→ fluff

1.6K 83 10
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.




ZA KAŻDYM razem wywoływałxś u niego uczucie latających motyli.

I za każdym razem Albedo dziwił się reakcji swojego ciała, kiedy w jego żołądku delikatne skrzydła zaczynały trzepotać, tak nieznośnie szybko i boleśnie wolno, że obawiał się czy przypadkiem nie wzdrygnie się, a z jego gardła nie wydobędzie się ciche westchnięcie. Zaciekawiony trzymał jednak je w garści, nie pozwalając na wyswobodzenie się spod jego władzy. Pragnął poznać ich naturę, to, w jaki sposób powstają i jakim cudem mają nad nim, aż taką władzę. Bowiem za każdym razem czuł, jakby wraz z poruszeniem się chmary motyli, on sam dołącza do ich tańca i wraz z nowym i jakże tajemniczym uczuciem wyrusza w stronę Celestii. 

W dodatku wraz z nagłym wybuchem w jego żołądku, na bladej skórze zawsze pojawiały się krwiste rumieńce, pudrujące zadarty nos oraz policzki. Pojawiały się tak niespodziewanie, że nigdy nie był w stanie im zapobiec. Przez czas spędzony w Dragonspinie przyzwyczaił się do naturalnego różu, świadczącego o wpływie niskiej temperatury. W tych momentach jednak odczuwał znaczą różnicę między obydwoma wariantami. Kiedy kwiaty wiśni, przypominające te z Inazumy, które kiedyś otrzymał w prezencie, układały się na skórze, robiły to z największą ostrożnością. Nieśpiesznie opadały na końcówki uszu, aż w końcu kończyły na policzkach i nieśmiało przypominały o swojej obecności, kiedy szczególnie chłodny powiew wiatru zawiewał do środka jego laboratorium. 

Drugi zaś nie czekał na jego zezwolenie, ani nie bawił się w podchody. Pojawiał się znienacka, atakując całą twarz, nie omijając nawet szyi. Buchał ogniem — żywym, płonącym płomieniem, spalającym wszystko, co napotkał na swojej drodze. Wraz z każdym kolejnym pożeranym centymetrem odbierał mu myśli i pozbawiał możliwości formułowania zdań. W porównaniu z motylami, tak żałośnie trzepoczącymi w swojej klatce, rumieniec, czerwony jak róże uwielbiane przez Lisę, uwidaczniał swoje kolory dla wszystkich, emanując gorącem. Otwierał swoje pąki, a z każdym kolejnym wdechem płatki wypełniały jego płuca, pozbawiając go możliwości zaczerpnięcia powietrza. 

— Dzień dobry, Albedo — odpierałxś jedynie cicho, składając na jego policzku delikatny, prawie niewyczuwalny pocałunek. Wtedy właśnie, przez dłuższą chwilę miał wrażenie, że w miejscu twojego gestu opadła śnieżynka, zastępując zimne usta. Zaraz jednak wracał do rzeczywistości, gdzie wraz ze słodkim uśmiechem kierowałxś się gdzieś w stronę półek, oddalając się od niego na bezpieczną odległość. 

Powinien był ci za to podziękować. 

Gdyby nie to twoje oczy zaobserwowałyby, jak motyle ponownie wstają do tańca, a czerwone róże otwierają się na świat. I jakże niespotykanym zjawiskiem dla niego było to, że za każdym razem, kiedy wasza skóra stykała się, choćby w najmniejszym, nieistotnym geście, to Albedo nie był pewien tego, co się właściwie działo. Świat zaczynał wirować, a jego organizm szalał. A był to zaledwie jedna, niewielka chwila. Mimo to tkliwość momentu była prawie tak samo słodka, jak usta składające pocałunek. Ah, wystarczyło wspomnieć o uczuciu, które budziło się wraz ze złączeniem obu warg i spleceniu dłoni, i już zaraz symptomy choroby wracały. 

Morskie oczy, iskrząc nieznacznie w otoczeniu bieli śniegu, przesunęły się w stronę wnętrza laboratorium, podążając za sylwetką krzątającą się po jej wnętrzu. Kiedy ognisko oraz wykonywane eksperymenty doszły do linii jego wzroku, woda zmieniła swoją barwę, wypełniając się ciepłem i drugą, jaśniejszą iskrą. Zarówno ogień, palący się z boku, jak i twoja osoba mogła wywołać taki obraz na tęczówkach Albedo. Teraz pozostawało jedynie pytanie, które z dwóch czynników odpowiadało za jego zagubienie. Bowiem iskra z każdą mijającą chwilą zatapiała się coraz głębiej. Tylko postawienie kroku w stronę środka sprawiało, że ta pobudzona wypływała na brzeg, tudzież znowu się chowała, nie mając pewności, co do swojego celu. 

W mroźnym powietrzu Dragonspine'a oddech zamieniał się w ciepłą parę, unoszącą się przez ułamek sekundy nad ustami, a palce, w szczególności te nieodziane, nabierały różowawej, wręcz czerwonej barwy, powracając do normalności dopiero przy cieple. A jednak kiedy dłoń Albedo, wyjęta z rękawiczki, znalazła swoje miejsce tuż obok twojej, wplatając się w przerwy, idealnie wyrzeźbione dla niego, temperatura ogniska nie była już potrzebna. Wraz z jego nagłym poruszeniem, powróciłxś wzrokiem do niego, zerkając szybko na splecione ręce. I tuż po tym w laboratorium rozbrzmiał cichy, ale jakże piękny dla niego dźwięk cichego śmiechu, a rumieńce przeniosły się na drugie policzki, akompaniując muzyce. 

— Nie mów, że się za mną stęskniłeś — rzuciłxś ze śmiechem, zmniejszając dzielącą was odległość. A Albedo był w stanie tylko przypatrywać się twojej twarzy, ze zdumieniem obserwując swoje własne reakcje. Mimo, że sam zainicjował dotyk, to uczucie uzupełnione zostało dopiero wtedy, kiedy to ty odpowiedziałxś na jego gest. — Myślałxm, że nawet nie zauważysz mojego zniknięcia... 

— Bez ciebie jest tu... Pusto — odezwał się w końcu, kładąc rękę na twoim biodrze, aby poczuć potrzebną mu bliskość. Tym samym oparł swoje czoło na drugim, wypuszczając ciężko powietrze. Nie mógł znieść uczucia targającego jego myśli, ciało, jak i bijące serce. Delikatnie pulsując, unosiło go w góry i zanosiło na zielone łąki. Było chaotyczne, ale zarazem stanowiło jego jedyną ostoję, gdzie świat wydawał się być taki, jaki powinien. 

Po przymknięciu oczu, widok, który wywoływał u niego niespotykane reakcje, zniknął, ale całość odczucia pogorszyła się wielokrotnie, całkowicie odbierając mu wdech. Wreszcie wszystko układało się w harmonii. Jedyna prawda w tym wszechświecie. Stała oraz krzywa, wahająca się między jednym, a drugim. Kiedy wasze usta zbliżyły się do siebie, badając się nawzajem, jak najznakomitszy eksperyment Teyvatu, wszystko w Albedo wrzało. Przechylając głowę, brał więcej i więcej, nawet na rzecz swojego oddechu. Próbował poskromić ogień w sercu, w rzeczywistości jeszcze bardziej go karmiąc. A ten płonąc jasno i żywo, ocieplał dwójkę osób, znajdując ich miejsce w swoich ramionach. 

Ah, Albedo chyba oszalał. 

❝CLIMAX❞ genshin impact x reader oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz