IV. Hrabina Horwood

70 10 7
                                    

Hrabina Horwood mierzyła panią Milton wzrokiem.

– Zawsze uważałam, że jesteśmy po jednej stronie w społecznych i towarzyskich zmaganiach, rozumie pani – rzekła ochrypłym głosem.

Audrey zdziwiła się nieco na te słowa. Nigdy nie wiedziała o jakiejkolwiek znajomości jej matki z hrabiną Horwood. Sądziła również, że nigdy nie miały okazji nawet porozmawiać. Skąd więc takie słowa? Hrabina była jednak dość osobliwa, któż mógłby przejrzeć jej zamiary?

– Tak... O-oczywiście... – odparła pani Milton, równie zmieszana.

– Nigdy nie wchodziłyśmy sobie w drogę... Obserwowałam trochę pani rodzinę. Udało się pani potomstwo.

– Dziękuję, jaśnie pani.

– Nikt z nich nie jest jeszcze jednak małżeńsko związany. Aż mnie to nieco dziwi. Sądzę jednak, że panienka Audrey ma szansę w tym roku wyjść za mąż. Podoba mi się. Nie jest najpiękniejszą debiutantką na balu, ale ma w sobie taką rzadko spotykaną wśród tego narodu żywotność. To doprawdy wielka zaleta w osłabłej, mdląco nieczułej socjecie. Mężczyzn mamy zniewieściałych, a kobiety miękkie jak masło i rozwydrzone jak małe pieski. Oczywiście nie o wszystkich mowa. Pani rodzina jest na to dobrym przykładem.

– Dziękuję, jaśnie pani.

– Chyba nie stanowiłoby problemu, bym miała do pani niewielką prośbę...?

Ach więc przysługa! – pomyślała Audrey. – O to chodziło. Nie mogła jednak wymyśleć czegóż też hrabina Horwood mogłaby zażądać od jej matki.

– Jeśli tylko mogę spełnić życzenie jaśnie pani...

– Wybornie. Widzi pani, pani Milton... Zna może pani rodzinę d'Arbanville?

– Tylko z widzenia, ale nigdy nie miałam okazji bliżej ich poznać.

– Tak, tak. Zdaje się, że obiecałam im w środę odwiedziny. Zdaje się również, że nie przyjadę tam w środę, jak obiecałam, w związku ze sprawami... Jest jednak nagląca potrzeba by zostali odwiedzeni przez jakichś porządnych ludzi. Zawiadomię ich, że odwiedzi ich pani z córką w tę środę, a w sobotę może przyjedzie pani do mojej posiadłości i porozmawiamy nieco. Poproszę d'Arbanville'ów by oprowadzili panie po bażantarni i szklanych ogrodach. Nie będzie pani zawiedziona, proszę mi wierzyć.

– Bardzo chętnie, jaśnie pani... Ale czy państwo d'Arbanville nie będą niezadowoleni z odwiedzin obcych ludzi?

– Nie, nie. Absolutnie. Gwarantuję, że nie. Ja już im wszystko wytłumaczę.

– Skoro jaśnie pani sądzi, że tak będzie dobrze, to z pewnością się tam udamy...

– Wybornie! Niech pani pamięta by przyjechać do mnie w sobotę na herbatkę, powiedzmy na piątą. I niech przyjedzie pani z córkami. 

– Oczywiście.


Audrey stała później przy bufecie, gdy podeszła do niej Margaret, najstarsza z panien Pakenham. 

– Te paszteciki są absolutnie wyborne. Musi pani spróbować, panno Milton.

– Dziękuję za rekomendację, panno Pakenham.

– Poznała pani lorda Vance'a, panno Milton?

– Nie, nie miałam okazji.

– Ja również. Ale wiem kto miał. Tańczył z trzecią częścią obecnych panien na wydaniu, wyobraża sobie pani? Bardzo jasno określił swoje intencje. Myślę, że chce znaleźć sobie tutejszą żonę. Musi wejść w nasze społeczeństwo, spodziewamy się w końcu, że niedługo już to on będzie organizował tutejsze bale, hrabia Weddington jest stary i słabego zdrowia... Lord Vance jak dotychczas najbardziej upodobał sobie debiutantkę Angelikę Sainsbury, z którą tańczył aż cztery razy dzisiejszego wieczoru! Nie można jednak zapomnieć, że trzy tańce przetańczył z Jane Lynn, która jest już drugi rok w towarzystwie. Tańczył też z wieloma innymi damami, ale raz jeden co najwyżej. Gwiazdą balu jest jednak bezkompromisowo Angelica Sainsbury, okrzyknięta „kwiatem jutrzenki".

Bal w Brzozowym DworzeWhere stories live. Discover now