Część 17 "Kłamstwo i wstyd" [Rozdział 5]

196 15 4
                                    

Otworzywszy rano oczy, Javier zobaczył, że miejsce na łóżku obok niego jest puste. Obudził się z ręką ułożoną w poprzek materaca, jakby obejmował Aleję ramieniem. Zmrużył powieki i przez chwilę trwał w bezruchu. Zastanawiał się, kiedy wyszła. Po omacku sięgnął po swoje okulary. Strącił coś nadgarstkiem, więc wyciągnął się w stronę podłogi. To była mała, wyrwana z zeszytu, karteczka. Położył się z powrotem na plecy i uniósł notatkę na wysokość oczu. Nakreślono kilka zdań, mało eleganckim charakterem pisma.

„Twoi rodzice zaczęli krzątać się po domu, bałam się, że mogą mnie nakryć u ciebie. Ciężko byłoby nam wytłumaczyć, jak weszłam na pierwsze piętro. Nie używając drzwi.
Pójdziemy gdzieś, dzisiaj?
Przepraszam, że wyszłam bez słowa, ale nie lubię Cię budzić. Przynajmniej we śnie, sprawiasz wrażenie rozluźnionego.

Aleja”

Uśmiechnął się do siebie, czytając kilkakrotnie liścik. Obiecał sobie, że zapyta ją o to, czy na codzień wygląda na spiętego, skoro w nocy tak nie jest.
Schował kartkę do książki na szafce, wziął telefon do ręki i przetoczył się na bok. Znieruchomiał. Poduszka pachniała Alejandrą, w miejscu, gdzie spoczywała jej głowa. Zamknął powieki przywołując obraz leżącej obok niego Wolf. Uśmiechnął się do siebie i otworzył oczy. Zastanawiał się gdzie może ją zabrać, gdy w jego głowie rozległ się ostry gwizd, jakby lokomotywa odjeżdżała ze stacji. To był sygnał, że dzisiaj ma się spotkać z Bradley i Stilesem. Powinien im powiedzieć o Alejandrze. Westchnął i wystukał krótką wiadomość do Alejandry.

„Przepraszam, ale dzisiaj obiecałem Bradley i Stilesowi, że gdzieś razem pójdziemy.”

Wysłał smsa, a po chwili zastanowienia napisał drugiego:

„Ale przyjdziesz dzisiaj w nocy, prawda?”

Nie odrywał oczu od świecącego ekranu, czekając na jej odpowiedź. Nie potrafił zdusić w sobie irracjonalnego niepokoju, że Wolf się zezłościła. Odetchnął z ulgą, gdy telefon wydał z siebie głośne ćwierknięcie.

„Jeśli tylko tego chcesz. Gdybyś wrócił ze spotkania z przyjaciółmi wcześniej, to daj znać. Uważaj na siebie.”

Zmarszczył brwi, pocierając palcami wolnej dłoni skroń. Nie potrafił odczytać z tych kilku słów, czy Aleja jest rozdrażniona, czy nie. Im dłużej o tym myślał, tym większy mętlik miał w głowie. W końcu odpisał:

„Oczywiście, że chcę. Jesteśmy w kontakcie.”

