♫runaway - ᴀᴜʀᴏʀᴀ

2 0 0
                                    

Złocisto-brunatne drobinki przejrzystego piasku, pokrywające niemalże całą archaiczną ścieżkę. Spróchniałe drzewa, oplatające te naiwne, dopiero co rozwijające się, młode nasionka buku. Bijące radością promienie, jakby lasery, słonecznej gwiazdy, nie docierające do ludzkiego oka. Zdruzgotane, barwne dzbany z ostatnimi kroplami ciężkiej do uniesienia wody. Raz na rok, puszczane jasne lampiony, rozświetlające, nie tylko okolice, ale i nasze serca. Idąc wzdłuż tej drogi, nieśpiesznymi krokami i z niepozorowanym uśmiechem na twarzy dojdziesz do biblioteki przodków.

Moja noga nie postała w tym upiornym i dla niektórych stworzeń odpychającym miejscu, wiele razy, jednak to musiało się w końcu zmienić. Po poznaniu Chaim, jedna myśl, wręcz zakazywała mi spokojnie spać w nocy. Nie miałem pojęcia, dlaczego potrafię tak łatwo porozumiewać się z osobami z innego świata. Sny potrafiły mnie wręcz przytłaczać. Przed moimi oczyma kreowała się nowa sztuka. Scenariusz mogłem wyrecytować na pamięć. Aktorzy, ubrani w wysadzane kosztownymi diamentami kreacje, patrzyli na mnie. Małe dzieci, biegające żwawo po scenie, nuciły ujmujące tony, które wydawały się dziwnie znajome. Nagle teatr stawiał siebie i podopiecznych w głodnych paszczach wielkich ognistych płomieni. Jednak, w tej opowieści nie było strażaka, ani żadny kryształowy, źródlany strumyk, nie przepływał w okolicy. "Jestem reżyserem płonącego teatru" powtarzałem.

Szliśmy powoli drogą, która miała nas zaprowadzić wprost do biblioteki. Moje serce niemal wyleciało na ogromnych skrzydłach, z emoji jakie mi towarzyszyły. Na miejscu, nie sposób było nie zauważyć pękajacych ścian, odpadającej melodyjnie jaskrawej farby, czy zawalającego się sufitu i problemu z oświetleniem. Nie zważając na te przeciwności losu, musieliśmy rozpocząć nasze poszukiwania, które nie szły tropem najszybszych. Nie mogliśmy się poddać, puki naszym oczom nie ukaże się.. książka o duchach.- On cie widzi, czy tylko rozmawia sam ze sobą? - Nieznany duch, wyśmiewaczym głosem, rzucił pare słów w stronę Chaim.

- A jakbym ci przywaliła, prosto w twój czerwony, szpiczasty nos, to będziesz leżeć, czy tylko oglądać powieki od wewnątrz? - Spoglądając w niebieskie oczy nieznajomego, wyrwała pewna siebie dziewczyna.

