6.

3 1 0
                                    

Razem z Mileną podbiegłyśmy do chaty. Byłam ogromnie zaciekawiona poznaniem nieznajomej. Gdy weszłyśmy do środka, dziewczyna siedziała na łóżku; była dość poddenerwowana. Jadzia próbowała ją powstrzymać od wstawania i ogólnie od wykonywanie jakichkolwiek nagłych ruchów.
- Nie wstawaj, proszę. - powiedziała czule Jadzia. - Całkiem mocno oberwałaś i powinnaś odpoczywać. To tak w gruncie rzeczy cud, że przeżyłaś ten atak w lesie. Nie wiem czemu, nie narzekam tylko, po prostu nie rozumiem jak prawie wszystkie twoje rany już się zagoiły...
Dziewczyna nie słuchała się znachorki, uporczywie próbując podnieść się na nogi.
Ubrana w bawełnianą koszulę nocną, nie wyglądała na mocno uszkodzoną. Wręcz przeciwnie, wyglądała jak okaz zdrowia. Dopiero kiedy jęknęła z bólu i opadła na łóżko mogłam zobaczy jej okropne rany na boku, z których zaczęła sączyć się krew zostawiając plamy na ubraniu nieznajomej. Jej twarz zdobiła blizna ciągnąca się od lewego oka przez całą długość policzka - wydawało mi się jednak, że nie jest ona świeża. Włosy pozostawiła skołtunione i rozpuszczone, co podkreślało bladość jej skóry. Były mocno pofalowane, założyłam że pewnie przez dłuższy czas nie rozpuszczała warkoczy  . Gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki, Jarzębina nałożyła jej mokry okład na czoło.
Popatrzyłam na Milenę, nie wiedząc co robić. Widać było po jej twarzy że żąda odpowiedzi, ale wahała się - przepytywać ją teraz czy kiedy poszkodowana będzie czuć się lepiej. Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale nieznajoma ją uprzedziła.
- Jeżeli nie mogę wstać, czy mogę chociaż wiedzieć kim jesteście, gdzie jestem i co na bogów ja tu robię? - odezwała się gniewnie.
- Odpowiemy na wszystkie twoje pytania, ale najpierw ty odpowiedz na jedno nasze. - zarządziła Milena i popatrzyła dziewczynie w jej czekoladowe oczy.
- Strzelaj. - odpowiedziała po chwili milczenia.
- Jak ci na imię? - Jarzębina szybko zapytała. Poszkodowana przyglądała się zatroskanej Jadzi podejrzliwie.
- Arnika. - powiedziała powoli, dalej nieufna. Jadzia uśmiechnęła się po czym wyjęła notes i zapisała w nim coś szybko.
- Miło mi cię poznać. Jakie masz ładne imię! Wiedziałaś, że roślina po której się nazywasz jest gatunkiem chronionym i rośnie naturalnie tylko w warunkach górskich? Ma przepiękny zapach, ale też stosowana jest w lecznictwie na obrzęki oraz żeby wspomóc układ krwionośny! Mam własną plantację w ogródku. Ale wracając. Ja jestem Jarzębina, to jest Milena - Jarzębina pokazała na Milenę. Następnie zwróciła się w moją stronę i rzekła - A to jest, chyba Mara. Co do tego gdzie się właśnie znajdujesz, to leżysz na łóżku w mojej lecznicy w Zagajniku, czyli specjalnym miejscu, do którego Milena sprowadza innych, takich jak my, dla bezpieczeństwa ich samych oraz ludzi dookoła nich. Jesteś tutaj, ponieważ Mara znalazła cię ciężko ranną w lesie i przyprowadziła razem z Mileną do mnie abym mogła ci pomóc. A teraz leż i się nie ruszaj bo muszę zmienić ci opatrunek po twoim spotkaniu z, najprawdopodobniej, wilkiem.
Kiedy Jarzębina skończyła mówić, uśmiechnęła się ciepło i odeszła od łóżka pacjentki do biurka w drugim krańcu pokoju gdzie zaczęła, przebierać w ziołach i bandażach. Nie znalazła tego, co szukała, więc wybiegła na dwór do małego ogródka i wznowiła tam poszukiwanie.
Razem z Mileną stałyśmy zdezorientowane jeszcze przez chwilę. Arnika najwidoczniej postanowiła użyć chwili, w której nie ma z nami Jadzi, żeby znowu spróbować wstać. Zacisnęła zęby, przesunęła się siedząc do krawędzi łóżka i po głębokim oddechu stanęła na chwiejnych nogach opierając się o wysoką ramę. Widać było że bardzo ją wszystko boli, ale była zdeterminowana.
Posuwając się wolno po drewnianej podłodze, zmierzała w stronę drzwi.
- Jarzębina kazała ci zostać w łóżku. - próbowała interweniować moja towarzyszka. Arnika zignorowała jej uwagę i już opierała się o wyjście. Właśnie kiedy miała uciec z chaty, przez tylnie drzwi wparowała Jarzębina z małymi zielonymi listkami w ręku.
Zajęło jej jedyne chwilę, żeby z orientować się, że łózko, na którym jeszcze niedawno leżała ranna, stoi teraz puste a sama pacjentka znajduje się w framudze drzwi gotowa do wyjścia.
- A ty dokąd się wybierasz?! - wrzasnęła Jadzia, tak głośno, że popękały mi bębenki uszne.
- Ałła! - zaskomliłam cicho. Dopiero kiedy zakryłam uszy dłońmi zdałam sobie sprawę, że wszystko z moimi bębenkami w porządku.
Kruczowłosa stanęła jak wryta, kompletnie zdezorientowana przez nagłą zmianę charakteru jej opiekunki. Odwróciła ostrożnie głowę w jej stronę. Znachorka kurczowo ściskała zioła w ręce i wyglądała na naprawdę wściekłą.
- Natychmiast wracaj do łóżka! Chcesz, żeby szwy ci popękały?! A może właśnie masz ochotę na podróż w jedną stronę, do Nawi?! - pomaszerowała do Arniki po czym za rękę zaciągnęła ją i (dość brutalnie) posadziła na łóżku. Przez parę następnych minut zmieniała zszokowanej dziewczynie bandaże, nakładała maści i ogólnie próbowała jej pomóc również cały czas na nią krzycząc.
- Lepiej zostawmy je tutaj same na chwilę - szepnęła do mnie Milena. - I tak muszę pomóc Boziowi ugotować obiad zanim spali cały Zagajnik albo Dobrawa wyjdzie z siebie próbując mu wytłumaczyć, jak poprawnie ugotować grochówkę.
Pokiwałam głową w zgodzie i po cichu wymknęłyśmy się z hałaśliwej lecznicy.

Las BogówWhere stories live. Discover now