Rozdział 2

20 1 0
                                    

-Jestem z ciebie bardzo dumny Brookie-powiedział tata po czym nawinął kolejną porcje spagetti na widelec- nie każdemu udaje się dostać stypendium do t a k i e j szkoły

-Dzięki tato-odpowiedziałam grzebiąc widelcem w jedzeniu

Tutaj warto wyraźnie zauważyć- nie chciałam tam iść. Jedno z lepszych liceum w naszym kraju dla rozpieszczonych dzieci bogaczy było ostatniej rzeczy której w tym momencie chciałam. No dobra, może nie ostatniej. Ale i tak! Więc można zadawać sobie pytanie- jakim cudem jutro będziesz maszerowała w mundurku przez bramę szkoły wraz z przyszłymi najbardziej wpływowymi osobami w kraju? Wszystko dzięki mojej dawnej szkole która podała mnie jako jedną z kandydatek na to uwaga przytoczę „niesamowite wspaniałe wyjątkowe stypendium". Chciałam się wycofać, ale gdy dowiedział się mój ojciec to wiedziałam, że nie będzie już to możliwe.

-Masz wszystkie potrzebne rzeczy?-spytał

-Mhm-odparłam bez emocji

Tato wyczuwając mój nastrój przestał na chwile jeść i spojrzał mi prosto w oczy.

-Brooke ja znam te minę, co jest?

Oczywiście nie chciałam go martwić.

-Nic, po prostu się trochę stresuje. Wiesz, te pierwsze dni zawsze takie są

-Wiem kochanie, ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze. A kto wie? Może nawet jeszcze lepiej! Tak się cieszę, że możesz tam pójść. Niestety ja nie mogę zapewnić Ci miejsca tam bez tego stypendium. Po prostu nas nie stać, przepraszam.

-Nie masz za co!-oburzyłam się-wiesz przecież, że ja nie dbam o takie rzeczy. Jestem wdzięczna za wszytko co od ciebie mam i w zupełności mi to wystarcza.

Tata uśmiechnął się szeroko, dokończył swoje jedzenie i odebrał telefon który nagle zadzwonił w jego kieszeni. Wzywali go do pracy. Jako, że był lekarzem, czasami takie sytuacje się zdarzały. Ale ja już do tego przywykłam.

Pożegnałam się z tatą po czym schowałam swój niezjedzony makaron do pojemnika i odłożyłam go do lodówki. Potem sprawnie umyłam naczynia i usiadłam na kanapie z telefonem w ręku. Po krótkim czasie dostałam wiadomość Jacoba:

Tam gdzie zwykle za 10 minut?

Uśmiechnęłam się do telefonu po czym napisałam:

Potrzebujesz aż 10? Daj mi 7 , zaraz tam będę.

Ubrałam buty i nałożyłam na siebie moją ulubioną granatową bluzę bo wieczorami w Anglii potrafiło być chłodno.

I takim sposobem ironicznie przed najbardziej niezwykłym ( w zły sposób ) dniem robiłam najbardziej zwykłą dla mnie rzecz. Po chwili spaceru zauważyłam znany mi dobrze plac zabaw gdzie dostrzegłam już bujającego się na jednej z huśtawek przyjaciela. Prędko usidłam na drugiej.

-No proszę proszę, kto by się spodziewał, że Jacob będzie pierwszy?

-Czy Pani „nigdy się nie spóźniam" jest pod wrażeniem?

-Trochę-przyznałam

-Napisałem do ciebie jak już tu byłem więc krótko mówiąc, nie miałaś szans ze mną wygrać

To była nasza zabawa z Jacobem odkąd byliśmy małymi dziećmi. Wymyśliłam ją kiedy pewnego razu Jacob spóźnił się na nasz płac zabaw aż 30 minut. Dla normalnego człowieka to nie tak dużo, ale dla małego dziecka cała wieczność. Zatem gdy łaskawie postanowił się zjawić ustaliłam z nim, że zawsze to z nas które będzie później, stawia drugiemu lody.

