III. Mikey

848 42 30
                                    

Przed moimi oczami rozpościerał się piękny obraz tętniącego życiem miasta nocą. Z każdej strony dochodziły do mnie odgłosy jadących aut, a czasami nawet klaksonów, używanych przez zirytowanych kierowców. Latarnie oraz kolorowe, neonowe światła sprawiały, że wyglądało to urzekająco, a rozgwieżdżone niebo nad całą scenerią, było niczym wisienka na torcie.

Moje długie, czarne włosy spokojnie powiewały na chłodnym wietrze, gdy z lekkim uśmiechem obserwowałam ludzi poniżej mnie, przechadzających się po oświetlonych ulicach. Taki widok był możliwy, tylko dlatego, że stałam na krawędzi dachu jednego z najwyższych wieżowców w okolicy, co, już jakiś czas temu, stało się moim miejscem na przemyślenia i ucieczkę od problemów.

Po chwili mój wzrok spoczął na śmiejącej się parze, która właśnie opuściła jedną z kilku restauracja, znajdujących się w tym obszarze. Momentalnie moja mina zrzedła, a ja sama odchyliłam głowę do tyłu z cichym westchnięciem.

- Wiem, że tutaj jesteś.. - powiedziałam po chwili ze spokojem, czując czyjąś obecność. Znów przeniosłam wzrok na panoramę miasta. - Zabijesz mnie? - zapytałam, dobrze zdając sobie sprawę, co za niedługo się stanie.

W odpowiedzi do moich uszu doszedł przytłumiony, charakterystyczny trzask odbezpieczanego pistoletu, który momentalnie rozwiał ostatnie wątpliwości, które tliły się w moim umyśle.
Powoli pokiwałam głową, na znak, że rozumiem przekaz, a po chwili zaśmiałam się cicho.

- Cieszę się, że przyszedłeś osobiście. - wyznałam szczerze. -Równie dobrze mogłeś wysłać Sanzu.. Teraz przynajmniej wiem, że nie byłam ci taka obojętna, jak mogłoby się wydaw... - nie dokończyłam, gdyż w tym samym momencie postanowiłam odwrócić się w stronę osoby stojącej za mną. Gdy tylko go zobaczyłam, moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, nie poznając młodego mężczyzny, który właśnie stał przede mną, z wymierzaną w moją klatkę piersiową, bronią. Przede wszystkim, jednak nie chciałam przyjąć do wiadomości, co się z nim stało.

Pod względem wzrostu pozostał on taki sam, jednak na tym aspekcie kończyły się wszystkie podobieństwa. Pierwszą wyraźniejszą różnicą, która rzuciła mi się w oczy, były krótkie, białe włosy, powiewające w rytm wiatru, wyglądające wręcz identycznie, jak te od dobrze mi znanej, nieżyjącej już od wielu lat osoby.
Następną rzeczą było to, że od naszego ostatniego spotkania, mężczyzna bardzo schudł, co wskazywało na to, że nie odżywiał się prawidłowo już od długiego czasu.

Ostatnią różniącą z tych widocznych gołym okiem była ta najbardziej bolesna dla mnie.. były to jego podkrążone oczy, które w tym momencie przypominały dwa, puste, czarne guziki. Jego spojrzenie było chłodne, całkowicie pozbawione emocji czy nawet życia, co sprawiło, że poczułam, jak moje serce pęka na kolejne kawałki.

Skrzywiłam się, czując ukłucie w klatce piersiowej, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od jego postaci.
- Co się z tobą stało, Manjiro? - zapytałam łamiącym się głosem, czują, że moje dłonie zaczynają się trząść. Mężczyzna nie odpowiedział i w dalszym ciągu wpatrywał się we mnie, bez jakichkolwiek emocji.

- Pamiętam słodkiego, czasami dziecinnego, chłopaka o wielkich planach, który z uśmiechem umiejącym rozjaśnić mój, nawet najgorszy, dzień, chciał stworzyć nową erę. Chłopaka, który zawsze dbał o przyjaciół i który zabierał mnie na niezapomniane randki. - kontynuowałam łagodnym głosem, robiąc kilka kroków w stronę Sano. Po moich policzkach powoli spływały łzy, których nie byłam w stanie, ale też i nie chciałam powstrzymywać.

- Nie ruszaj się. - zagroził zimnym głosem Manjiro, poprawiając broń w dłoni, na co ja natychmiast się zatrzymałam.
- To nie jesteś ty.. - wyszeptałam, nie chcąc sprowokować mężczyzny do nieodwracalnego posunięcia, jakim byłby wystrzał z pistoletu, którego nie zdołałabym uniknąć. - Mikey, proszę, wróć do mnie. - poprosiłam z nadzieją, której nie straciłam, nawet po tylu latach.

