''' Rozdział Drugi ;

366 20 27
                                    


01:02
" Everythink is OK Mike "
. ☪︎* ☁︎. . * ✰ .· ☁︎ . * ✯☽ . ✧ * .

Szatyn wraz ze swoją mamą jechali w stronę szpitala. Będąc delikatnie że stresowany bawił się swoimi palcami jak i co jakiś czas kaszlał. Dzisiaj miały być jego wyniki testów dotyczących jego choroby. Od dłuższego czasu zmagał się z dosyć mocnymi objawami, a jego przewrażliwiona mama często wyolbrzymiała. Według niego wyolbrzymiała. Prawdą było to, że Will nie chciał skupiać całej uwagi na sobie przez co twierdził i wmawiał każdemu, że wszystko jest okej. Gdy tylko dojechali wyszedł z samochody i wraz z Joyce weszli do szpitala. Tam zostali skierowani do dobrze im znanego doktora Smith'a. Będąc w gabinecie usiedli obok siebie. Doktor spojrzał pierw kobiecie, a następnie jej synowi głęboko w oczy co od razu znaczyło najgorsze.

- Dzień dobry - przywitał się starając na twarzy przywdziać jak najmilszy uśmiech.

Dwójka przybyszy odpowiedziała mu tym samym.

- No więc jak ci miną- - zaczął doktor chcąc jakoś nawiązać kontakt ze swoim pacjentem jednak ten mu przerwał.

- Może pan przejść do konkretów? Proszę. Chce wiedzieć od razu - odparł wpatrując się mu w oczy.

Pan Smith przegryzł wargę i spojrzał na biurko. Po chwili wyciągnął z szafki teczkę, na której było napisane "WILLIAM BYERS". Oczywiście jak można się spodziewać były tam wszystkie istotne informacje na temat pacjenta. Otwierając ją robił to dosyć ospale jakby chciał by to wszystko co się właśnie dzieje okazało się kłamstwem, a jego pacjent nazwiskiem Byers nie był wcale chory.

- Skoro chciałbyś znać prawdę.. To ci ją powiem - rozpoczął dosyć powoli. - Otóż chorujesz na... Białaczkę. To dosyć dziwne, ponieważ zazwyczaj młodsze dzieci od ciebie są w posiadaniu tej choroby. Leczenie jest wskazane. Nie mamy pojęcia czy będzie dało się ją w jakiś sposób wyleczyć czy też wstrzymać jej działanie jednak będziemy próbować do upadłego. Dzisiaj jeszcze musimy zrobić kilka badań.

Mówiąc to wszystko młodego Byers'a aż zmurowało. Czyli jednak jego mama niczego nie wyolbrzymiała. Czyli jednak Mike miał rację mówiąc, że jego bladsza cera nie jest normalna. Wszystko to czego się wypierał okazało się być prawdziwą. Chorował. Do tego na ciężko wyleczalną chorobę. Podczas gdy jego mama rozmawiała z doktorem ten przeżywał szok. Jego większą senność nie była spowodowana tym, że coś źle robi, bo nic nawet złego nie robił. On po prostu nie miał na to wpływu gdyż to jego choroba to powodowała. Po tym jak tylko rozmowa się skończyła jego krew została pobrana jak i wręczono mu żółtą wstążkę. Jadąc do domu autem z mamą - w milczeniu - przywiązał ją sobie do nadgarstka.

- William - zaczęła jego mama kiedy byli już w domu. - Ja.. Przepraszam. Powinnam ciebie zabrać wczesniej do lekarza.

- Mamo nic się nie stało - oparł podchodząc i przytulając ją, która już miała łzy w oczach. - To nie twoja wina. Nawet nie miałaś skąd wiedzieć.

Spróbował ją jakoś pocieszyć po czym podszedł do swojego pokoju kładąc się na łóżku. Myśl o tym, że jest chory nie dawała mu spokoju. A co jeśli nagle jego przyjaciele go opuszczą gdyż uznają, że może ich zaradzić? A co jeśli Mike go tez opuści? Nie wiele myśląc podszedł do swojego magnetofonu po czym włączyłam na nim jedną z płyt Queen. Wsłuchując się w piosenki zamknął oczy i zaczął wyobrażać sobie najgorsze scenariusze jakie mogłyby zaistnieć.

"Każdy kwiat ma znaczenie" | BYLERDove le storie prendono vita. Scoprilo ora