1.

81 3 17
                                    

Mam na imię Claudia, mam  17 lat. Mieszkałam w małym mieszkanku w Londynie. Dzielnica na której mieszkałam nie należała do tych bogatszych. Zazwyczaj panował tam spokój.Tydzień temu ktoś zamordował moich rodziców , więc przez ostatnie siedem dni mieszkałam z rodziną zastępczą.

Rodzina Evans (rodzina zastępcza u której przebywałam) była jedną z tych bogatszych rodzin. Ich dom był ogromny, miał ponad 9 pomieszczeń. Znajdował się blisko centrum miasta. Minusy tej rodziny są takie że bardzo przestrzegali zasad, na przykład telewizor wyłączany jest o 21 albo wszyscy kładą się spać o 22:30. Wracając do domu, posiadał jedno piętro,parter i strych. Na parterze znajdowała się kuchnia,salon oraz niewielka lazienka. Natomiast na pierwszym piętrze znajdowała się duża łazienka z wanną z hydromasażem, sypialnia państwa Evans oraz pokoje ich dzieci a także niewielki pokój gościnny z malutką łazienką z prysznicem.

Państwo Evans miało dwójkę dzieci, dziesięcioletnią Olivię oraz siedmioletniego Jake'a. Olivia z charakteru była wredną, podłą, parszywą suką. Trzeba przyznać że jak na dziesięcioletnią dziewczynkę miała charakterek. Praktycznie ciągle uprzykrzała mi życie. Gdy byłam u nich trzeci dzień podłożyła jakieś mocno barwiące mydło, które zabarwiło mi białe spodnie , natomiast pierwszego dnia dosypała mi do kolacji pieprzu, wszytko było by okej tylko gdyby nie fakt że nasypała połowę paczki . Jej brat był jej przeciwieństwem, zachowywał się jak anioł. Nie krzyczał, nie piszczał był po prostu oazą spokoju. Interesował się rysowaniem oraz naturą. Nawet kolekcjonował pióra ptaków, miał ich chyba z pięćdziesiąt. Kiedyś miałam okazję zobaczyć jego pracę i muszę przyznać że ma całkiem duży talent jak na swój wiek.

Eleonora Evans była nudną czterdziestoletnią matką dwójki dzieci oraz żoną. Starała się wychować jak najlepiej swoje dzieci, ale jej coś nie wychodziło. Pokazywała im że mogą wszytko, i to że są bogaci mogą traktować biednych jak jakiś służących. Eric Evans miał coś około czterdziestu pięciu lat. Miał swoją własną firmę. Za dobrze go nie znałam ponieważ prawię ciągle siedział u siebie w firmie.

Wczoraj mój pobyt u Evans'ów się zakończył. Zadzwonili wczoraj do pani Evans z domu dziecka, poinformować że koleżanka mojej mamy chcę zabrać mnie do swojego domu. Pani Evans powiedziała mi żebym spakowała wszystkie swoje rzeczy. Nie chciała mi dokładnie powiedzieć o co chodzi. Dopiero rano dowiedziałam się o tym że lecę do Nowego Yorku. Dla mnie otworzył się nowy rozdział w życiu.

Około dziesiątej rano przyjechała po mnie taksówka. Pożegnałam się z rodziną zastępczą i wsiadłam do taksówki. Gdy otworzyłam drzwi czekała na mnie jakaś kobieta. Była ona blondynką o szarych oczach, wyglądała na coś około sześćdziesiątki. Kobieta przedstawiła mi się jako Katy Cooper. Nie wyglądała na miłą osobę. Od pani Cooper dowiedziałam się że za około trzy godziny będziemy na lotnisku. Szczerze czuję wielką ulgę wynosząc się od tych ludzi, nie lubiałam ich córki.

Przez ostatnie 5 minut zastanawiałam się dlaczego moje życie się tak potoczyło, dlaczego jadę jebaną taksówką na lotnisko. Dlaczego moi rodzice musieli umrzeć? Gdyby ktoś wcześniej zadzwonił po karetkę była by szansa. Czasami wieczorami lubię pomyśleć nad tym co bym teraz robiła gdyby moi rodzice żyli.

Po godzinie drogi zostało jeszcze 250 km do lotniska. Szczerze dobrze miesiąc temu zaczęły się wakacje, przynajmniej nie muszę iść na razie do nowej szkoły. Trochę się boję że ta rodzina przyjaciółki mojej mamy będzie taka sama jak rodzina Evans.

