VI. Ran

639 31 22
                                    

- Ugh... Coraz nudniejsze te zadania. - westchnął cierpiętniczo wysoki mężczyzna o krótkich, dobrze ułożonych fioletowych włosach z czarnymi pasemkami. Siedział on obecnie z rozprostowanymi nogami na kartonie pod ścianą, wąskiej, ciemnej, uliczki znajdującej się na terenie zajmowanym przez gang Bonten, odchylając głowę i patrząc w rozgwieżdżone niebo nad sobą.
- Może gdybyś mi pomógł, zamiast się obijać, nie nudziłoby ci się. - odparł ze złością jego brat, walczący aktualnie z dwoma przeciwnikami.
- Nie, dzięki. - odpowiedział szybko starszy z nich, wciąż nie odrywając wzroku od srebrnych drobinek nad nim, które były jedynymi świadkami całego zamieszania, odbywającego w tej niepozornej uliczce. - Poza tym, świetnie ci idzie. - dodał po chwili, widząc kątem oka jak jego towarzysz knockout'uje swoich przeciwników. Słysząc to młodszy z Haitani, posłał bratu mordercze spojrzenie i z westchnięciem poprawił swoją marynarkę, ubrudzoną krwią leżących na ziemi, nieprzytomnych przeciwników.
- Nie patrz na mnie, przecież zrobiłem swoją część roboty. - mówiąc to, Ran podniósł się, podpierając się dłonią o ziemię, a następnie wygiął plecy w tył, rozciągając je. W następnym momencie wskazał palcem w drugą część uliczki, która wypełniona była nieprzytomnymi mężczyznami, a jego twarz przyozdobił wredny uśmiech.
Rindou przez chwilę przypatrywał się bratu z konsternacją aż po chwili, westchnął z rezygnacją i bez słowa, ruszył w stronę wyjścia z uliczki, zostawiając go w tyle.
- Rusz się, ponoć ci się spieszyło. - powiedział w końcu młodszy z braci, zbliżając się do wyjścia, po czym spojrzał w stronę Rana, a na jego twarzy pojawiło się obrzydzenie. - I przestań się tak uśmiechać, jebany psychopato!
Ran słysząc to, wybuchnął głośnym śmiechem i po chwili, z ociąganiem ruszył w ślady mężczyzny przed sobą, zdając sobie sprawę, że miał on rację, w kwestii pośpiechu.

Jego dziewczyna miała, po tygodniu nieobecności, wrócić, a on chciał ją spotkać, nim jeszcze położy się do snu. Myśl o zobaczeniu ukochanej po takim czasie rozłąki, sprawiał, że jego serce przyspieszało, a uśmiech, sam z siebie, cisną się na jego usta.
Dlatego niespodziewana wieść, o zadaniu, polegającym na wytropieniu i daniu pamiętnej, bolesnej lekcji grupie z wrogiego gangu, pałętającej się po terenach Bonten, niemiłosiernie zirytowała mężczyznę, który miał mieć wolny wieczór.
Fioletowo włosy szybko wybiegł z uliczki i skierował się w stronę miejsca, gdzie wraz z Rindou zaparkowali swoje środki transportu.

- No nareszcie. - westchnął młodszy z nich, odpalając swoją maszynę, którą był najnowszy model Yamahy. - Ja jadę do siedziby, a ty pozdrów ode mnie Arię. - dodał po chwili i nie czekając na odpowiedź brata, ruszył przed siebie z piaskiem opon, znikając zaraz potem za zakrętem.

Porzucony mężczyzna jedynie obrócił oczami i po chwili wsiadł do swojego czarnego BMW, a następnie również ruszył w drogę, jednak w przeciwną stronę niż Rindou, obierając najkrótszą trasę do domu jego partnerki, a zarazem i jego. Ciepłe uczucia wypełniające jego wnętrze powiększały się z każdym mijanym, znajomym zakrętem, przybliżającym go do ukochanej. Nie mógł się już doczekać, żeby wziąć ją w objęcia, pocałować i znów zatopić się w jej błękitnych oczach, które były dla niego niczym ósmy cud świata. Dlatego, gdy podjeżdżając pod garaż, zauważył przebijające się nikłe światło, przez szparę w zasłonach, oznaczające, że jego wybranka jeszcze nie śpi, uśmiechnął się zwycięsko.

