Rozdział IV

107 18 71
                                    

Hank nie zmienił się znacznie z wyglądu. Te same srebrne włosy związane w kitkę z tyłu głowy, te same błękitne oczy, uważne i delikatnie szkliste gdy dostrzega coś, czego do tej pory nie widział, to samo zmarszczone czoło oraz ta sama, pokaźna sylwetka, której nie jeden uczestnik siłowni by pozazdrościł. Prawdopodobnie gdyby nie zmiana uniformu cyberlife na błękitną koszulę, szarawą marynarkę i czarne, jeansowe spodnie, Connor mógłby pomyśleć że HK800 nadal wypierał się defetyzmu. 

-  Przypomniało mi się że mam raporty do oddania, widzimy się później Connor! - Miller zakłopotany wypalił pierwszą lepszą wymówkę jaka cisnęła mu się na usta i opuścił pomieszczenie socjalne, aby dać choć trochę prywatności pozostałej dwójce. 

W każdym razie, ani srebrnowłosy ani starszy Anderson nie zdawali się zbytnie przejmować, czy chociażby dostrzec braku czarnoskórego mężczyzny. 

- Ja za to miałem nadzieję że przestaniesz być tak skrajnie nieodpowiedzialny. - Mruknął niebieskooki, wylewając drogocenny napar do zlewu. -  Pierwsze co robisz gdy nikt nie patrzysz to rzucasz się na kofeinę? Poważnie? Chcesz dostać zawału czy wzmóc bezsenność i migrenę? 

- Kto ci takich głupot naopowiadał? Jedna czy dwie kawy nic mi nie zrobią. - Odparł brunet, sięgając po czajniczek z wciąż ciepłym espresso.

- Twój brat wysłał mi bardzo szczegółową wiadomość. Ponoć stwierdziłeś "powiedz komuś odpowiedzialnemu". Wypadło na mnie. - Android bezproblemowo odebrał piwnookiemu czajniczek na co ten burknął coś pod nosem.

- Przebiegła żmija, myśli że zdoła mnie kontrolować dwadzieścia cztery na dobę. - Prychnął pod nosem piwnooki. - Ale nie przewidział że jako defekt możesz go zignorować. Zignorujesz go, co nie? - Dodał po chwili, widząc że białowłosy nada trzymał wysoko w górze czajniczek z kawą, po za jego zasięgiem. - Proszę, powiedz że go zignorujesz.

- Bez obrazy Connor, ale jeszcze gdy byłeś w pełni sprawny, przy poziomie twojej nieodpowiedzialności, porównałbym cię do ośmiolatka. Pozwól że zaufam osądowi twojego brata. - Mruknął w odpowiedzi android, mrużąc oczy na wydęte policzki bruneta. 

- Zdrajca. - Burknął pod nosem obrażony brunet i odwrócił się w stronę biurek, gdzie wszyscy zdawali się już w pełni wrócić do poprzedniego natłoku pracy, nie zwracając uwagi na chłopaka. - Powiedz mi jeszcze, kto jest nowym porucznikiem? 

Niebieskooki na chwilę zamilczał. Wbrew wszystkiemu, w trakcie rewolucji, Connor nadal obejmował to stanowisko jednak przez tak długi czas jego nie obecności oraz nie wiedzę, czy kiedykolwiek miał się on obudzić. Zmuszeni byli wybrać nową osobę na tą posadę. 

- Collins. - Odparł na co brunet na chwilę zakrztusił się powietrzem. 

- Collins?! - Zawołał zduszonym głosem, ledwo pamiętając że wciąż są na komendzie. - Jakim cudem on jeszcze nie zszedł na zawał? Jakim prawem, w ogóle go wybrano? - Dodał, pamiętając o tuszy oraz chęciach wiecznego detektywa o którego wieloletnim stażu głoszono już legendy.

- Szybsza emerytura. - Odpowiedział krótko android, siadając przy biurku z boku posterunku. Po chwili brunet kiwnął delikatnie głową w wyrazie zrozumienia. Niby dwa słowa, a jednak mówiły tak wiele.

***

Tykanie zegara nieustannie odbijało się w pomieszczeniu, podczas gdy zgiełk rozmów, szelestu papieru oraz stukanie klawiszy stopniowo zdążył się zmniejszyć. Wiele osób udało się w teren podczas gdy piwnooki wciąż ślęczał przed biurkiem, znajdując to coraz nowsze powody, dla których raporty nigdy nie powinny istnieć. Wskazówki zegara ściennego zatrzymały się, wskazując piętnastą godzinę gdy Connor ostatecznie się poddał i uderzył czołem o blat biurka. 

Still Alive || D:BHWhere stories live. Discover now