W tym momencie przypomniałam sobie niedawne słowa Drakena - Zmienił się, popadł w ciemność, której nawet on sam nie rozumie. To nie twoja wina. Nie pomożesz mu... - Nie przyznałam mu wtedy racji. Słysząc to, obiecałam sobie, że znajdę go i pomogę.

- Osoba, którą byłem kiedyś, już dawno nie żyje. Zginęła razem z nimi. - odpowiedział po chwili białowłosy, a w jego oczach dostrzegłam smutek, co było dla mnie znakiem, że jestem na dobrej drodze, przywrócenia jakichkolwiek emocji w nim.

- Wiem, że wiele przeszedłeś, ale ja też ich znałam, dlatego jestem pewna, że to nie tego chcieliby dla ciebie. Mikey, odłóż broń, wszystko będzie dobrze..

- Nie! Nic nie będzie dobrze! Dla mnie nie ma ratunku! - wykrzyczał Sano, łapiąc się za głowę. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy i już przez chwilę myślałam, że to będzie mój koniec, jednak mężczyzna po chwili opadł bezwładnie na kolana, łkając.

Nie zważając na niebezpieczeństwo, które wciąż było realne, podbiegłam do niego i wzięłam go w objęcia. Zaczęłam go gładzić po głowie i lekko kołysać, aby białowłosy choć trochę się uspokoił.

Robiłam to zawsze, gdy Mikey, nie wytrzymywał emocjonalnie, a były to momenty na tyle poważne, że tylko ja byłam w stanie go uspokoić. Dlatego zawsze, gdy coś się działo, dostawałam telefon czy to od Drakena, czy od Mitsuyi, z prośbą o pomoc. Wszystko jednak zakończyło się w momencie, gdy chłopak zerwał ze mną, a jak się później okazało, zerwał również kontrakt ze wszystkimi, znikając na wiele lat..

- Zapewniam cię, że wszystko się ułoży. Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić.. - mówiłam spokojnie, aż Mikey podniósł na mnie zaczerwienione oczy i spojrzał na mnie wzrokiem, łamiącym mi serce.

- Po tym, co zrobiłem, co chciałem zrobić... - w tym momencie jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, patrząc to na mnie to na broń, którą trzymał w dalszym ciągu w dłoni. Momentalnie odrzucił pistolet, jakby go palił i schował twarz w drżących dłoniach. - Ty nadal...?

- Manjiro. - mówią to, złapałam chłopaka za dłonie i zdjęłam je z jego twarzy, aby mógł spojrzeć na mnie. - Zapamiętaj to, cokolwiek się stanie, cokolwiek zrobisz i w jakiejkolwiek sytuacji będziesz, ja zawsze będę cię kochać i będę przy tobie. - powiedziałam twardo, wpatrując się w jego oczy, w których, w końcu byłam w stanie zobaczyć uczucia, a przede wszystkim życie.

Sano, wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, skanując moją twarz, jakby chciał się upewnić, że nie żartuję. Po chwili mężczyzna znów wpadł w moje ramiona, mocno mnie przytulając, jakbym była jedynie marą, która zniknie, gdy tylko mężczyzna mnie puści.

- Przepraszam cię! Tak bardzo cię przepraszam.. - zaczął powtarzać jak mantrę, a ja nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, czując ponownie zbierające się w moich oczach łzy oraz nadmiaru emocji, które wirowały w moim umyśle, więc jedynie odwzajemniłam gest.

- Ja też cię kocham.. - powiedział po chwili Mikey, chowając twarz w moich włosach, nawiązując do mojej wcześniej wypowiedzi. Na to wyznanie, moje kąciki ust momentalnie się uniosły. Odsunęłam się od niego i zaraz potem ujęłam jego twarz w dłonie, otarłam kciukami ostatnie łzy z jego policzków i złożyłem krótki, czuły pocałunek na jego ustach, których tak bardzo mi brakowało.

Kiedy odsunęliśmy się od siebie, Sano przyłożył swoje czoło do mojego, a ja na jego ustach zobaczyłam cień uśmiechu, będącego dotąd jedynie wspomnieniem. Uśmiech ten zwiastował początek długiej drogi, którą oboje musimy przejść, aby mężczyzna znów mógł cieszyć się życiem, jak za dawnych czasów. To właśnie było moim celem, który świecił najjaśniej w moim życiu.

- Nie zostawiaj mnie. - wyszeptał, kładąc dłoń, na mojej.
- Nie zamierzam. - odpowiedziałam pewnie z szerokim uśmiechem, czując, że tu zaczyna się moja szansa na odzyskanie prawdziwego Manjiro Sano.












Witam wszystkich serdecznie! Muszę szczerze przyznać, że dość ciężko pisało się tę część i ciągłe robienie poprawek nie pomagało.., ale mam nadzieję, że mimo wszystko podobało się i, że znów spotkamy się w następujących chęciach <3

One-shots | Tokyo RevengersWo Geschichten leben. Entdecke jetzt