Z prędkością światła opuścił pojazd i, praktycznie w podskokach, ruszył w stronę drzwi wejściowych. Serce obijało się w jego klatce piersiowej na wszystkie strony, a on sam cieszył się jak dziecko, gdy poczuł jak klamka pod naciskiem jego dłoni, ulegle opada w dół, pozwalając mu wejść do środka.
Mężczyzna po cichu otworzył wrota i na palcach wszedł w głąb domu, upewniając się, że kobieta, aktualnie znajdująca się w kuchni, nie usłyszała go.
Haitani, w następnym momencie, stanął w przejściu pomiędzy kuchnią a salonem i oparł się o framugę, obserwując świecącymi się oczami i z uśmiechem swoją partnerkę.
Aria właśnie krzątała się po pomieszczeniu, chowając, niedawno co umyte przez otwartą przed nią zmywarkę naczynia, czego wyznacznikiem były osadzone na porcelanie krople wody. W całym swym zapracowaniu nuciła pod nosem nieznaną mężczyźnie melodię, co rusz robiąc z gracją obrót. Po chwili jednak, jakby czując, że jest obserwowana, zamilkła i odwróciła się w stronę wejścia.
Jej twarz wykrzywiła się w przerażeniu, a z jej ust wydobył się krótki krzyk. Nie mniejsze przerażenie musiał czuć także talerz trzymany aktualnie, przez czarnowłosą, który prawie wyślizgnął się jej, roztrzaskując się na dziesiątki małych kawałeczków, gdyby nie dobry refleks kobiety. Wszystko to stało się, kiedy tylko dostrzegła przyglądającego jej się partnera, co sprawiło, że on zaczął się głośno śmiać.

W następnym momencie zdziwienie ustąpiło miejsca złości, a niebieskie oczy kobiety, wpatrywały się w mężczyznę z chęcią mordu.
- Czy ciebie powaliło?! Chcesz, żebym padła na zawał?! - zapytała wściekła Aria, ostrożnie odkładając talerz, aby przypadkiem nic mu się nie stało. Po chwili jej mina spoważniała, a jej wzrok zilustrował mężczyznę od dołu do góry, zatrzymując się na jego twarzy. - Co ty zrobiłeś?! - zapytała, dokładnie akcentując każde słowo. Fioletowo włosy momentalnie spojrzał na swoje ubranie i zaraz potem pobladł, widząc, że jest ono praktycznie całe zabarwione krwią, jego wcześniejszych przeciwników, o czym kompletnie zapomniał.
- Emm.. Musiałam załatwić sprawy z członkami wrogiego gangu. - odpowiedział, niezręcznie się śmiejąc i pocierając kark. Jego oczy przeskakiwały z półki na półkę, byle tylko nie spotkać zimnego wzroku czarnowłosej, który dosłownie wywiercał w nim dziurę.
- Nie o to chodzi. - odparła momentalnie kobieta, a Ran spojrzał na nią ze zdziwieniem, jakby co najmniej zobaczył ducha czy kosmitę.
- Więc o co.. - niedane mu było dokończyć, gdyż niebieskooka westchnęła ze zrezygnowaniem i złapała się za głowę, odwracając również wzrok.
- Nie było mnie tydzień! Tydzień! Mogłeś mnie uprzedzić o tym, że zamierzasz ściąć włosy. - powiedziała ze złością. Zaraz potem znów spojrzała na Rana, zakładając przy tym ręce na piersi. Mężczyzna przez chwilę przetrawiał słowa kobiety, a kiedy zrozumiał, o co jej chodzi, wybuchnął głośnym, szczerym śmiechem, a kamień, powstały ze strachu, spadł z jego serca.

- To nie jest śmieszne, komu ja teraz będę robić warkocze? - zapytała urażona Aria, jednak lekki uśmiech na jej ustach, wskazywał, że sytuacja Haitani nie była taka zła, jak się zdawało na początku, co dodało mu pewności siebie.
- Oh.. już nie dramatyzuj. - mówiąc to, Ran podszedł do czarnowłosej, a w następnym momencie zamknął ją w szczelnym uścisku, który ona momentalnie odwzajemniła. - Tęskniłem. - stwierdził, umiejscawiając brodę na czubku jej głowy, a po chwili całując go.
- Ja też. - odpowiedziała Aria z uśmiechem. - Pasuje ci taka fryzura. - dodała po chwili, czym wywołała kolejny wybuch śmiechu mężczyzny.





One-shots | Tokyo RevengersWhere stories live. Discover now