Rozdział 2- część II

7.8K 190 0
                                    

Przeszukałam resztę kieszeni i znalazłam w nich jeszcze portfel i pistolet. Wzięłam oba przedmioty. Zabrałam również ze stołu dwa dodatkowe ostrza. Nie wiedziałam co mnie czeka na górze. Dopiero teraz podeszłam do tak upragnionej butelki wody. Spojrzałam na nią podejrzliwie. A co jeżeli dosypali tu jakieś środki nasenne, abym była spokojna? Przyjrzałam się jej dokładnie. Wyglądała na fabrycznie zamkniętą. Zastanawiałam się jeszcze kilka sekund, ale byłam tak spragniona, iż stwierdziłam, że jest to warte ryzyka. Wypiłam duszkiem całą butelkę. Tak, tego mi było trzeba- pomyślałam i uznałam, że czas najwyższy stąd spływać. Podeszłam do drzwi, nasłuchując chwilę czy nikt się za nimi nie znajduje. Nie usłyszawszy najmniejszego szmeru zaczęłam je powoli otwierać. Niepewnie wyjrzałam zza nich.

Wyszłam na ciemny korytarz z jednym małym oknem z którego nie padało żadne światło, co sugerowało, że na zewnątrz trwa noc. Przeszłam z wyciągniętą przed siebie bronią do następnych drzwi. Spróbowałam je uchylić. Zamknięte. Szybko przeszłam do następnych, z obawą chwyciłam za klamkę. Na szczęście te były otwarte. Znalazłam się w przestronnym pomieszczeniu z kominkiem. Wszystkie przedmioty, które tu były nadgryzł ząb czasu, choć kiedyś pewnie były piękne. Nie miałam jednak czasu, aby im się przyglądać. Musiałam się stąd wydostać. Ponownie namierzyłam znajdujące się w rogu drzwi i do nich podbiegłam. Te prowadziły do sypialni, jednak poza starym łóżkiem i drzwiami, które biegły do zaniedbanej łazienki nie było tu nic więcej. Wycofałam się do pokoju z kominkiem i odszukawszy kolejne wyjście szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę. Poczułam lekki powiew zimnego powietrza, który zza niego dochodził i uznałam, że znajduje się na dobrej drodze do opuszczenia tego budynku. Przekroczywszy ponownie próg znalazłam się w malutkim pokoiku z drzwiami i wieszakami. Otworzyłam ostatnią barierę dzielącą mnie od świata zewnętrznego.

Niepewnie rozejrzałam się na wszystkie strony. Dom otaczał niegdyś pewnie piękny teraz zaś zaniedbany i zarośnięty ogród. Przebiegłam przez niego na tyle szybko na ile pozwalało mi moje wykończone ciało. Schowałam się za drzewem i przyjrzałam się budynkowi z którego właśnie uciekłam. Był on niezwykle okazały z dwoma balkonami i jednym ogromnym tarasem. Jednak lata zaniedbania widocznie się na nim odbiły. Dawniej zapewne czerwona dachówka, teraz była wyblakła i porośnięta jakimś mchem, a dodatkowo w wielu miejscach jej brakowało. Szyby w większości okien zostały zastąpione deskami przybitymi byle jak. A ze wszystkich ścian odpadał tynk.

Był to zapewne jakiś stary dworek, ale nie miałam pojęcia gdzie się znajdował, ani tym bardziej do kogo mógł należeć. Otworzyłam zabrany szybciej portfel, ale znajdowało się tam zaledwie parę banknotów i kilka drobnych. Nic co mogło by mnie naprowadzić na to kogo właśnie zabiłam i kto mnie porwał. Nie widząc innej opcji ruszyłam powoli wzdłuż drogi chowając się za linią drzew. Nigdy nie wiadomo, kto mógł nagle pojawić się na horyzoncie.

Szłam już dobrych kilka godzin, a nadal nie natrafiłam na żadne oznaki życia. Zaczynało mnie to martwić, gdyż byłam coraz słabsza. Rany zadane mi przez bruneta ponownie się otworzyły, przez co koszula przyklejała mi się do mojego pokaleczonego ciała, już obawiałam się tej chwili, gdy będę zmuszona ją zdjąć. Z każdą minutą szłam wolniej, a przed oczami zaczęłam widzieć czarne plamy. Bałam się, że lada moment zemdleje i umrę tu w tym lesie, gdzie nikt mnie nie odnajdzie i mój cały wysiłek związany z ucieczką pójdzie na marne.

Podczas kolejnej przerwy, gdy rozglądałam się po lesie zza drzew coś mi mignęło. Starając się nie budzić w sobie zbytnich nadziei udałam się w tym kierunku. Im bliżej byłam tym dokładniej to widziałam. Stacja benzynowa. Jeszcze nigdy tak nie cieszyłam się na jej widok. Znalazłam w sobie jeszcze dość energii, aby podbiec, albo raczej potruchtać do niej. Znalazłam przy niej nawet działający telefon, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością. Ciesząc się z tego uśmiechu losu, wybrałam numer jedynej osoby, której mogłam zaufać.

-Halo- usłyszałam mrukliwy głos.

-Potrzebuje pomocy- powiedziałam.

-Luiza? Od trzech dni próbuje się do Ciebie dodzwonić. Gdzieś Ty się podziewała- powiedział wyraźnie wkurzony. Aż trzy dni mnie nie było? Myślałam, że co najwyżej dobę. 

-Nie mam czasu na wyjaśnienia. Musisz po mnie przyjechać. Jestem na...- rozejrzałam się dookoła.- Czekaj chwilę, nie rozłączaj się- powiedziałam i rzucając słuchawką o budkę, poszłam do środka stacji. Dzwoneczek nad drzwiami oznajmił moje wejście.

-Dzień dobry, czym mogę słu..- zatrzymał się w pół słowa chłopak, który spojrzał na mnie i rozdziawił szeroko buzie.

-Gdzie jestem?- zapytałam bez zbędnych powitań.

-A może zadzwonię na pogotowie?- powiedział z wyraźną troską w głowie.- Potrzebuje Pani.. -Położyłam na blat dwie stówy zabrane z portfela młodego.

-A teraz mi powiedz gdzie jesteśmy. I zapomnij o tym, że mnie tu kiedykolwiek widziałeś.- Zaświeciły mu się oczy na widok gotówki.

-Jesteśmy w Airmont.

Kiwnęłam mu głową i wyszłam mówiąc:

-Nigdy mnie tu nie było, pamiętaj. Bo ja sobie ciebie dokładnie zapamiętałam.- Zagroziłam eksponując broń wciśniętą za pasek spodni. Chłopak wzdrygnął się na te słowa i pokiwał bojaźliwie głową. Wyszłam na tyle szybko na ile mogłam z budynku i wróciłam do telefonu.

-Jestem na stacji w Airmont. Jak szybko możesz tu być?

Złączeni umowąWhere stories live. Discover now