-Czy to czasem nie oszustwo?-spytałam

-Może trochę, ale bez oszustwa nie ma zabawy

Po tym zdaniu na chwile zamilkliśmy, bo wiedzieliśmy oboje na jakie tory zaraz zejdzie rozmowa. Bujaliśmy się powoli w blasku księżyca. W końcu stwierdziłam, że przełamie ciszę.

-Nadal będziemy mogli się spotykać, wiesz o tym?

Obdarzył mnie leniwym uśmiechem i odparł

-Wiem, ale to nie to samo. Szkoła bez ciebie będzie inna. Napewno się trochę zdystansujemy, znajdziesz sobie nowych znajomych...

-Jacob nie mów tak. Wiesz przecież, że poza tobą, moim tatą i Panią Audrey nie mam nikogo innego i raczej nie jestem typem osoby co otacza się wianuszkiem znajomych

Co to tego, to to akurat była prawda. Naprawdę poza nimi, nie miałam nikogo. Może nie nikogo nikogo, ale nikogo nikogo któremu byłabym w stanie zaufać i co najważniejsze- się przywiązać. Wszyscy we troje stanowili jeden z ważniejszych fundamentów mojego życia, i na myśl, że któregoś z nich mogło by mi kiedyś zabraknąć, przechodziły mnie ciarki.

-Nie zrozum mnie źle, to fajnie gdybyś sobie w tej szkole kogoś znalazła. Ale boje się, że staniesz się jedną z nich i już nie będziesz tą samą Brooke z którą odkładaliśmy dwa lata pieniądze na drona na nasze wspólne urodziny

Na myśl tego wspomnienia się uśmiechnęłam i przyłożyłam rękę na sercu.

-Zatem w tym momencie Jacob, ja Brooke Camila Evans, obiecuje Ci, że o tobie nigdy nie zapomnę i nie porzucę na rzecz rozwydrzonych bogatych bachorów

-Niezmiernie się z tego cieszę-powiedział teatralnie-stresujesz się?

Zastanawiałam się, czy wylać na niego trochę mojego ciężaru z którym zawsze staram się uporać sama. W końcu stwierdziłam, że lepiej go nie martwić.

-Trochę, wiesz, że nie lubię zmian

-Bardziej się ich boisz, ale zobaczysz, może i wyjdzie Ci to na dobre

Doskonale wiedziałam, że tak nie będzie

-Może...zobaczymy. Bardziej martwię się o ciebie

-O mnie?-spytał zdziwiony

-Kto będzie Ci dawać ściągać na praktycznie każdym teście?

-To nie moja wina, że brak mi jakiejś umiejętności uczenia się!-oburzył się żartobliwie

-Tą chorobę nazywamy lenistwem Jacob

-Ja? Leniwy? Co za bzdury!

Po pół godzinie sprzeczania się ze sobą rozeszliśmy się do naszych domów.

Oczywiście mój tata jeszcze nie wrócił, dlatego przebrałam się w piżamę, wsunęła pod koc na kanapie w salonie i obejrzałam nowy odcinek jakiejś romantycznej telenoweli. Kto by się spodziewał, że jednak córka jego wujka okazała się kochanką jego babci? Napewno nie ja, śmiejąca się z fatalnej gry aktorskiej niskobudżetowego serialu. Po 40 minutach przeszłam do swojego niedużego przytulnego pokoju gdzie jeszcze raz sprawdziłam, czy mam wszytko na jutro. Gdy już byłam pewna, zgasiłam światło i poszłam spać. Nie chciałam rozmyślać nad tym,
co ma zdarzyć się jutro. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Dlatego robiąc wszystko co mogę by jak najszybciej zasnąć, zamknęłam oczy i osunęła się w głęboki spokojny sen

Elita Sfery i "niesforny karaluch"जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें