⧋ 8 ⧋

1.2K 133 35
                                    

Jimin

Wieczór u pana Jeona był niezwykle przyjemny. Chociaż Woonwoo nie potrafił się jeszcze do mnie przyzwyczaić, to Somi nadrabiała za niego, wciągając mnie w każdą zabawę i rozmowę. Jak na dziesięciolatkę przystało, była naprawdę rozgadana i zadziwiająco mądra. Sprawiała, że czułem się komfortowo, nawet jeśli przychodziło mi to z trudem za każdym razem, kiedy patrzyłem na jej tatę. Wspomnienia piątkowej nocy cały czas pojawiały się w mojej głowie, sprawiając, że miałem ochotę spalić się ze wstydu. Nie wierzyłem, że aż tak dałem się ponieść. Alkohol tak na mnie działał. Sprawiał, że byłem naprawdę potrzebujący dotyku i uwagi. Przez cały weekend, kiedy tylko myślałem o tym, jak się zachowywałem, miałem ochotę zakopać się w poduszkach i przy odrobinie szczęścia się udusić. Mój szef traktował mnie jednak tak, jakby w ogóle mu to nie przeszkadzało. Problem tkwił w tym, że to sprawiało, że czułem się jeszcze gorzej. W końcu wypełniałem plan mojego ojca. Naprawdę dobrze czułem się w towarzystwie pana Jeona. Lubiłem go. Może nawet trochę za bardzo, bo kiedy tylko był w pobliżu, ręce mi się pociły, policzki automatycznie stawały się trochę bardziej zaróżowione, a serce próbowało wyrwać mi się z piersi, a mimo wszystko działałem na jego niekorzyść.

Nigdy nie powinienem był dopuścić do takiej sytuacji. To tylko pogarszało sprawę. Szczególnie że naprawdę chciałem iść z panem Jeonem na randkę w Indiach, pocałować go tak, jak mieliśmy w klubie, zanim przerwał nam jego telefon. To był wielki problem.

Kiedy wracałem do domu, czułem w sobie nieprzyjemną pustkę. Atmosfera w domu Jeonów była kompletnie inna niż ta w moim. Już na wejściu można było poczuć radość i ciepło. Towarzystwo samego gospodarza i jego dzieci sprawiało, że mogłem spędzać tam godziny, nie orientując się nawet, że czas tak szybko leciał.

Wchodząc do mieszkania rodziców, czułem jedynie smutek, po którym bardzo szybko następował strach. Mój tata stał w progu drzwi, patrząc na mnie tak, jakby co najmniej dzwonili do niego z posterunku policji, że jestem zamieszany w morderstwo. Jego twarz była czerwona ze złości, kiedy podchodził do mnie coraz bliżej. Mogłem poczuć od niego alkohol. Jego odór uderzał we mnie coraz mocniej z każdym jego krokiem.

Byłem przerażony. Moje dłonie drżały i byłem pewny, że gdyby nie to, że opierałem się o drzwi wejściowe, już dawno bym upadł.

– Gdzie byłeś?

Przełknąłem głośno ślinę.

To był okropny pomysł, zgadzać się na kolację u Jeongguka. Najgorszy, jaki miałem w ostatnim czasie. Nie chciałem powiedzieć mu prawdy. Jasne, wiedział o wyjściu do klubu z panem Jeonem, ale po wszystkim wcisnąłem mu kit, że było drętwo, a nasz szef nawet nie starał się okazywać mi zainteresowania.

– B-byłem u kolegi – zająknąłem się niekontrolowanie, wzdrygając się mimowolnie, kiedy starszy mężczyzna zacisnął pięści tak, że mogłem usłyszeć, jak strzelają mu palce.

– U kolegi?

Mogłem przysiąc, że w oczach mojego ojca mogłem zobaczyć płomienie. Nie zorientowałem się nawet kiedy moje oczy zaszły łzami.

– U kolegi?! – powtórzył głośniej, ale dla mnie, brzmiało to bardziej, jak krzyk. Nie byłem specjalnie wierzący, ale modliłem się, żeby sąsiedzi zadzwonili po policję. Bałem się na tyle, że nie byłem w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego. Skuliłem się przy drzwiach, błagając wszystkich bogów, jakich tylko znałem, żeby ojciec dał mi spokój, ale zamiast niego nadeszło jedynie rozczarowanie.

Słyszałem świst powietrza, kiedy tata się zamachnął. Nie zarejestrowałem nawet momentu, w którym przez siłę uderzenia uderzyłem głową o róg klamki.

(y)our history | jjk&pjmWhere stories live. Discover now