7. iron (man) + (doktor) strange

137 13 3
                                    


W rodzinie Starków zmieniło się bardzo dużo bardzo szybko. Przede wszystkim pan i pani Stark przestali być małżeństwem — zdjęcie spod sądu, które obiegło wszystkie portale, przedstawiało ich wychodzących z budynku ramię w ramię, ze złączonymi dłońmi, idących w stronę dzieci i czekającego przy nich Stephena. 

Tony najpierw przytulił dzieci, kucnął na chodniku i wyściskał je mocno; to samo zrobiła Pepper tuż obok, cmokając je i zapewniając, że już wszystko będzie dobrze. Cała piątka ściskała się mocno, czuli — wiedzieli — że ich rodzina jest tylko silniejsza dzięki temu, że nie ma miejsca na gromadzenie się brudu zaszłości i blaknięcia miłości między ich rodzicami, bo to małżeństwo zostało rozwiązane spokojnie, bez wyszarpywania sobie dzieci, bez walki o to, kto je widuje częściej, kto jest dojeżdżającym rodzicem. 

Stephen z zaskoczeniem odnotował rączkę Morgan ściskającą go za nadgarstek.

— Też jesteś w naszej rodzinie, musisz się przytulić. Takie są zasady — powiedziała poważnie, i Stephen posłusznie objął ją i Tony'ego ramionami. Tony czule pocałował go tuż po uwolnieniu się, szczęśliwy, ze łzami w oczach, bo wszystko powoli wchodziło na swoje miejsce. Dzieci zyskały zdrowszą relację między rodzicami i nowego przyjaciela, Tony mógł bez strachu związać się ze swoim ukochanym, Pepper mogła poświęcić się całkowicie temu, czemu chciała — swojej pracy, swoim organizacjom charytatywnym oraz, oczywiście, swoim dzieciom, a wśród tego wszystkiego znajdzie czas dla siebie. 

Rezultat był dużo lepszy niż się obawiała — dzieci zostawały z nią, tak jak planowała, z wizytami Tony'ego i Stephena praktycznie co drugi dzień, czasem nocowaniem, raz w miesiącu mieli jeździć na wspólne wycieczki (Stephen uprzedził ją od razu, że pewnie nie będzie się z nimi często zabierał, skoro to czas dla rodziny, ale Pepper szybko utwierdziła go w przekonaniu, że jak najbardziej jest częścią rodziny i częstotliwość wyjazdów z nimi jest tylko jego wyborem), wakacje też mieli wspólne, tak jak do tej pory. Nikt nie ucierpiał, rodzina nie była rozdarta na dwa stronnictwa, bo przecież rozeszli się w zgodzie i bez gorzkich uczuć wobec siebie nawzajem. 

— Idziemy świętować do jakiejś fajnej knajpy — zarządził Tony, tuląc dzieci do siebie; Morgan niemal na niego wlazła, trzymając się ojca jak mała małpka albo miś koala. — Nasza trójka i dzieci. 

Pepper uśmiechnęła się, kręcąc głową. 

— Niech będzie. Ale nie ty wybierasz, bo skończymy w miejscu z cheeseburgerami. 

— Ja nie mam nic przeciwko — pisnął Harley. 

— Ja też — dorzuciła szybko Morgan, kiwając głową, jakby chciała kogoś przekonać że jest najżarliwszą fanką tego pomysłu. 

Kobieta westchnęła, ale za westchnieniem czaił się uśmiech. 

— Ja mam. Stephen, jesteś doktorem, może być mnie wsparł, co? 

— Oczywiście, okazja zasługuje na poważne świętowanie w poważnym miejscu. Wszyscy w garniturach i wieczorowych sukienkach, a jak ktoś nie będzie umiał zjeść odpowiednio kraba, to wylatuje.

Harley zrobił wielkie oczy (podobnie zresztą jak jego ojciec, zaskoczony).

— Poważnie?

— Śmiertelnie poważnie. 

— Stephen! Dzieci mi straszysz, jesteś okropny — Tony złączył ich usta. — Chodźcie, wybierzemy coś demokratycznie, czyli tajne wybory. Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy — dodał przyciszenie, z rozbawieniem nasycającym głos. — Policzę je tak, że wyjdzie na moje.

𝐇𝐎𝐌𝐄𝐁𝐎𝐔𝐍𝐃. avengersWhere stories live. Discover now