Część 2 "Witamy w Mydale!" [Rozdział 1]

437 36 1
                                    

Javier od poniedziałkowego poranku trzymał się z Bradley i Stilesem. Z początku kierowała nim jedynie potrzeba posiadania blisko kogoś, kto wskaże mu salę i pożyczy notatki z zeszłego roku. Szybko jednak specyficzny Stiles i stale kaszląca Bradley stali się jego bratnimi duszami. W podzięce za okazaną mu życzliwość zaoferował się przyjechać po nich samochodem przed zajęciami we wtorek, a także odwieźć ich do domu po lekcjach. Przyjeżdżał i odwoził ich do końca tygodnia, choć Bennett i McGrove bardzo się przed tym wzbraniali. Ku własnemu zdziwieniu, Javiera zauważył, że te przejażdżki z dwójką przyjaciół były przyjemnością. Lubił z nimi rozmawiać i śmiać się. Smakowały mu też cynamonowe ślimaczki pani Bennett, które dostawał w podziękowaniu za odwożenie jej córki do domu. Okazało się, że Bradley i Stiles mieszkają w jednej kamienicy w centrum Mydale i przyjaźnią się od dzieciństwa. Stiles grał w szkolnej drużynie koszykówki, był rezerwowym. W czasie wtorkowego lunchu przyznał, że chodził na indywidualne zajęcia w czasie wakacji. Od podstawówki podobała mu się pewna dziewczyna i chciał jej zaimponować swoim sportowym zaangażowaniem. Bradley interesowała się książkami, bardzo dużo czytała. Potrafili z Javierem godzinę rozprawiać na temat jednej lektury. Gdy w środę jechali w stronę centrum miasta Bradley napomknęła o Harrym Potterze. Javier bardzo lubił tę książkę. Czytał ją gdy miał siedem lat i to właśnie pani Rowling przekonała go do literatury. Zrozumiał, że na okrytych drukiem stronach nie ma granic, cierpienia i nieszczęścia. Wspaniałe oderwanie od szarej rzeczywistości.

Ostatni dzień tygodnia Javier powitał z ulgą. Piątkowe słońce grzało mocno jego twarz, gdy siedział na ławce przed szkołą, przeglądając notatki Bradley z zeszłego roku. Przez pięć dni studiował zeszłoroczny program. Równocześnie nadrabiał zaległości oraz odrabiał aktualne prace domowe. Był przekonany, że szkoła w Nowym Jorku programowo wyprzedza liceum w Mydale. Bardzo się przeliczył, tylko w niektórych przedmiotach takich jak angielski i francuski był do przodu z materiałem. Pozostałe zajęcia praktycznie się pokrywały.

- Pomyślałam, że moglibyśmy pójść do kina albo na lody… – zagadnęła Bradley wkładając do ust ostatni kęs kanapki. Stiles przytaknął, wydymając lekko wargi. Często mu się to zdarzało, gdy nad czymś się zastanawiał.

- Wspaniały pomysł. – Perspektywa piątkowego wieczoru spędzonego z przyjaciółmi rozluźniła Javiera. Nauka sprawiała mu przyjemność, ale tempo jakie sobie nadał było stanowczo zbyt duże. Potrzebował rozrywki. Uniósł głowę, przytakując na pomysł przyjaciółki. Powiódł wzrokiem po pobliskich ławkach. Uczniowie wylegli tłumnie na trawę, chwytając ostatnie promienie wrześniowego słońca. Zapowiadała się chłodna jesień, więc każdy chciał wykorzystać wszystkie wolne chwile spędzając je na powietrzu. Z budynku szkoły wyszła liczna grupa; w większości chłopaków – barczystych i wysokich. Z przodu kroczył szczupły blondyn, którego hollywoodzki uśmiech ukazywał dwa rzędy białych zębów. Przeszli obok Bradley, Javiera i Stilesa nawet na nich nie spojrzawszy. Wyglądali na zajętych sobą. Wśród nich były trzy dziewczyny i ośmiu chłopców w różnym wieku. Javier był pewien, że jeden z idących obok blondyna chłopaków musiał niedawno skończyć podstawówkę. Miał chłopięce rysy i szczupłą sylwetkę.

- Drużyna piłki nożnej? – zagadnął Javier, wskazując brodą na oddalającą się grupę. Widząc ich posturę uznał, że to sportowcy, a śliczne dziewczyny to cheerleaderki.

- Nie – odpowiedział z ociąganiem Stiles. Wyglądał, jakby zastanawiał się, jak dobrać słowa. – Zamknięta grupa, zawsze trzymają się razem. Nawet Lance’owi nie udało się z nimi zaprzyjaźnić.

Lance był kapitanem szkolnej drużyny koszykówki, a zarazem koszmarem Stilesa. To z jego powodu McGrove nie mógł nigdy zagrać na boisku. Warner złośliwie wybierał innych rezerwowych, swoich kolegów.

Werewolf FullmoonWhere stories live. Discover now