8.

3 0 0
                                    

Liny windy nie były przygotowane na taki ciężar, ale dzielnie wytrzymały nasz kilku sekundowy zjazd. Ja sama panikowałam. Jak tylko ostatni promyk światła świetlików znikną za drewnianymi drzwiami pudła, mój oddech przyśpieszył a serce zaczęło walić jak dzwon. Nie miałam pojęcia co się dzieje ale nie podobało mi się to. Wiedziałam jedno – Bozio i Milena wiszą mi rekompensatę. Nie wiem jeszcze co to będzie, ale na pewno coś wymyślę...
Jak wcześniej napomknęłam, jazda trwała jedynie kilka sekund. Drzwi otworzyły się znienacka, po przeciwnej stronie niż przewidywałam. Najwyraźniej moi towarzysze również o tym zapomnieli, bo spakowaliśmy się w złą stronę. Więc kiedy światło wpadło do środka naszego lokum, wszyscy wypadliśmy. Wylądowałam na Boziu, który leżał płasko na podłodze. Milena zrobiła przewrót w tył i po prostu stanęła z gracją przed nami. Gdy pomogła mi i Bożygniewowi wstać z kamiennej posadzki, rozejrzałam się dookoła po pokoju, w którym wylądowaliśmy.
Kuchnia była malutka, ściany zrobione zostały z korzeni wielkiego platana i ziemi wymieszanej z gliną.  Żółte, ciepłe światło, wypełniające nasze otoczenie, wywodziło się ponownie ze świecącego mchu,  który porastał cały sufit. Meble były w pełni funkcjonalne, mimo ich skomplikowanych kształtów. Lodówka, kuchenka; wszystko działało - lecz żadnych kabli nie było widać. Za to samo pomieszczenie, w założeniu służące do gotowania, było pogrążone w chaosie – patelnie walające się po blatach, brudne naczynia stojące przy zlewie w potężnych stosach, a na samym środku tego zamieszania stała znana mi już Dobrawa i machała fanatycznie ścierką na palące się wnętrze drewnianej miski.
- Nie wiem co się stało! - Zawołała jak tylko wszyscy staliśmy o własnych siłach. - Dodałam trochę przypraw do mąki a ta się podpaliła! To wszystko twoja wina Bożygniew!
Boziu tylko przewrócił oczami i oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi rękami po czym popatrzył na Milenę.
- I tak już od jakiegoś czasu. Jeżeli dalej tak pójdzie, będzie musiała gotować w warsztacie Tomiły! Weź coś z tym zrób...
Milena stała chwilę w ciszy, nie spuszczając oczu z Dąbrówki, która po udanym zgaszeniu pożaru dumnie sięgała po następną miskę.
- Mara, wy z Boziem szykujcie stół, talerze i sztućce do jedzenia, znajdziecie na górze. Ja się zajmę Dobrawą. - Spoglądając to na mnie to na Bozia. - Na co czekacie? Jazda!
Milena stanowczym krokiem weszła do kuchni i wyjęła miskę z rąk ślepej kucharki.
- Ja zrobię chleb, ty przygotuj zupę. Tylko ostrożnie z nożami i palnikiem, błagam
W czasie kiedy one gotowały, Ja z Bożygniewem wjechaliśmy z powrotem na górę i po ponownym wstaniu z podłogi odnaleźliśmy obrus i resztę potrzebnych przedmiotów. Rozłożenie ich na owalnym stole poszło nam szybko. Jedyny problem miałam z miejscami.
- Nie! Nie, nie, nie! - Zdenerwował się mój towarzysz. - Źle to robisz. Tutaj siedzi Jarzębina, nie Radochna.
- To co w takim razie zrobiłam źle? - popatrzyłam pytająco na zbulwersowanego chłopaka a następnie na głęboki talerz i utensylia,  które rozłożyłam.
- No przecież zły talerz! I zapomniałaś o serwetce! - Powiedział, w trakcie podmieniania talerza na miskę. Pod nią podłożył papierową chusteczkę. Popatrzył na mnie, ugiął jedną nogę i zaczął trząść swoimi dłońmi przed zastawą. Wyglądał komicznie. Kiwnęłam głową i zrobiłam to samo przy krześle obok. Powtórzyłam również ten sam gest, kiedy skoczyłam. Miałam nadzieję, że jest to jakieś zaklęcie dzięki, któremu wszystko jest dobrze. Raczej nim nie było, bo Bożygniew sfrustrowany z impetem walną się płaską częścią dłoni w czoło.
- Tutaj siedzi ta dziewczyna z lasu. ONA dostaje głęboki talerz. I tylko Jadzia i bliźniaki dostają chusteczkę.
- Dla czego tylko oni? - Zdziwiłam się i całkowicie odstąpiłam od stołu, pozwalając  mu dokończyć pracę. - I skąd już wiesz o dziewczynie z lasu?
Bozio nawet na mnie nie popatrzył, był zajęty rujnowaniem mojej dotychczasowej pracy czytaj: przestawianiem praktycznie całej zastawy.
- Odpowiedź na drugie pytanie jest prosta. Kiedy przyszedłem pomóc Dobrawie z gotowaniem, powiedziała mi, że zanim bliźniaki zabrały jej okulary, usłyszała jak szeptali pomiędzy sobą coś o jakiejś kruczowłosej dziewczynie,  którą Jadzia się teraz zajmuje. Była cała w bandażach. Dąbrówka zapytała się ich, czy rozmawiali na ten temat ze znachorką, a oni powiedzieli, że tak i że wszystko im opowiedziała w detalach. Jako, że to istna papla nie zdziwiłbym się gdyby to było prawdą. A co do chusteczek... - Podparł ręce na biodrach i popatrzył na nakryty do jedzenia stół. Obok trzech zastaw z chusteczko-podobnym papierem stały jeszcze małe cylindry w kolorowymi patykami. - Oni nie mogą usiedzieć w jednym miejscu przez długi czas i po prostu się nudzą. To jest na to rada. Z resztą zobaczysz przy obiedzie. Czas wszystkich zwołać.

Las BogówNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