5. Pozbyliśmy się zdrajcy

Start from the beginning
                                    

— Błagam, zaufajcie mi! To jest kłamstwo! Przecież to Oliwia zajmowała się herbatą! Natalia była moją przyjaciółką! — Brązowooka dziewczyna była już bardzo zdesperowana.

— Więc może specjalnie zabiłaś akurat ją, żeby oskarżenia nie spadły na ciebie? — Zasugerowała Sara, chcąc dolać oliwy do ognia. Doskonale wiedziała, że to nie Tosia. Nie była to też ona sama. Dlatego postanowiła chociaż strasznie naciskać na wyższą od niej dziewczynę.

— To ma sens... — Przyznał Marcel.

— NIE! TO NIE TAK! — Krzyczała Tosia.

— To co z nią robimy? Nie możemy trzymać tutaj tej zdrajczyni... — Powiedział Piotrek, patrząc na Tosię wrogim spojrzeniem.

— Hmm... Musimy się jej stąd pozbyć, ale nie mamy jak jej stąd wypędzić, skoro jesteśmy zamknięci — Zauważył Franek. Myślami był zadowolony, że innemu zdrajcy wszystko tak dobrze się udało. Gdyby tylko on był równie sprytny...

— Mam pomysł! — Oznajmił Gabryś. — Zrzućmy ją z dachu!

— Oszalałeś?! Zabijemy ją tym! — Zauważyła Amelka.

— Jeżeli rzeczywiście jest zdrajcą i przyczyniła się do śmierci minimum jednej osoby, to będzie to sprawiedliwe. — Max wzruszył ramionami.

— Poza tym, czy mamy inne wyjście? Zabijanie nie jest humanitarne co prawda, ale przy tym, co ona zrobiła to tak naprawdę nic. — Stwierdziła Oliwia.

— Dobra, Gabryś i Franek do mnie — Zarządził Albert.

— ZARAZ, WY NIE MÓWICIE POWAŻNIE! — Przeraziła się oskarżona.

Chłopcy otoczyli Tosię, która próbowała się wyrywać i nadal krzyczała, że to nie ona. Zaczęli ciągnąć ją w kierunku drzwi, a Zuzia i Sara, które stały z tyłu, zaczęły ją popychać. Tosia nie miała jak stawiać jakiegokolwiek oporu. Wszyscy pozostali szli za nimi, żeby móc zobaczyć całe to zjawisko. Dziewczyna, na którą wydano wyrok była ciągnięta po schodach na samą górę, dopóki cały korowód nie dotarł pod drabinkę na drugim piętrze, która prowadziła do klapki w suficie, która prowadziła na dach.

— Ja pójdę pierwszy — Zarządził Albert. — Potem niech wejdzie ona, a potem wy, a na końcu pozostali jeśli chcą.

Chłopak o lokowanych włosach wspiął się na górę po drabinie, aż do klapki. Niby była zamknięta na kłódkę, ale w rzeczywistości ta kłódka była tak stara, że przejście otworzyło się po mocniejszym uderzeniu w nie. Na co dzień nikt zbytnio o tym nie wiedział i nikt nawet nie próbował go użyć, dlatego nie stanowiło zagrożenia, ale teraz jakoś trzeba było ukarać zdrajcę, dlatego postanowili go użyć. Kiedy Albert stanął na dachu, poczuł na sobie powiew jesiennego wiatru. Nachylił się nad klapą i ponaglił Tosię wzrokiem.

— Nie! Nie wchodzę tam! — Sprzeciwiła się dziewczyna. — Nie będziecie mnie karać za coś, czego nie zrobiłam! Kurwa, to jest niesprawiedliwe!

— Niesprawiedliwe jest to, że w ogóle nadal oddychasz tym samym powietrzem co my — Stwierdził Franek.

— Franek! Ty wiesz doskonale, że bym tego nigdy nie zrobiła! Znasz mnie! Proszę, zrób coś! — Tosia zwróciła się w stronę blondyna. On tylko opuścił wzrok na podłogę.

Znał ją długo. Naprawdę długo. Można nawet powiedzieć, że mimo, iż ich relacja była nadzwyczaj pokręcona, bo jednocześnie działali sobie na nerwy i lubili się, to naprawdę byli przyjaciółmi. Ale... Wiedział też, że nie może nagle wybrnąć z tego, co już zaczął. Wiedział też, jaka Tosia potrafi być dla innych osób. Dlatego nawet, jeśli miał wyrzuty sumienia w związku z tym, co teraz robi, bo przecież skazuje ją na śmierć, to jedynie zacisnął pięść i powiedział:

Wśród nas || Among Us fanfiction || ft. Moja klasaWhere stories live. Discover now