- Widzę, że naszemu duszkowi zaczynają wyrastać pazurki? - Odpowiedziałem, chcąc jej dogryźć.Przywłoka swoje nic nie warte słowa, zastąpił czynami i ruszył dalej, tym samym znikajac w czeluściach starej, zakurzonej biblioteki. Nie zważając na to, co się właśnie stało, w pośpiechu kontynuowaliśmy poszukiwania księgi. Nawet nie zdążyliśmy spojrzeć, na metalowy zegar, znajdujący się na jednej z półek, a wskazówki znacząco się przesunęły. Było dosyć późno, a miejsca, w którym aktualnie się znajdowaliśmy, nikt nie pilnował. Wszystko działało na tak zwanym prawie zaufania. Nasze serca stanęły w bezruchu, tak samo jak nasze poranione przez chwasty nogi, kiedy zegar chucznie wybił 2 rano. W głównej hali zostali tylko zagorzali czytelnicy, którzy tak się wczuli w lekturę, że stracili rachube czasu. Nagle, do naszych uszu, tuż zza półki z opowiadaniami kryminalnymi, dobiegła aksamitna melodia. Tak jakby ktoś ja nucił. Nikt ze stałych bywalców nie przepadał za hałasem, jednak te nuty były wyjątkowo przyjemne. Dźwięk tańczył po pomieszczeniu, płynnie poruszając się raz w lewo, kiedy indziej bardziej w prawo. Wydawało się, że słyszymy głos starszego mężczyzny, który każdy piątkowy wieczór spędzał sam, oglądając telewizje i zajadając się kanapkami. Odgłos sunął cicho, bez kroków czy szumów. Niespodziewanie obrał inny kierunek drogi, doszedł prawdopodobnie na koniec sali, gdy nagle ucichł. Zniknął. Czułem, że sytuacja, w której się znaleźliśmy, właśnie wtedy, kiedy oślepiający blask księżyca, przebijał się przez letnie liście, nie była przypadkowa. Gdy doszedłem na miejsce w którym, byłem przekonany, że wszytskie dźwięki z biblioteki się kumulowały, o mało nie postarałem zmysłów.Na tej samej zakurzonej podłodze, dokładnie tej samej na której przed chwilą siedziałem, leżała mała dziewczynka. Była całkiem młoda. Mógłbym przysiąc, że z początku wydawało mi się, że mam do czynienia z księżniczką. Po dłuższym przyglądaniu się jej niebywałej urodzie, znalazłem coś, co różniło ją od tych bajkowych. Dziewczynka była pokryta lekko już zastygłą, krwią. Można by było przypuścić, że właśnie próbowała popełnić samobójstwo. Jednak nigdzie w okolicy, nie znalazłem przedmiotu, który mógł jej w tym pomóc. Po monotonnym sprawdzaniu pulsu, tylko jednego mogłem być pewien, nie żyła. Jej serduszko, nie wydawało żadnego rytmu. Płuca nie potrafiły jakkolwiek oddychać. Nawet jej cudowne, zielone ślepia nie ruszały się na widok przykładanego światła latarki od mojego, dopiero co kupionego, telefonu. Nie byłem w stanie się ruszyć. Znów czułem te znajome kłucie w sercu... Tak jakbym się spóźnił. Jestem pewny że to się moglo potoczyć zupełnie inaczej. Wtedy wiedziałem już, że z tą makabryczną sceną, będę miał do czynienia jeszcze nie raz, w koszmarach.Nieustające klękania przy mikroskopijnym ciałku owej postaci, nigdzie by mnie nie zaprowadziło. Postanowiłem więc wziąć ją opiekuńczo na plecy i następnie dyskretnie poszukać rozstępu w pachnącej naftaliną ścianie. W tym czasie, Chaim powędrowała, po nasz skarb. Po coś, co od początku było obiektem naszych zainteresowań. Po coś, przez co tutaj się znaleźliśmy.Chaim skierowała swoje drobne kroczki w stronę regału, gdzie ostatnio mieliśmy do czynienia z naszą, długo szukaną, książką. Ku jej zaskoczeniu, nie zastała tam przedmiotu. Trema oraz groza, przegryzana przez histerie z każdą sekundą wzrastała. Nie kontrolując swojego chciała, prawie niewidoczne nogi dziewczyny poruszały się po głosie Anpu, który ledwo co słyszała. Ocknęła się, kiedy ujrzała błysk dochodzący spod burzących drewnianych desek. Odsuwając czule jedną z nich, zastała naszyjnik. Naumyślnie wpakowała go do jednej z kieszeń w dżinsowych, otartych spodniach i najszybciej jak potrafiła, pobiegła do niego. Kiedy spojrzenia moje i mojej partnerki spotkały się na jednej, dość stromej linie, byliśmy gotowi. Chaim, zupełnie jak wiatr, przedrzezający się przez suche kartki w pokoju mojego taty, wyskoczyła przez widniejący rozstęp. Łagodnie wykonałem cztery kroki i znalazłem się tuż za jej kościstym ramieniem.

899 slow<3

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 10, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Forest of fireflies Where stories live. Discover now