29.

712 49 27
                                    

Dylan:

Odkąd byłem z Thomasem moje życie uległo całkowitej zmianie. Częściej się uśmiechałem, chodziłem z głową w chmurach i moja praktycznie każda myśl sprowadzała się do niego. Oczywiście miałem głowę pełną zmartwień jak to ja:

A co będzie, jak ojciec Thomasa się dowie? Co jeśli stracę przez to pracę, jego ojciec wywali go z domu za to, że się ze mną związał? Co jeśli Thomas się mną zauroczył i mnie niedługo zostawi? Jest niedojrzały, i nieobliczalny, nigdy nie wiadomo co mu odwali. Jeśli by mnie zostawił, to nie mógłbym już tam pracować. 

- Dylan! - wyrwał mnie z zadumy głos Bretta.

- Co co - powiedziałem zdezorientowany.

- Pytałem o której będziesz w klubie - ponowił jak się okazało pytanie Brett, a ja spojrzałem na talerz z obiadem który był nietknięty, bo przecież się zamyśliłem.

- O dwudziestej pierwszej myślę - odparłem.

- Co się dzieje? Chodzisz tak zamyślony, bo jesteś zakochany, czy coś się dzieje złego?

- Nic się nie dzieje Brett, ale nie mogę wyrzucić z głowy pewnych rzeczy. Boję się, że ojciec Thomasa się o nas dowie, albo że mu się znudzę i zostanę bez jego i bez roboty. Czego bym nie zrobił będzie źle...

- Nie myśl o takich rzeczach, sam zawsze powtarzasz, że większość rzeczy o które się martwimy i tak nigdy się nie wydarzy - wypomniał Brett.

- Masz rację, ale czuję się trochę jak w potrzasku. Rozumiesz, bo to łączenie dwóch rzeczy, miłość i praca i jak w jednej z tych sfer się zjebie to automatycznie i w drugiej. 

- Wiem, ale tak się stało, jesteś z Thomasem, pracujesz dla niego. Nie cofniesz czasu, nie rozmyślaj o tym. Zjedz lepiej ten obiad i widzimy się wieczorem, trzymaj się - powiedział Brett i poszedł coś załatwić.

Zjadłem ten obiad jak mi polecił i starałem się nie martwić, zresztą musiałem pojechać do Thomasa, bo mu obiecałem że wpadnę na chwilę i pomogę mu z lekcjami jakby coś potrzebował. 

Ojciec Thomasa i Oliwia byli w domu, ale siedzieli na dole i omawiali wesele, więc tak jakby ich nie było. Wpuściła mnie Oliwia i od razu poszedłem do pokoju Thomasa, nikt nie był zdziwiony moją obecnością tutaj, była ona na porządku dziennym.

Zapukałem do pokoju Thomasa, chłopak natychmiast otworzył drzwi, uwiesił mi się na szyi i zaciągnął do pokoju zamykając nogą drzwi.

- Tęskniłem - powiedział.

- Ja też tęskniłem - powiedziałem i zachłannie pocałowałem chłopaka. Dopiero po chwili poczułem duszący zapach kadzideł i świec, na podłodze leżała jego mata do medytacji. 

- Tobie nie przeszkadza ten zapach wszystkiego tutaj? - spytałem.

- Nie, ale jeśli tobie przeszkadza to otworzę - powiedział i rzucił się szybko do okna by je otworzyć.

W jego zachowaniu było coś dziwnego, coś innego, był jakiś nadzwyczaj ekspresyjny i pobudzony. Nie wiem czy on nawdychał się tych kadzideł i jest taki pobudzony, czy ta medytacja taki ma wpływ na niego.

- Cieszę się, że przyszedłeś. Od rana ojciec i suka siedzą w domu i mnie wkurwiają, ale już się nieco uspokoiłem - powiedział chłopak.

- Jakoś dziwnie się zachowujesz. Ta medytacja tak na ciebie wpływa czy o co chodzi? - spytałem wprost i usiadłem naprzeciw niego.

- Ty tak na mnie wpływasz, Dylan - uśmiechnął się i poszedł do łazienki. 

Rozejrzałem się po jego pokoju i rzucił mi się w oczy pojemnik na leki w którym były jakieś tabletki, ale nie były niczym oznaczone. Nie wiedziałem co to do cholery jest, i miałem zapytać zaraz o to właściciela.

Mój drogi królewicz [DYLMAS]Where stories live. Discover now