— Wrócę — powtarza z naciskiem, widząc moją niepewną minę. — Nie ucieknę.

— Mhm… — mamroczę pod nosem.

— Do zobaczenia — rzuca tuż przed wyjściem z "mojej" sali.

— Do zobaczenia — odpowiadam.

Carter
Wychodzę z jego sali, a następnie z budynku. Głowa w dalszym ciągu mnie pobolewa, ale nie zwracam na to uwagi. Wsiadam do samochodu, zapinam pasy, sprawdzam lusterka. Następnie wyciągam ze schowka mapę miasta i przeglądam ją. Po kilku minutach poszukiwań wreszcie odnajduję pożądany znaczek hotelu. Sunę wzrokiem wzdłuż drogi, którą powinnam jechać, żeby ją zapamiętać, a następnie odkładam mapę na siedzenie pasażera i odjeżdżam.

Miasto jest niezwykle zakorkowane, a ja muszę przejechać prawie na drugi jego koniec. Przeklinam cicho pod nosem, bębniąc nerwowo palcami o kierownicę. Nie zastanawiam się nad tym, że to może nie przystoi. Nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką ubraną w pudrowe, muślinowe sukieneczki z różowymi kokardkami wplecionymi we włosy. Już w przedszkolu trzymałam sztamę z chłopakami: bawiłam się z nimi samochodami, kopałam piłkę. W kolejnych latach życia to się tylko nasiliło. Dla osobników płci przeciwnej zazwyczaj byłam kumpelą, tak naprawdę niewiele czasu spędzałam z dziewczynami. Interesowałam się sportem, za którym one nie przepadały. Poza piłką lubiłam również rysować, co odbiło się na wyborze studiów. Skończyłam architekturę. Następnie przez jakiś czas pracowałam w biurze w rodzinnym Los Angeles, lecz nie wspominam dobrze tego okresu; może przez sytuację, która wynikła, i moją naiwność. Dałam się omotać, co mogło się dla mnie naprawdę źle skończyć. I skończyło. Między innymi dlatego wyjechałam do Londynu, gdzie znalazłam pracę w zawodzie, a następnie wynajęłam dość spore mieszkanie blisko centrum. Aż w końcu udało mi się wyjechać na upragniony urlop do Bangkoku. No, ale oczywiście kiedy myślałam, że już sobie wszystko ułożyłam, życie na nowo mi się w jednej chwili pokomplikowało. Czułam się w pewien sposób odpowiedzialna za tego chłopaka. Może po prostu było mi go szkoda, bo – jakby nie patrzeć – został całkiem sam w tym wielkim mieście.

Na miejsce docieram po pół godziny nerwowej jazdy. Wychodzę z samochodu, po czym wciskam odpowiedni przycisk na pilocie, zamykając pojazd. Wchodzę po małych stopniach, kierując się w stronę drzwi ogromnego budynku hotelu. Zatrzymuję się, bo od razu przytłacza mnie otoczenie. Wnętrze urządzone jest gustownie i z przepychem, w złoto-czarnych barwach. Mam wrażenie, że wszystkie oczy idealnie wymalowanych, uczesanych i poubieranych (czyli zapewne bogatych) "dam" są zwrócone na mnie. Cóż się dziwić. Muszę wyglądać przy nich jak oferma w poprzecieranych, dżinsowych szortach, odartych kolanach i łokciach, potarganych włosach i zwykłych, szarych tenisówkach. Unoszę podbródek, dzielnie znosząc te spojrzenia, mimo że w środku czuję się koszmarnie. Po raz kolejny spoglądam na liczbę znajdującą się na kluczu, po czym przenoszę wzrok na tablicę informacyjną stojącą w ogromnym holu tuż obok rośliny w doniczce. Piąte piętro. Okay. Odnajduję windę, po czym wciskam przycisk, który powinien ściągnąć ją do mnie. Obok mnie staje kolejna wypielęgnowana "pani". Pragnę stamtąd uciec, ale powstrzymuje mnie przed tym myśl o chłopaku leżącym z rozbitą głową w szpitalu. W końcu drzwi się rozsuwają, a ja wchodzę do ciasnego pomieszczenia, po czym naciskam kolejny guzik. Przymykam oczy, starając się nie myśleć o tym, że perfumy, których zapach unosi się w powietrzu, muszą kosztować przynajmniej połowę mojej miesięcznej pensji, o ile nie całą. Po piętnastu uciążliwych sekundach wysiadam z windy, po czym rozglądam się po korytarzu. Po chwili odnajduję odpowiedni pokój. Odkluczam drzwi i wchodzę do niego. Zamykam je za sobą z ulgą, wypuszczając powietrze z płuc. Wreszcie czuję się nieco lepiej. Zaglądam do szaf i komody, a wszystkie znalezione rzeczy ostrożnie układam na łóżku. Koszule, spodnie, skarpetki, bokserki, T-shirty itd. Zaglądam na chwilę do łazienki i zabieram z niej wszystkie kosmetyki. Nagle mój wzrok zatrzymuje się na dokumencie leżącym na komodzie. Brytyjski paszport na nazwisko: „Harold Edward Styles”.

________________________________________________

Na razie postanowiłam opublikować te 2 rozdziały, które znajdują się również na blogspocie. ☺ Trochę przeraża mnie fakt, że w piątek minie miesiąc, od kiedy dodałam tę część tam, na blogspocie. xd Na szczęście na dzień dzisiejszy tę historię zakończyłam, więc teraz już nie będzie takich przerw. ☺
A co do rozdziału… Tak, wiem. Bla, bla, bla... Nudy. Flaki z olejem. Jeżeli szukacie fanfiction, w którym akcja zaczyna się już na samym początku, to niestety źle trafiliście. ;_;
Jeśli jednak udało mi się kogoś zainteresować, to informuję, iż kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu, ale kiedy – nie wiem. No i gwiazdkujcie, komentujcie – cokolwiek, żebym wiedziała, że ktoś to czyta. xx
PS. Idk, dlaczego bohaterowie są poprzestawiani (przynajmniej u mnie w aplikacji). Dla pewności, powinno być tak:
Harry
Carter
Kris
Nicole
Taylor.

AmnesiaWhere stories live. Discover now