Rozdział 5

31 0 0
                                    

Obudził mnie głośny gwar i niskie głosy żołnierzy. Już wiedziałam, że obóz prężnie pracuje by przygotować nas do dalszej podróży oraz, że budzę się zdecydowanie za późno. Byłam wściekła na Imelde, że mnie nie obudziła, tyle że po sekundzie zorientowałam się, że dalej leży obok mnie. Spróbowałam się podnieść, ale blokowała mnie ręka opleciona w pasie. Zdecydowanie cięższa niż bym się tego spodziewała po dość drobnej elfce. Z dalej lekko przymrużonymi po śnie oczami spróbowałam podnieść rękę dziewczyny i wtedy zorientowałam się, że to zdecydowanie nie jest damska ręka. Wybudziłam się całkowicie w bardzo szybkim czasie i w kompletnym szoku odwróciłam się i spojrzałam w lewo. Faktycznie, zdecydowanie nie była to kobieta. Obok mnie oplatając mnie ramieniem spokojnie spał sobie Damen. Co on tu do cholery robił?

- Co ty tu do cholery robisz? - wyrwało mi się trochę zbyt głośno i piskliwie.

- Hmm - mruknął niewyraźnie w odpowiedzi i mocniej zacisnął rękę wokół mojej tali.

O nie, kolego tak bawić się nie będziemy. Spróbowałam zdjąć jego rękę, nie udało się, oplatała mnie bardzo sztywno, wręcz żelaźnie . Szturchnęłam go lekko łokciem w żebra, pomogło bo zacisk ręki na mojej tali lekko się poluźnił, a mi udało się ją zepchnąć. Mimo wepchnięcia mu łokcia w żebra, chłopak dalej nie dawał oznak przytomności. Zręcznym ruchem wyjęłam z pod poduszki nóż, która wczoraj dała mi Imelda i dość niezdarnie , ponieważ to że byliśmy w namiocie krępowało moje ruchy, usidłam okrakiem na Damenie i przyłożyłam nóż do jego gardła.

- Jak na generała, masz bardzo twardy sen co? - pochyliłam się i wyszeptałam wprost do jego ucha. Odchyliłam się i zobaczyłam, że na jego twarzy maluje się delikatny uśmiech.

- Wiesz, w miłym towarzystwie przestaje mieć samokontrole. - otworzył wolno oczy, a jego uśmiech przestał być delikatny. Patrzyła mnie zadziornie, a jego oczy błyszczały.

- Tyle, że teraz mój drogi, nie wiem czy też to widzisz, ktoś trzyma nóż na twoim gardle. - znowu się delikatnie nachyliłam w jego kierunku, a on odchylił głowę i zaśmiał się gardłowo. Co go do cholery tak bawiło? Przecież to ja byłam górą.

- Naprawdę jestem ci drogi? - uniósł jedną brew i ponownie się zaśmiał.

Czy to naprawdę jedyne co wyłapał z mojej wcześniejszej wypowiedzi?

Okazało się, że nie, bo po dosłownie sekundzie wbił palec w mój bok i kiedy się zgięłam, on sprawnym ruchem sięgnął pod poduszkę, przeturlał nas na moją stronę namiotu, i teraz to on siedział na mnie okrakiem z nożem przystawionym do mojego gardła. Cwaniak, czyli trzymanie noża pod poduszką było dość popularną rzeczą.

- I kto ma teraz nóż na gardle, co księżniczko? - w jego oczach skakały iskierki radości.

- Co ty do cholery robisz w moim namiocie? - zapytałam przez zęby. W końcu udało zadać mi się to pytanie.

- Nawet w takiej pozycji, zachowujesz się jakbyś to ty była górą, twarda jesteś. - Czy on wcześniej naprawdę w to wątpił? - A czy mogę wyjaśnić ci to przy śniadaniu, albo chociaż w momencie kiedy jedno z nas nie będzie próbowało zabić drugie.

Faktycznie, nie był to głupi pomysł, chociaż według mnie po prostu unikał odpowiedzi i chciał odwlec ją w czasie, by coś wymyśleć.

....

Spotkaliśmy się przy już wygasłym ognisku. Usiedliśmy obok siebie na pieńkach. Blondyn miał z ręce kiełbasę, a moim śniadaniem było jakieś pieczywo i ciastko miętowe. Bardzo pożywny początek dnia.

- No, kolego, czy to ten moment kiedy tłumaczysz mi co robiłeś w moim namiocie i dlaczego zdecydowanie za bardzo naruszałeś moją przestrzeń osobistą? - zapytałam może trochę zbyt gburowato, niż powinnam.

Szmaragdowe BerłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz