Rozdział 1

119 8 6
                                    

Zegarek, sygnet, torba. Wszystko miałam, a las był na swoim miejscu. Mimo to jednak, kiedy spróbowałam wbiec w barierę prowadzącą do Jordy, nic się nie stało. Tylko wbiegłam głębiej w las. Przeklęłam pod nosem i wystawiłam do przodu dłoń z sygnetem. Miałam szczerą nadzieję, że Oryn, mówiąc, że pierścień, kiedy natknie się na barierę zacznie świecić, nie kłamał. Nie mam pojęcia, dlaczego bariery nie było na swoim miejscu, nigdy nie zmieniała położenia.

Spojrzałam na kamień umieszczony na sygnecie, niewyraźnie odbijał moją twarz, podobnie jak robią to łyżki stołowe. Miał kolor szmaragdu, ale nim nie był. Kolor wręcz identyczny do pasemek w moich włosach, których z roku na rok przybywało. Przez większość dzieciństwa, kiedy chodziłam do ludzkiej szkoły, chowałam je w burzy brązowych włosów. Lecz pasemek przybywało, więc zwyczajnie z czasem zaczęłam je farbować. Kiedy jednak skończyłam szesnaście lat, przestalam to robić i zostawiłam włosy same sobie. Za to ludzie, kiedy pytali o zieleń moich włosów, odpowiadałam po prostu, że to farba. 

Nauczyłam się doskonale kłamać i kręcić. Matka nauczała tego doskonale. Nie winie jej, lekcje były przydatne już wcześniej, a teraz przydadzą się z pewnością jeszcze bardziej. Nie zmienia to jednak faktu, że zupełnie pozbawiła mnie dzieciństwa. 

Chodziłam po lesie z dłonią wystawioną przed siebie czekając na jakikolwiek sygnał z sygnetu.  Na trawie było jeszcze pełno porannej rosy, przez co ziemia była wilgotna. Starałam się chodzić tak by nie wejść w zbyt mokre miejsca, nie chciałam przemoczyć sobie butów. Wchodziłam coraz głębiej w las, co zdecydowanie mnie niepokoiło. W lesie było ponuro, dopiero co zaczęło świtać. Wszędzie słychać było świergot ptaków, a głębiej w lesie dało się usłyszeć dźwięk łamanych przez zwierzęta w trakcie chodzenia patyków. 

Kiedy byłam już na skraju utrzymania na wodzy mojej irytacji, a moja cierpliwość powoli się kończyła, pierścień zaczął świecić delikatnym światłem. Niewprawne oko mogłoby nawet tego nie zauważyć. Zatrzymałam się i zaledwie kilka kroków ode mnie pomiędzy dwoma dębami coś migotało w powietrzu, a światło nienaturalnie się załamywało. Bariera. Opuściłam rękę z sygnetem i poprawiłam torbę na ramieniu. Sprawdziłam, czy zegarek jest wystarczająco przymocowany do poszewki mojego czarnego płaszcza. Mocniej chwyciłam materiałową siatkę na zakupy, którą trzymałam w drugiej ręce. Jej zielone rączki coraz mocniej wrzynały się we wnętrze mojej dłoni. Spojrzałam szybko za siebie i wbiegłam pomiędzy drzewa. 

Uczucie przebiegania przez barierę było zawszę dziwne. Przez całe ciało przechodził zimny dreszcz, który później dało się odczuwać w kręgosłupie jeszcze jakiś czas po przedostaniu się na drugą stronę. Bariera stawiała lekki opór, więc przebiegając przez nią miało się wrażenia jakby napierało się na sztywną tkaninę, która po chwili pękała, jak bańka mydlana. Czubki palców robiły się zimne i przechodził przez nie delikatny prąd. Mój oddech i serce przyśpieszały. Zawsze miałam może złudne wrażenie, że palce wydłużają mi się o kilka milimetrów, a szpiczastość ucha robi się widoczniejsza. Kiedy nagle pojawiałam się w dowolnym miejscu Jordy, bo zawsze było to inne, losowe miejsce, mój oddech stawał się cięższy, a moje płuca jakby próbowały przystosować do nowego gęstszego powietrza. Miałam wrażenie, że ktoś obsypuje mnie brokatem, bo tutaj włosy dziwnie mi lśniły. Oczywiście było to złudzenie, gdyż właściwie nigdy koło mnie nikogo nie było. 

Jorda lubiła robić sobie ze mnie żarty i wyrzucać mnie w naprawdę dziwnych miejscach. Kiedyś pojawiłam się w komnacie mojego brata, który właśnie chyba miał spoufalać się z nieznanym mi mężczyzną.  Przynajmniej tak mi się zdawało, gdyż stali bardzo blisko siebie, w prywatnej komnacie, w dodatku części sypialnej. Zaczerwieniłam się od szyi po same uszy i wybiegłam z sypialni. Mój brat oczywiście od razu przerwał, to co w tym momencie robił i wybiegł za mną. Równie speszony co ja przywitał się ze mną i posłał mnie wraz ze służącą do jednej z komnat gościnnych, po czym wrócił z powrotem do swojej. 

Szmaragdowe BerłoWhere stories live. Discover now