Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga

Start from the beginning
                                    

   Blondynka spojrzała na niego nieufnie, by po chwili uśmiechnąć się kącikiem ust.

– Kto ostatni ten zgniłe jajo popiełka!-krzyknęła, biegnąc po chodniku.
– Hej!-oburzył się.-Co to jest popiełek?-dodał, biegnąc za nią.

*'*

– Tiana, cholera jasna-syknęła wściekła Tonks.

   Brunetka wyparowała ze swojego pokoju z prędkością Expressu Hogwart, którym powinna znaleźć się tego dnia w Londynie. Pędem zeszła po schodach, wyjmując proszek z sakiewki zawieszonej przy kominku. Dora pokręciła głową z pobłażaniem, by wyciągając różdżkę w kierunku ślizgonki.

– Drętwota!-wypowiedziała idealnie w momencie, w którym dłoń brunetki zawisła nad paleniskiem.-Czy ty nie rozumiesz, co się do ciebie mówi?-spytała puchonka, podchodząc bliżej kuzynki i ściągając zaklęcie.
– Ale on…
– Tiana. Nic mu nie będzie. Słyszałaś przecież co powiedział Dumbledore kilka minut temu. Jeszcze dzisiaj wróci na Grimmauld Place.
– W takim razie chodź ze mną-powiedziała nieugięta dwunastolatka.
– Co?
– Twoich rodziców nie ma w Wielkiej Brytanii, bo wyjechali na wakacje, tak? Ty miałaś zostać sama, ale wyszło jak wyszło i dostałaś zadanie, żeby mnie pilnować, w co sama nadal nie wierzę-stwierdziła.-Dlatego chodź ze mną. Prosto do Munga.
– Ale Ministerstwo…
– Ja bym to dla ciebie zrobiła gdyby to był wujek Ted-oznajmiła dwunastolatka, robiąc niewinną minkę.

   Włosy Tonks zmieniły się z wściekłej czerwieni na delikatny błękit zakłopotania. Dziewczyna pokręciła głową, przywracając im kolor gumy balonowej i westchnęła.

– Te wasze ślizgońskie wymuszanie na emocjach-mruknęła pod nosem.
– Tak!

   Tiana przytuliła kuzynkę z taką siłą, że o mały włos obydwie nie wywróciły się na podłogę. Następnie puściła ją i wręcz wbiegła do kominka.

– Ale się tam deportujemy-powiedziała puchonka, a Black spojrzała na nią tak, jakby chciała powiedzieć „jeszcze czego?”.
– Z twoimi zdolnościami pewnie byśmy się rozszczepiły-stwierdziła.
– Wrednie.
– Prawdziwie-uśmiechnęła się.-Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga-wypowiedziała, znikając w zielonych płomieniach.
– Narwaniec-różowowłosa zaśmiała się pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że kogoś jej to przypomina.

   Chwilę później sama pojawiła się w magicznym szpitalu, ale zdecydowanie nie spodziewała się takiego widoku. Tiana stojąca w holu obok radosnego Lupina i Amelii Bones z Ministerstwa to jeszcze nic. Tuż za nimi, przy samym wejściu, można było zauważyć dwie znajome twarze oraz jakiegoś dorosłego blondyna.

– Tiana?-spytała zdumiona Venus, a krew odpłynęła ślizgonce z twarzy.-Wszystko w porządku? Czemu jesteś w Mungu? Coś ci się stało?
– Dzień dobry, panie Lupin-powiedział cicho Lucas, by Cregence go nie usłyszała.

   Remus spojrzał wściekle na córkę, a ta spojrzała na kuzynkę, szukając pomocy.

– Ja…-brunetka zaczęła niepewnie ze strachem w głosie.-Tonks wywaliła się o swoje sznurówki tego dnia, co zniknęłam ze szkoły-skłamała, a McKinnon pokręcił głową.
– I jesteście z tego powodu w szpitalu od kilku dni?-dopytywała blondynka.
– Złamałam rękę, nogę i walnęłam głową o zbroję, której hełm spadł mi na brzuch-Tonks wymieniała szybko.-Pomfrey już sama nie wiedziała co robić, więc wysłała mnie do Munga.
– Ale nadal chodzisz z rozwiązanymi sznurówkami, co?-spytał blondyn, a ta wzruszyła ramionami.
– Stare nawyki?-podsunęła.
– W takim razie dlaczego obydwie macie sadzę na twarzach i ubraniach?-zapytała Cregence.
– Dlatego tu jestem-odezwała się matka dziewczyny.

   Miała rude włosy i jasnoniebieskie oczy oraz kilka piegów na nosie. Ubrana była w eleganckie szaty, a w dłoni trzymała ministerialną teczkę. Lupin posłał jej wdzięczne spojrzenie, które tylko ona mogła zauważyć.

– Wybuchł jeden kominek, a to poważne naruszenie prawa. Był źle zabezpieczony.
– Hej, mamo-powiedziała blondynka.
– Jeżeli twojej kuzynce się polepszy, myślę że Venus chętnie zobaczy i ciebie w Galway-zwróciła się do ciemnowłosej dwunastolatki.
– Dziękuję, pani Bones-powiedziała.-Za wszystko-dodała poruszając tylko ustami. Kobieta skinęła jej głową.
– No? Chodźmy do domu-powiedział pan Cregence.-Miło było was poznać-dodał, patrząc na kuzynki.

   Cała czwórka zniknęła, deportując się z Londynu. Tiana widziała spojrzenie jakie Lucas posłał jej, Dorze i Remusowi. Oj, będą problemy, jeśli i on je zauważył.

– Lucas wie?
– Marlene mu powiedziała!-odparła zdruzgotana.
– A Adrian?
– Ohh…-mruknęła puchonka.-Drażliwy temat, wujku. Nawet bardzo.
– Coś mnie ominęło? O czym nie pisałaś w listach?-spytał zdezorientowany.
– Najpierw może wróćmy do domu, co?-Black wymamrotała, spuszczając głowę na swoje tenisówki.

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now