Z każdym kilometrem byłam bardziej zestresowana. Zostało 25 minut do lotniska. Praktycznie przez całą drogę słuchałam muzyki wspominając moje dzieciństwo. Tęsknię za rodzicami, każdym dniem coraz bardziej odczuwam pustkę. Czułam się samotna, nie miałam przyjaciół i rodzeństwa więc nikt nie mógł mnie wspierać w trudnych chwilach.

Jest godzina 13:10, dotarłam na lotnisko. Pani Cooper pomogła mi wziąć moje bagaże. Gdy weszliśmy do lotniska pani Cooper dała mi mój bilet. Pożegnałam kobietę i podziękowałam jej za bilet. Około 10 minut później sprawdzali czy nie mam niebezpiecznych rzeczy. Po 20 minutach wsiadłam do samolotu, muszę przyznać że nigdy nie leciałam samolotem więc się stresowałam lotem. Za ponad 6000 km będę w nowym domu, zacznę nowe życie, poznam nowych ludzi. Ta cała sytuacja mnie zaczęła mnie przerastać, jednocześnie będę tęsknić za Londynem ale z drugiej strony chcę  spróbować mieszkać gdzieś indziej. Sama już nie wiem co o tym myśleć.

Wyleciałam o 14:35. Gdy spojrzałam przez okno widziałam tylko chmury. Nie wiem jak wytrzymam te 10 godzin lotu. Strasznie mi się nudziło więc postanowiłam się zdrzemnąć. Ktoś mnie obudził.

-Cześć, czy mogę usiąść obok ciebie?- powiedział jakiś chłopak.

- Oczywiście.-  odpowiedziałam bez zastanowienia ponieważ nudziłam się a była okazja z kimś porozmawiać.

- Jestem Wyatt Oleff.- lprzedstawił się.

- Claudia Rees, miło cię poznać.- powiedziałam uśmiechając się. 

Wyatt jest wysokim brunetem o brązowych oczach wyglądał na miłego i przyjaznego chłopaka.Rozmawialiśmy bardzo dużo. Zorientowałam się że do końca lotu zostało ponad pięć godzin.

- Długo będziesz w Nowym Yorku?- zapytał chłopak.

- Oj bardzo długo.

- Rodzice pozwolili ci polecieć?

- Moi rodzice nie żyją, do Nowego Yorku wysłała mnie jakaś baba z domu dziecka.- odpowiedziałam jak najmniej potrafiłam.

- Przepraszam nie wiedziałem...- po chłopaku widać było że żałuję tego co powiedział.

- Spokojnie nic się nie stało, oczywiście że nie wiedziałeś.

- Mam pytanie.

- Jakie?

- Em jakby to powiedzieć, czy mogłabyś dać mi swój numer telefonu? Nie to że chcę się umówić na randkę tylko może kiedyś byśmy się spotkali, bo wiesz bardzo fajnie mi się z tobą rozmawia i ten no wiem że ledwo się znamy ale traktuje cię jak przyjaciółkę.- Wyatt wyglądał na bardzo zestresowanego i zmieszanego.

- Spokojnie,rozumiem. Też cię traktuję jak przyjaciela, prawdę mówiąc jesteś moim jedynym przyjacielem.- odpowiedziałam śmiejąc się.

Każda godzina z Wyatt'em mijała szybko. Wkrótce samolot miał lądować. Szczerze mogłabym spędzić z chłopakiem wieczność, jest dla mnie jak najbliższy przyjaciel.

Przez rozmowę z chłopakiem zapomniałam o tym że za parę godzin poznam ludzi z którymi będę mieszkać. Wysiadłam z samolotu ze łzami w oczach na samą myśl że za parę minut  rozstanę się z Wyatt'em.

- Wyatt... błagam powiedz że nie widzimy się ostatni raz...- łzy same napływały mi do oczu.

- Nie płacz. Spokojnie nie widzimy się ostatni raz, obiecuję że będę pisał codziennie i dzwonił raz w tygodniu.- widać było po nim że był blisko płaczu.

- To pa Claudia...- przez te słowa się rozpłakałem.

- Do zobaczenia Wyatt.

Chłopak przytulił mnie mocno i wyszedł z lotniska.





–––––––––––––––––––––––––––––––––––––––

1019 słów, mój rekord XD

Jakby były jakieś błędy to przepraszam.

             ! To tylko fan fiction !


𝑰 𝒘𝒊𝒍𝒍 𝒏𝒆𝒗𝒆𝒓 𝒇𝒐𝒓𝒈𝒆𝒕 𝒚𝒐𝒖 Where stories live. Discover now