Poświęcenie ✔

74 6 0
                                    

Dwunastka uśmiechnęła się. Nie wiedziała gdzie jest. Leżała, ale jej ciało było zdrętwiałe. Miała otworzone oczy, jednak przez widziała przez nie tylko lekką mgiełkę. Bolało ją, ale wiadomość, że uratowała Max, była dla niej ważniejsza.

Pewnie zastanawiacie się jak to się stało. Wyjaśnienie przyniesie zdarzenie z kilku lat temu.

Szpital Hawkins, Stan Indiana 22 czerwca 1974 rok

Krzycząca z bólu kobieta nie chciała skupiać się na małym, dziwnym zegarku, który wręczył jej ukochany, zanim ją zostawił. Jego tikanie wywoływało w niej jeszcze większy ból, niż sama choroba.

Wrzasnęła i załkała raz jeszcze, tym razem nie zostało to zignorowane. Do pokoju wbiegła pielęgniarka, Wanessa.

-Pani Zelio podaliśmy już odpowiednią dawkę leków- rzekła wzdychając co słowo- nie powinna, więc Pani czuć już bólu.

Kobieta się skrzywiła. Co miała powiedzieć? Że krzyczy po prostu i nic ją nie boli?

-Niech Pani zabierze ten zegarek- odparła Zelia zaciskając zęby.

Pielęgniarka przytaknęła. Podniosła malutki wskaźnik czasu, włożyła do kieszeni i wyszła z pokoju.

Kiedy pielęgniarka opuściła pokój poczuła dziwny niepokój, a chora leżąca w pomieszczeniu Zelia natychmiast umarła.

To nie był dzień dziwny tylko pod względem biednej kobiety. Wśród dziwości tego dnia napotkamy się na historię, również leżącej w szpitalu Kingi.

Kinga trafiła do szpitala urodzić. I rzeczywiście się stało. Na świat przyszła drobna dziewczynka. Wcześniak. Istotnie nie byłoby w tym nic dziwnego, oprócz jednego małego szczegółu. A równocześnie tak wielkiego... Sami się przekonajcie.

Młoda kobieta patrzyła się na swoje dzieciątko.

Co tu owijać w bawełnę. Do jej pokoju wbiegło dwóch mężczyzn.

Jeden miał przerażająco czarne włosy, był chudy i blady. Drugi za to posiadał, ku ironi losu włosy niebywale jasne, a jego skóra miała ciemny kolor.

Jeden z nich trzymał w dłoni tykający zegarek. Drugi, zaś list.

Ten bledszy, ku przerażeniu Kingi delikatnie podniósł dziecko.

-Co Pan robi?- wrzasnęła i niezgrabnie podniosła się.

Drugi wręczył jej do ręk list, a następnie oboje wybiegł z dzieckiem w rękach.

Chciała za nimi pobiec. Ale coś ją zatrzymało. Jakieś dziwne uczucie, które zaczęło wpychać ją spowrotem do łóżka. Mimo płaczu i łez Kinga nie mogła nic zrobić. Była bezsilna. Zdrętwiała ręka sięgnęła po list, niezręcznie drząc kopertę. Po przeczytaniu zawartości listu Kinga powtórzyła los Zelii. Umarła.

Może zastanawiać was fakt czemu. Czemu tak niewinne kobiety zmarły? I o co chodziło z tikającym zegarkiem? Zawartość listu wszystko to tłumaczy.

Droga Pani Kingo,
Pomyślałem, że przed śmiercią przyda się wyjaśnienie. Światło w czarnym tunelu, który dla Pani się już nie skończy. Tak czy inaczej nawet jeśli Pani życie nie zakończy się tak jakby Pani chciała, chcę aby Pani córka Mia, nie powtórzyła tego losu. Zastanawia, się Pani teraz zapewne o co chodzi. Może i przez rozpacz, spowodowany zabraniem dziecka. Już wszystko wyjaśniam.

Pani córka przyszła na świat 15 czerwca. Był to dzień założenia laboratorium, w którym pracuje. W tym o to dniu nasi niezwykle dbamy o bezpieczeństwo i z chęcią przyjmujemy nowe osoby do badań.

Nasza wtyka, w Pani szpitalu odnalazła Pani córkę. Mia, chodź z pozoru zwykłe dziecko urodziła się idealnie o 12 w nocy. Idealnie przy ukradzionym, już dawno przez naszego wroga zegarku. Zegarek, ten ma wiele możliwości, których zrozumieć nie może umysł osoby normalnej tak jak Pani.

To był przypadek, że Pani córka urodziła się przy nim. Obok waszej sali przechodził Pan Fred, żon umierającej Pani Zelii. Zegarek miał zawnić jej szybszy powrót do zdrowia. Dał go mu najprawdopodobniej złodziej.

Pani córka odziedziczyła niezwykłą moc. Zatrzymywanie czasu oraz oddawanie życia. To drugie rzecz jasna, niepotrzebne.

Oddać życie może w każdej chwili. Może oddać ranę... Przekazuję ją wtedy na siebie.

Dlatego, też niezwłocznie Pańska córka musiała udać się do laboratorium, gdzie się ją zajmiemy.

Umiera Pani dla niej. Nie chcemy, żeby przez nią Pani umarła w późniejszym czasie.

Z wyrazami szacunku,
Dr. Brenner

Dom Byersów, 1985 rok

Max otworzyła oczy. Obraz nadal był lekko rozmazany, ale umiała dostrzec ranną Dwudziestkę. Z oka popłynęła jej łza. Teraz już wszyscy patrzyli na dziewczynkę.

-Co tu się popierdoliło?!- parsknął Dustin.

Podbiegli do Dwudziestki.

-Nie ma pulsu- powiedziała, przez łzy Max.

-Umarła?!- wrzasnął Luckas.

Tak naprawdę było to oczywiste. Szukając złudzeń jak to wszystko wyjaśnić i rozpaczając nad śmiercią Dwudziestki nasuwały się pytania.

-O-ona oddała za mnie życie- wydukała Max.

Tydzień później...

Odbył się pogrzeb Dwudziestki. Był to jeden z najdziwniejszych pogrzebów. Sąd wydobył z laboratorium akta urodzenia dziewczynki i okazało się, że miała na imię Mia.

Na pogrzeb oprócz przyjaciół i ich rodzin, przyszło także liche grono pracowników z laboratorium.

Nie trzeba ukrywać, że śmierć najbardziej przeżyła Max. Ona oddała za nią życie.

___

Eluwinka<3

Kochani zbliżamy się do końca. W następnym tygodniu dodam epilog i podziękowania.

Kiedy skończę pisać, będę chciała poprawić wcześniejsze rozdziały, co nie powinno zająć mi dużo czasu, bo po prostu wiecie ferie. Potem chcecie Stranger Things 5?

Odnosząc się do rozdziału wiem, że jestem okrutna. Uśmierciłam Estkę. Przepraszam za to, ale coś musiało się stać.

Acha i zrobiłam nową okładkę.

To chyba tyle...

Do nie długa:-P


𝑆𝑡𝑟𝑎𝑛𝑔𝑒𝑟 𝑇ℎ𝑖𝑛𝑔𝑠 4  Where stories live. Discover now