Odłożył telefon i wstał z łóżka. Mył się i ubierał jak w transie. Znał ten stan, w Mydale to zamyślenie nachodziło go nie pierwszy raz. Schodząc na dół zadzwonił do Stilesa. Umówili się na popołudnie. Mieli zjeść we trójkę lody, potem iść na spacer, a wieczorem do kina na Polowanie z Madsem Mikkelsenem.
Przy stole zastał całą rodzinę. Rosalio i Felipe pogrążeni byli w rozmowie, a Julian… Twarz Juliana lewitowała nad stolikiem. Z perspektywy Javiera głowa jego brata trzymała się nad stołem dzięki jakimś paranormalnym zjawiskom. Uśmiechnął się do siebie i zasiadł obok Juliana. Dopilnował, by krzesło ogrodowe odpowiednio skrzypnęło o podłogę.
- Cześć – odezwał się wprost do jego ucha, mając na uwadze również to, by jego głos nie był zbyt cichy. Siedzący obok niego Solano rzucił mu mordercze spojrzenie i powrócił do stanu nieważkości, w jakim zastał go Javier.
- Jakie plany na dzisiaj? – zagaił ojciec, nadziewając na widelec połówkę truskawki. Wietrzny, październikowy poranek ogrzewał taras ciepłymi promieniami słońca. Javier czuł jak ciepło rozchodzi się od jego pleców po całym ciele. Pogoda była dużo lepsza, niż się spodziewał. Miał cichą nadzieję, że spacer z Bradley i Stilesem się uda i nie będą musieli iść do kawiarni. Rozmowa, jaką miał zamiar odbyć z przyjacielem, była zbyt osobista, by przysłuchiwali się temu klienci z okolicznych stolików.
- Umówiłem się z Bradley i Stilesem – odpowiedział, nakładając sobie dżemu na kromkę ciemnego chleba. Wczorajsza wizyta Alejandry sprawiła, że dopisywał mu humor i apetyt. Zastanawiał się, czy jego fascynacja tą dziewczyną kiedykolwiek minie.
- Bradley to taka miła dziewczyna – wtrąciła pospiesznie mama, patrząc na syna znacząco. Javier był niemal pewien, że Felipe chciał wywrócić oczami, jednak się powstrzymał i posłał synowi sztuczny uśmiech. Choć ojciec kochał Rosalio, od kiedy tylko ją poznał, to jej nadopiekuńczość względem Javiera drażniła go coraz bardziej. Chciał wychować obu synów na silnych mężczyzn i o ile w przypadku Juliana przypisywał sobie sukces, to bał się, że przez Rosalio młodszy z nich nie spełni jego oczekiwań. Matka trzymała go pod kloszem, niczym najcenniejsze dzieło sztuki. Nie dopuszczała, by cokolwiek stało się Javierowi. Felipe zaś uważał, że trzeba dać dzieciom wolną rękę, a gdy za bardzo zboczą z właściwej drogi, brutalnie ich na nią sprowadzić.
- Świetna przyjaciółka – odpowiedział szybko Javier, wkładając sobie do ust kawałek kanapki. Oboje, Rosalio i Felipe, spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Ojciec wyrażał spokojne zainteresowanie, ale matka była wyraźnie zdezorientowana. Młody Solano zdał sobie sprawę, że w głowie jego rodzicielki tliła się już myśl, o tym, że po Emmie znalazł jednak przyzwoitą dziewczynę. Z ubogiej rodziny, ale dobrze wychowaną i świetnie rokującą na przyszłość.
- Myślałam, że się spotykacie – westchnęła Rosalio, biorąc w dłonie filiżankę zimnej kawy, by zająć czymś ręce.
Javier wzruszył ramionami i posłał matce kolejny uśmiech.
- Jak przyjaciele. Całą trójką. Ja, Stiles i Bradley – wyjaśnił spokojnie, zadowolony, że kolejne domysły Rosalio zostaną rozwiane. Nie był jeszcze jednak gotowy by powiedzieć im o Alejandrze. Nie chciał tego robić, dopóki sam nie poczuje, że znajduje się na pewnym gruncie. Teraz, jego spotkania z Alejandrą przypominały podchody łowcy do krokodyla. Nie wiadomo, kiedy zaatakuje lub ucieknie.
