Rozdział 3 - Telefon

362 23 15
                                    

Byliśmy obok otwartego okna. Na najwyższym piętrze. To było jasne, że gdyby któreś z nas spadło, byłoby po nas. Nieważne, jakie nie mielibyśmy szczęście, chyba, że spadli byśmy na coś nie twardego, na przykład do krzaków. Ale szansa była znikoma.

Żeby było jasne — szansa była tak prawdopodobna jak moja szóstka z matmy. Czyli niemożliwa.

Serce biło mi strasznie szybko. Kopnęłam go całkiem mocno w brzuch. Odleciał do tyłu. Spadł na ławkę szkolną. Ja leżałam bezczynnie i bezradnie, oparta o parapet. Nie mogłam zrobić nic. Przede mną leżał na ławce chłopak, który był agresywny z powodu ignorancji służb ratunkowych. Ale za to jeśli spróbuję uciec, złapie mnie, bo był centralnie przede mną. Nie miałam gdzie uciekać nawet, jeśli bym chciała.

Szybko podbiegł i złapał mnie za bluzkę. Złapał mnie tak mocno, abym nie mogła się wyrwać z jego uścisku. Byłam na tak zwanej "krawędzi życia". Czyli moje życie było zależne od niego. Żałosne. Głowa moja wystawała już po za okno. Chciał mnie wypchnąć.

— Oddaj telefon po dobroci, albo sam sobie go wezmę. — Próbował mi wyrwać komórkę. Nie ułatwiałam mu tego.

Złapał mnie za szyję. Ten psychol zaczął mnie dusić! Nie mogłam już totalnie złapać oddechu. Próbowałam się wyrwać z uścisku, ale musiałam się czegoś trzymać, by nie upaść. Jedną dłonią ściskałam telefon w dłoni, zaś drugą próbowałam właśnie rozluźnić uścisk. Szmaciarz! Moje oczy mimowolnie zaczęły się przymykać. Straciłam już poczucie.

Ale wtedy ciemnowłosy chłopak szybko przybiegł. No nie no, najlepszy squad, skoro w nim znajduje się chłopak z jakimiś problemami psychicznymi, nie ma co...! Chociaż dziwnie, że kolejny zaczął podchodzić.. Wszyscy przeciwko mnie? Dlaczego tak?!

— Odejdź. — Powiedział i kopnął chłopaka w brzuch. Prawie bym wypadła, ale na szczęście chłopak złapał moją dłoń w porę, abym nie wypadła. — Przepraszam za niego. To mój przyjaciel, nie chciał dla ciebie źle. Zazwyczaj był... Spokojny. Nie wiem, co w niego wstąpiło.. Jakby nie był sobą...

— Ten "twój przyjaciel" prawie mnie zabił!

— Naprawdę przepraszam za niego. Jestem Jun-ho, a ty?

— Kim Song-i, dzięki za pomoc, Jun-ho. — Uśmiechnęłam się. Nawet fajny ten chłopak... Wydawał się być całkiem przyjazny. Ale naiwny... Jak mógł mieć go za swojego "PRZYJACIELA"?? To pytanie najbardziej mnie zastanawiało.....

— Muszę iść. — Odparłam po krótkiej przerwie.

Nie zamierzam dłużej tutaj bezczynnie siedzieć i czekać, aż psychopata mnie zabije za głupi telefon!

— Z-Zostawiasz nas?

— Dokąd się wybierasz? Dlaczego?! — Pytanie zadała Ji-ho. Pasożyty. Chcą mnie tutaj akurat wtedy, kiedy coś się dzieje i potrzebują pomocy.

Nie odpowiedziałam na pytanie. Zignorowałam ją. Otworzyłam drzwi. Roiło się tam od zonbiaków. Nie da rady. Nie wyjdę tamtędy. Te zarazy jeszcze mnie zagryzą. Zawróciłam się i zamknęłam drzwi. Otworzyłam szafę. Zaczęłam szukać czegoś, dzięki czego będę mogła się wydostać przez okno.

Spojrzałam, co się dzieje na dworze. Pełno zonbiaków na boisku. Właśnie! Pod trybunami jest miejsce! Zauważyłam tam jakieś dwie, nieznajome mi osoby. Ale za to zombie nie mogły się do nich dostać! Postanowiłam zejść na dół przez okno i dostać się jakoś na ten stadion. Tam mnie nie dosięgną. Tylko pytanie — jak tam zdołam dotrzeć omijając te zarazy? Może jednak pójdę na dół, do jakiejś klasy?

Szybko po raz drugi otworzyłam szafę. Napewno jakiś nauczyciel żyje! Pójdę sprawdzić pokój nauczycielski!

— C-Co robisz?!

— Pyta chłopak, co miał mnie zamiar zabić za głupi telefon! Masz problemy z głową, idź się lecz! I tak mam nikt nie pomoże, głupi jesteś?! Mamy czekać aż nas dopadną? No.. Ja nie mam takiego zamiaru, wiesz?! — Ignorowałam ich wszystkie żale i słowa za długo. Nie wytrzymałam. Wybuchłam gniewem. Ciągle mnie wypytywali : "dokąd idziesz?", "Chyba nas samych nie zostawisz!". Miałam ich już dosyć. Sięgnęłam po sznurek. Jest gruby, napewno się nada. Wzięłam go i podeszłam do okna.

Na dworze już zachód słońca... Ale już niedługo zbliżała się noc. Godzina 18:49. Czas strasznie szybko zleciał. A to pewnie przez te wszystkie konflikty.

Zaczepiłam sznurek o kolejne okno wyżej. Zauważyłam, że to przed-ostatnie piętro. Na szczęście będę miała szansę uciec. Zawiązałam sznurek aby mieć miejsce by wsadzić nogę. Rozejrzałam się po wszystkich. Byli zaskoczeni, że postanawiam ich zostawić. Moje kąciki ust uniosły się delikatnie ku górze.

---------------------------------------------

Przepraszam że nie wystawiałam rozdziału trzy dni ಡ ͜ ʖ ಡ

Miałam zamiar napisać fanfic z jakiejś historii z "Romance Club", dajcie propozycje jaką postać, rozmyślałam nad Murphym z "Gniewu Tytanów" :))

Miłego dnia wam życzę! Pamiętajcie, aby się dużo uśmiechać! <3

༼ つ ◕‿◕ ༽つ

Każdego dnia, myśląc, że... | Gwi-Nam x Female OCWhere stories live. Discover now