Rozdział 3

33 1 0
                                    

I oto stałam przed budynkiem jednego z najlepszych liceum w Anglii- mojej teraźniejszości. Wielki budynek przypominający pałac robił z bliska wrażenie. To był mój pierwszy raz w tej bogatszej części miasta. Oczywiście podjechanie tu autobusami zajęło mi ponad godzinę, ale nie miałam innego wyboru. Czas pożegnać się z długim spaniem raz na zawsze.

Przyglądałam się uczniom wchodzącym powoli do szkoły. Tak jak myślałam, jedyną wspólną rzeczą która mnie z nimi łączyła był mundurek. Dzięki granatowo bordowemu zestawowi który składał się z białej koszuli, białych rajstop, bordowej marynarki i spódnicy w ciemno niebieską i granatową kratę, wyglądałam trochę jak oni. Jednak w środku wiedziałam, że tu nie psuje. Torebki z luksusowych sklepów, szoferzy, gadanie tylko o tym gdzie to oni nie byli na wakacjach i ile wydali. To nie jest mój świat. Mój świat to gramolenie się tu transportem publicznym, mój ulubiony plecak który noszę od zawsze i mieszkanie w czteropokojowym mieszkaniu z moim tatą . Wiedziałam, że nigdy nie  będę taka jak oni. Nigdy też nie chciałam. Jacob naprawdę myślał, że ja tutaj sobie kogoś znajdę? Mogłam się z nim o coś założyć, przynajmniej miałabym jaki kol wiek plus z całej tej sytuacji.

Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Od razu przy wejściu stał ochroniarz który poprosił mnie o indefitykator.  Momentalnie się zestresowałam. Dlaczego nawet nie przeszłam progu szkoły i zaczynają się schody?

-Ja nic nie dostałam-odpowiedziałam zgodnie z prawdą

-Zatem nie mogę Cie wpuścić-odparł sztywno-przesuń się, inni chcą wejść

Popatrzyłam na zegarek. Za niecałe 5 minut miałam się znaleźć w gabinecie dyrektora. Dlatego więc nie miałam innego wyjścia, trzeba było się kłócić.

-Ja przepraszam, jestem nowa. Otrzymałam  miesiąc temu stypendium naukowe i najwyraźniej nie zdążyli mi przesłać indefikatora. Może Pan mnie wpuścić? Nie jestem żadnym seryjnym mordercą-zażartowałam

-Nie ma idyfikatora, nie ma przejścia uprzedzając pytanie, nie ma wyjątków. Proszę się przesunąć

-Ale...

-Żadnych „ale", nie masz przepustki, twoja wina

Bażant. Uparty, wielki łysy bażant. Czy ja naprawdę mu wyglądam na kryminalistkę?

-Czy to moja wina, że was fatalny system mi jej łaskawie nie przesłał wraz z mundurkiem?-odpyskowałam

-Co tu się dzieje William?-spytał jakiś głos zza moich pleców

Ochroniarz spanikował momentalnie mnie wziął i odepchnął od przejścia

-Nic Panie James, proszę wejść-powiedział po czym lekko się skłonił

Spojrzałam na chłopaka. Z jednej strony wydawał mi się znajomy, jednak nie wiedziałam dlaczego. Miał brązowe lokowane włosy za ucho, bardzo ciemne brązowe  oczy z zimnym jak lód spojrzeniem, jasną cerę i dobrze zbudowane wysokie ciało. Obiektywnie mówiąc- był przystojny. Szybko na mnie spojrzał z rozbawieniem i przeszedł przez bramkę. Złość się we mnie zagotowała.

-Zaraz zaraz...-powiedziałam specjalnie głośno i wyrwałam się z uścisku rzekomego Williama

Chłopak się zatrzymał, ale nadal stał do nas plecami oczekując dalszej części wydarzeń

Mina ochroniarza wyglądała na taką, jakby zobaczył bombę która miała zaraz wybuchnąć. Trochę jakby próbował mnie powstrzymać przed tym, co według niego miałam zrobić.

Zignorowałam spojrzenie i zebrałam się w sobie na zrobienie tego, co uważałam za słuszne.

-Jemu to Pan nie sprawdzi indefitykatora?-zapytałam

Elita Sfery i "niesforny karaluch"Where stories live. Discover now