Do końca śniadania nie poruszyli tematu Bennett, ale Javier miał wrażenie, że matka nie wygląda na przekonaną. Z minuty na minutę jej wyraz twarzy zmieniał się, z zaskoczenia na niedowierzanie. Gdy najmłodszy Solano wstawał od stołu był przekonany, że Rosalio ma już własną teorię, jeśli chodzi o niego i Bradley. Odpuścił dalszą rozmowę i poszedł do swojego pokoju. Schował portfel, telefon i kluczyki do auta. Widząc wczesną godzinę, niespiesznie przeszedł przez rezydencję i otworzył garaż. Wsiadł do marcedesa i odpalił samochód. Silnik zadławił się kilka razy i zamilkł. Javier opadł na fotel, zaciskając mocno usta. Jego ukochany czterokołowiec był zlepkiem różnych części ze złomowisk i sklepów, oraz samorodnych talentów Solano i jego dziadka. Gdyby nie miał pieniędzy, dawno by go sprzedał. Często musiał robić przeglądy, zmieniać olej w różnych miejscach maszyny i kupować coraz to nowsze części. Bez spadku po dziadku Solano, na pewno nie mógłby sobie pozwolić na zatrzymanie mercedesa.
Przez dziesięć minut siłował się z samochodem, aż wreszcie auto ustąpiło i zamruczało niczym mały kociak. Odetchnął z ulgą i wyjechał na ulice. Odczekał cierpliwie aż brama się za nim zamknie i ruszył w stronę centrum Mydale. Im bliżej był kamienicy, w której mieszkali Bradley i Stiles, tym bardziej opuszczał go dobry humor. W połowie drogi zaczął gorączkowo układać wyjaśnienia, jakimi będzie się ratował przed wściekłością McGrove. Minęło już kilka dni, od kiedy związał się z Wolf. Usprawiedliwienia, jakie wymyślał od tego czasu wydawały mu się coraz bardziej bezsensowne. Był gnidą, a nie przyjacielem- tak zapewne będzie wyglądał w oczach Stilesa. McGrove nie weźmie pod uwagę tego, że Aleja mogła się także spodobać Javierowi, a co więcej: nie będzie wiedział, że Wolf wybrała Solano, a nie na odwrót. Nie pozna także powodu, dla którego Alejandra zakochała się właśnie w Javierze.
- Cześć – przywitała się wesoło Bradley, gdy zaparkował nieopodal chodnika. Posłał jej słaby uśmiech przez otwarte okno i zaczekał aż wsiądą. Poczuł, jak gula tkwiąca w jego gardle, powiększa się. Bennett też mu tego nie wybaczy. Będzie na niego wściekła, za to, że nic im nie powiedział. Javier przez chwilę próbował sobie wmawiać, że nieinformowanie o czymś przyjaciół nie jest kłamstwem. Szybko jednak się poddał. Zatajanie czegoś takiego było oszustwem, jakkolwiek by na to nie spojrzeć.
- Jedziemy do Ice Palace – zadecydował Javier, gdy drzwi do samochodu zamknęły się z cichym trzaskiem. Widząc niepewne spojrzenia przyjaciół dodał: – Ja stawiam.
Solano ignorował protest i cichy głos w jego głowie, który ciągle powtarzał, że drogim prezentem próbuje zagłuszyć swoje sumienie. Z przykrością musiał Głosowi przyznać rację.
Ice Palace znajdowało się na obrzeżach Mydale, dzięki czemu właściciele lokalu mogli zainwestować w bardzo duży ogródek. Na zielonej, miękkiej trawie umieszczono plac zabaw, kilkanaście stolików, hamaki i małą fontannę, która latem skupiała wokół siebie czeredy dzieci. Trójka zajęła stolik przy drewnianym płotku, w najodleglejszym od kawiarni miejscu. Javier zakupił trzy największe puchary lodowe, które doradziła mu sympatyczna studentka stojąca na kasie.
- Nie ma sensu się sprzeczać, nie zwrócę ich, a trzech przecież nie zjem – odpowiedział spokojnie Solano, gdy Bradley po raz kolejny próbowała podziękować za deser. Stiles nie miał takich oporów jak Bennett- gdy tylko zamówienie pojawiło się przed nim, wziął łyżeczkę i zanurzył ją w czekoladowych lodach.
- Pysnosci – mruknął wesoło i skinął głową Javierowi. W odpowiedzi Solano uniósł łyżeczkę i zgarnął na nią nieco bitej śmietany. Uczniowie w liceum nie kłamali, lody w Ice Palace były najlepszymi, jakie w życiu jadł. Cena w tym przypadku nie grała roli.
- Zachowuj się – burknęła Bradley w stronę McGrove, kręcąc głową z dezaprobatą. Podziękowała Javierowi i zaczęła jeść swój deser. Nie umiała ukryć tego, jak bardzo jej smakował.
