Rozdział 3

51 5 3
                                    

Ogromne zielone łąki rozpościerały się wiele kilometrów za nami i ledwie kilka przed nami. Byliśmy już po dwóch przerwach na napojenie koni i siebie. Do wieczora najpóźniej mieliśmy dotrzeć w okolice wioski mojej babki i rozbić tam tymczasowy obóz.

- Masz zamiar nie odzywać się tak do nikogo, aż do powrotu? - wraz z cichym stukotem kopyt obok mnie pojawił się generał Damen.

Zbyłam jego uwagę i spojrzałam na niego poważnie.

- Oh, teraz już rozumiem, dlaczego z tobą nie rozmawiają. - odchrząknął i ruszył by mnie wyprzedzić.

- Słucham? - przerwałam mu.

Zatrzymał się i poczekał, aż się z nim zrównam i kontynuował.

- Mówię, że już rozumiem czemu chłopcy nie chcą z tobą rozmawiać. - spojrzałam na niego i uniosłam brwi w niemym pytaniu. Westchnął. - Boją się ciebie, po tym co zrobiłaś na dziedzińcu, wcale im się nie dziwie. W dodatku jesteś taka poważna i ostra, ale teraz się zastanawiam czy nie jesteś po prostu bucem.

Zmarszczyłam brwi i sięgnęłam do pasa na udzie szybko wyciągając jedno z jeszcze przyczepionych tam ostrzy, i wycelowałam w Damena.

- Powtórz. - powiedziałam przez lekko ściśnięte zęby.

- Właśnie. - machnął ręką w moim kierunku. - Dokładnie o tym mówię. Zamiast zapytać o co mi chodzi, zaśmiać się, zaprzeczyć albo chociaż nie wiem, zacząć się tłumaczyć, ty wcelowujesz nóż w moją twarz.

- To sztylet. - poprawiłam go i lekko skruszona z powrotem włożyłam go do pochwy za paskiem.

- W takim razie odpowiadasz wycelowanym z moją twarz sztyletem, nie nożem, wybacz pomyłkę. - Wydaje mi się, że nawet lekko się zaśmiał.

- Wybacz, że jestem bucowata - mówiłam z lekkim wyrzutem. - ale jestem tutaj w konkretnym celu. - prychnęłam. - Z resztą wszyscy jesteśmy, a to, że oni - machnęłam ręką na odział rozciągający się za nami. - plotkują sobie w trakcie misji narażającej życie nas wszystkich, świadczy tylko o nich. I szczerze nie zachęca mnie to do dołączenia do nich. - Damen wywrócił oczami.

- Wow, to dopiero było bucowate , koleżanko. - uśmiechnęłam się do niego krzywo.

Jechaliśmy obok siebie w kompletnej ciszy. Wjechaliśmy do lasu, pachniało korą i wilgocią. Gałęzie drzew poruszyły się pchnięte przez wiatr, przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie minęła sekunda i usłyszałam głośny świst przy uchu. Strzała przeleciała centralnie kilka centymetrów obok mojej głowy. Druga strzała wyleciała z pomiędzy drzew wycelowana w naszego nawigatora jadącego przede mną, na szczęście chybiła.

Po oddziale przeszła wrzawa, a żołnierze zaczęli się przegrupowywać. Konie zaczęły się płoszyć Damen szybkim ruchem wyjął miecz z pochwy i uważnie obserwował ruchy liści. Chciałam to samo, ale wtedy zorientowałam się, że nie mam czym się bronić.

Po mojej lewej stronie pojawił się łysy żołnierz na koniu. Przeleciała kolejna strzała, tym razem z drugiej strony drogi. Z mojej prawej strony przeleciał topór, który przepołowił strzałę na pół, zmieniając trajektorie jej lotu. Dlatego strzała zamiast trafić mnie, trafiła w łysego mężczyzna obok mnie. Ktoś przede mną złapał topór i gwizdnął do właściciela broni, który okazał się Ascianem. Brunet kiwnął głową i wyciągnął kolejny topór zza pasa. Nie miałam pojęcia, że tu jest.

Za moimi plecami usłyszałam kolejny świst. Poleciała kolejna strzała, tym razem w stronę drzewa, z którego wyleciała ta, która zabiła łysego mężczyznę. Strzała należała do jednego z naszych łuczników i po płaczliwym okrzyku bólu zrozumieliśmy, że trafiła do celu. Pomiędzy gałęziami zaczęło spadać ciało, łamiąc je po drodze.

Szmaragdowe BerłoTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang