Kilka dni później o mało nie spóźniłam się na zmianę przez moją, cudowną rodzicielkę, która postanowiła odwiedzić mnie w biurze firmy. Nie pozwolę jej, aby kierowała moim życiem tak jak przed ukończeniem przeze mnie dwudziestu jeden lat. Nigdy więcej.
— Co się dzieje, Taylor? — Zapytał Casey, gdy wezwał mnie do siebie.
Spoczęłam na łóżku, które stało w jego biurze. Westchnęłam i spojrzałam mu prosto w oczy.
— Nic ważnego. Moja matka ciągle ingeruje w sprawy CFD — powiedziałam. — Powiedziała, że przestanie obcinać budżet, zamykać remizy i zostawi mnie w spokoju, jeśli oddam jej firmę, kapitanie.
— Nie ma innego wyjścia, Margaret? — Zapytał Casey.
— Myślę o tym, odkąd dowiedziałam się, że po raz kolejny niszczy mi miejsce pracy — odpowiedziałam. — Po prostu kończą mi się pomysły, kapitanie. Wczoraj moja matka zamknęła remizę osiemdziesiąt jeden. Mieszkańcy zaczynają się buntować.
— Jeśli mogę... — zaczął Casey, lecz rozbrzmiał alarm.
— Wóz osiemdziesiąt jeden. Oddział trzeci. Karetka sześćdziesiąt jeden. Szef batalionu. Pożar budynku.
Oboje z kapitanem wybiegliśmy z gabinetu i popędziliśmy w stronę wyjścia.
— Zamknięte! — Krzyknęła Shay.
— Co?! — Zawołał Severide.
— Ktoś powiesił łańcuch — powiedziała Gabby.
Casey i inni pobiegli sprawdzić inne drzwi. Nagle obok nas pojawił się Boden. Podszedł do drzwi i krzyknął:
— Co to ma być?! Otwierać!
— Majstrują przy wozach — powiedział Herrmann.
— Hej — usłyszałam. To był Cruz. — Tylne wyjście.
Wszyscy pobiegliśmy do niego. Wyszliśmy na zewnątrz, a potem do wozów.
— Odsuńcie się od wozów — zawołał Casey.
— To formalny protest — powiedział czarnoskóry mężczyzna, który przypiął się łańcuchami do pojazdów.
— Ludzie potrzebują pomocy — powiedziałam do nich.
— Cap, dawaj obcęgi — powiedział Severide.
— Hej, co wy robicie? — Zapytał Boden mężczyzny.
— Protestujemy przeciwko zamknięciu remizy osiemdziesiąt jeden — odpowiedział.
— Osiemdziesiąt jeden? Osiemdziesiąt jeden? My jej nie zamknęliśmy. Też jesteśmy wkurzeni — powiedział Herrmann.
— Hej, ściągaj łańcuchy — powiedział ostro Boden do przykutego faceta.
— Nigdzie nie idziemy — odpowiedział facet. — Po zamknięciu remizy, czas reakcji w naszej okolicy jest dwa razy dłuższy. Żądamy otworzenia remizy, w przeciwnym razie, nie odejdziemy.
Boden patrzył na intruzów.
— Centrala, tu batalion dwadzieścia pięć. Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na wezwanie. Prosimy o przekazanie — powiedział szef do krótkofalówki.
— Przyjęłam.
— Rozetnijcie tamte łańcuchy i wszyscy do środka — oznajmił szef, co spotkało się z ogromną dezaprobatą moich współpracowników.
Nie mieliśmy wyboru. Wykonaliśmy to, co powiedział szef i po chwili wszyscy siedzieliśmy w salonie. Większość rozmawiała między sobą, a ja? Od godziny stałam w przejściu i patrzyłam na trójkę osób przypiętych do naszych wozów. Rozumiałam ich. Walczyli nie tylko o siebie, ale i o swoje rodziny, przyjaciół oraz sąsiedztwo. Bali się o swoje bezpieczeństwo. Wiedziałam także, że Mouch nie mógł nic zrobić, bo rada miasta przegłosowała już tą decyzję.
![](https://img.wattpad.com/cover/283682901-288-k490656.jpg)
VOCÊ ESTÁ LENDO
Firefighter: Lieutenant Taylor [Chicago Fire]
FanficMiałam kiedyś marzenie, które wypaliło, tylko w połowie. Już od najmłodszych lat chciałam zostać zawodowym żołnierzem, ale wszystko potoczyło się inaczej. Straciłam rodziców w wieku zaledwie trzynastu lat. Trafiłam do domu dziecka, gdzie musiałam so...