Solano nie potrafił się zdobyć na odwagę, żeby powiedzieć Bradley i Stilesowi o Alejandrze. Nie zmusił się do tego, ani w kawiarni, ani na spacerze ulicami Mydale, ani też w kinie. Przyjaciele dyskutowali o świetnym filmie, którego on nie zrozumiał do końca. Nie umiał odgonić od siebie myśli o Wolf i McGrove. Przez cały czas wyświetlania Polowania, Javier starał się ułożyć mowę, którą udobruchałby Stilesa. Na próżno. Odwożąc ich do domu późnym wieczorem zdobył jedynie na „Widzimy się w poniedziałek”. Gdy Bradley i Stiles zamknęli za sobą drzwi do klatki, uderzył otwartą dłonią w kierownicę. Cholera, pomyślał z rozdrażnieniem i wyprowadził samochód z podjazdu. Był zły na siebie już nie tylko za to, że okłamywał dwójkę najlepszych przyjaciół jakich miał w Mydale, ale także za to, że był tchórzem. Skrzywił się na myśl, że gdy podejmował ryzyko bycia z Aleją, miał wystarczająco odwagi by to zrobić.
Zaparkował samochód i zamknął bramę. Wchodząc do domu zajrzał do salonu. Nie było nikogo. Rzucił w eter głośne Jestem w domu i pobiegł do swojego pokoju, przeskakując po dwa schodki. Nie miał ochoty rozmawiać z rodzicami, ani słuchać uszczypliwości Juliana, który zapewne wytrzeźwiał i chciał się odegrać za poranne złośliwości.
Zatrzasnął za sobą drzwi i oparł się o nie plecami. W ostatniej chwili zdusił w piersi krzyk, gdy zobaczył Alejandrę, siedzącą na jego łóżku. Podłożyła sobie pod głowę jego poduszkę, a na kolanach trzymała otwartą książkę, którą on czytał przed zaśnięciem – „Zaginiony symbol” Dana Browna. Ubrana była w obcisłe spodnie, czarny gorset i skórzaną kurtkę pod kolor.
- Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie… Nic nie pisałaś – mruknął, wyciągając z kieszeni swoje rzeczy. Położył wszystko na nocnej szafce i usiadł na łóżku. Aleja odłożyła lekturę i przysunęła się do niego. Czuł jak jej włosy łaskoczą go w szyję i policzek.
- Ty też się nie odezwałeś – odpowiedziała cicho, kładąc dłoń na jego przedramieniu. Jej zielone oczy dalej sprawiały, że nie potrafił się poprawnie wysłowić. – Wyglądasz, jakbyś miał zły dzień.
- Nawet nie wiesz jak fatalny – westchnął i ukrył twarz w dłoniach. Tajemnica, jaką dzielił z Wolf zaczynała mu coraz bardziej ciążyć.- Jestem zmęczony.
- Umyj się i połóż.
Javier uniósł głowę, przyglądając się jej niepewnie. Głos miała zdecydowany i nieznoszący sprzeciwu. Zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek przyzwyczai się do jej nieziemskiej urody i trudnego charakteru. Z drugiej strony, był jej niewymownie wdzięczny, że nie spytała, co się stało. Skinął głową i bez dalszych dyskusji udał się do łazienki.
Gdy wrócił i stanął na środku pokoju poczuł, że kolana się pod nim uginają. Alejandra siedziała na łóżku, kołdrę musiała wcześniej odsunąć na bok. Ubrana była w jego dresy i koszulkę. Poczuł, że zaczyna mu się kręcić w głowie.
- Nie jesteś zły? – spytała cicho, pociągając za rąbek t-shirta. Pokręcił głową, niezdolny wydusić słowa. Zastanawiał się, jak głębokie są pokłady pewności siebie tej dziewczyny. Usiadł na łóżku, obok niej, i oparł się plecami o ścianę. Ich ramiona dzieliło kilka centymetrów. Uśmiechnął się do niej lekko, odpowiedziała tym samym.
- Do twarzy ci w moich ubraniach – odpowiedział cicho, poprawiając nerwowo okulary na nosie. Zagryzła lekko wargę i wzięła książkę, którą chwilę temu położyła obok siebie.
- Poczytamy? Jestem w tym samym momencie, w którym skończyłeś wcześniej – zaproponowała, wręczając mu lekturę. Skinął głową i otworzył w miejscu, w którym tkwiła zakładka. Alejandra ułożyła nogi na kształt syreniego ogona i oparła się o przedramię Javiera. Policzek przytuliła do jego ramienia, zaglądając do książki. Miał nadzieję, że nie słyszy jak szybko bije mu serce. Po chwili pomyślał, że to mało prawdopodobne z jej nadludzkim słuchem.
- Powiedz jak przeczytasz – szepnął do niej i opuścił wzrok na litery. Starał się, całą siłą woli, skupić na treści, jaką chciał mu przekazać Dan Brown.

Werewolf FullmoonWhere stories live. Discover now