze mną. – Spojrzał na mnie łagodniej- Ale nie martw się, nie kłamałem mówiąc, że nie dotknę Cię bez twojej zgody.

I odszedł tak po prostu. Pieprzony Pan całego Wszechświata. Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że tej bitwy nie wygram. Poszłam więc do sypialni mężczyzny i weszłam do znajdującej się tam łazienki. Przekręcając drzwi, udałam się pod prysznic. Musiałam zmyć z siebie brud całego dnia. Odświeżona wyszłam z pomieszczenia udając się do kuchni. Aby przeżyć tą noc potrzebowałam sporej dawki alkoholu. Znalazłszy upragniony trunek usiadłam na stołku barowym i napełniłam szklankę whisky. Po czym od razu ją opróżniłam. Poczułam przyjemne palenie w gardle. Westchnęłam z zachwytem, tego mi było trzeba.

-Już się upijasz?- usłyszałam za sobą rozbawiony głos.

-A co chcesz się przyłączyć?- zapytałam udając, że wcale nie wystraszyło mnie jego nagłe pojawienie się.

-Z chęcią-podszedł do mnie. 

-Niestety nie mam więcej szklanek- zrobiłam sztuczną smutną minę i wypiłam kolejny spory łyk alkoholu.

-Nie jest mi potrzebna- powiedział i zabrał butelkę. Przytknął ją do ust i wypił bezpośrednio z niej. Po czym spojrzał na mnie.- Aż tak przeraża Cię wizja nas razem w jednym łóżku?- Wzdrygnęłam się na te słowa.

-Mnie nic nie przeraża- odpowiedziałam hardo, choć wiedziałam, że on i tak zna prawdę. Westchnął ciężko. 

-Pojutrze spotkamy się z moją matką. 

 -Po co?- spytałam się nie widząc sensu poznawania przyszłej teściowej. 

-Bo ona myśli, że jesteśmy w sobie zakochani. A jak do tej pory ani razu z Tobą tak naprawdę nie rozmawiała. Już zaczyna coś podejrzewać.

-A dlaczego nie powiesz jej prawdy? Co pomyśli sobie, gdy po miesiącu od ślubu zniknę? Nie zdziwi jej to? - zapytałam opróżniając szklankę i nalewając sobie kolejną sporą porcje alkoholu. Mężczyzna spojrzał na mnie uważnie jakby zastanawiając się ile może mi powiedzieć.

-Jeżeli dowie się prawdy, to nie dopuści do ślubu. W naszej rodzinie nie istnieje coś takiego jak udawane małżeństwo. 

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Choć dla mnie było to kompletnie irracjonalne. Dla mnie nie istaniało coś takiego jak ślub z miłości. W całym swoim życiu nie spotkalam jeszcze ani jednej takiej pary.

-W takim razie musimy udawać zakochanych. 

-Dokładnie- odpowiedział z uśmiechem.- I myślę, że na początek dobrze by było się lepiej poznać. W związku z tym zapraszam Cię jutro wieczorem na kolacje.

-Że... że co?- prawie się oplułam patrząc na niego zszokowana.- Chcesz zabrać mnie na randkę?- Otworzyłam w zdziwieniu oczy.

-W końcu jesteś moją narzeczoną nie powinno Cię to tak dziwić.

-Taaa. Dobra ja już idę. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień- powiedziałam i jak najszybciej opuściłam pomieszczenie. Na szczęście brunet nie poszedł za mną. 

 Zdenerwowana weszłam do naszego wspólnego pokoju. Spojrzałam z obrzydzeniem na całkiem normalne łóżko i zrzuciłam z niego dwie poduszki i koc. Wolałam spać na podłodze niż razem z tym potworem. W łazience szybko przebrałam się w zwykły t-shirt i spodnie dresowe, które znalazłam we wspólnej garderobie. Z lekkim zdziwieniem zauważyłam, że wszystkie posiadane przeze mnie rzeczy zostały tu przewiezione z mojego mieszkania. No nic. Przynajmniej będę miała się w co ubrać- pomyślałam i położyłam się na swoim prowizorycznym posłaniu. W sumie to nie było najgorzej- dodałam w myślach zamykając zmęczona powieki. 

-Co Ty robisz!?- obudził mnie wkurzony głos. Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej zauważając stojącego przede mną Neda.

-Jakbyś nie wiedział ludzie nazywają to spaniem- mruknęłam przecierając oczy, byłam nieziemsko zmęczona. I nie miałam siły ani ochoty na nocne sprzeczki. 

-Nie kazałem Ci spać na podłodze.

-Ale mi tu wygodnie i póki co tu zostaje- odpowiedziałam ponownie opadając na poduszki i przykrywając się kocem.

Ciężkie westchnięcie bruneta było jedynym co usłyszałam zanim ponownie odpłynęłam w niebyt.

Złączeni umowąKde žijí příběhy. Začni objevovat