Bladego pojęcia nie mam

56 6 0
                                    

Rozmarzona i poruszona wracałam do swojej komnaty. Co chwilę potykałam się o spód mojej długiej koszuli nocnej. Nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się dokoła... Zresztą nie miałam na co. Była noc. Wszyscy już spali. W korytarzu panowała błoga cisza. Pozwalało mi to na zatapianie się w myślach... 

Toris powiedział zaledwie jedno proste zdanie, a ono tak bardzo rozgrzało moje serce. Naprawdę, to miłe uczucie się dowiedzieć, że jesteś dla kogoś autorytetem... Jednak chyba nie ta rzecz mnie najbardziej pociesza. Bardziej doceniam to, że mogę mu pomóc. Sprawienie radości człowiekowi, który przeszedł wiele cierpienia, będzie dla niego największym skarbem i doceni to jak nikt inny... Tutaj we Francji jestem zaledwie cztery dni... Tu w pałacu... zaledwie trzy... a już tyle zdążyło się wydarzyć. Kiedy na początku lata wybierałam się z Radkiem na emigrację, w życiu nie przypuszczałam, że tak to wszystko się potoczy. Nie sądziłam, że poznam tylu ludzi-państw. A to, że będę mieszkać w renomowanym pałacu i że to ja mogę być człowiekiem innym niż większość, nawet mi przez myśl nie przeszło. Twierdziłam, że nic się nie zmieni. Chciałam znaleźć pracę, kupić mieszkanie wraz z Radkiem i dalej być tą starą, warszawską Aurielą. Bałam się zmian jak szatan święconej wody i natychmiast po przyjeździe do Paryża pragnęłam wznowić stare życie. Jednak los pokazał mi swoje...

Mimo że było kilka trudnych chwil, nieraz mocno się zdenerwowałam i dostałam przysłowiowo „po pysku", teraz widzę, do czego mnie to doprowadziło... Jestem tu... inna niż kiedyś, ale jestem... Nie mam już wielu znajomych jak w Warszawie, gdzie znało mnie pół miasta... Tutaj dla niektórych jestem rosyjską agentką, jednak... co z tego? Zrozumiałam... Ważne, że mam w pobliżu takie osoby jak Arthur, Francis i Toris. Czuję, że coraz mocniej się do nich przywiązuję i czuję też, że mogę im zaufać.

Rozmarzona i szczęśliwa jak nigdy dotąd wparowałam do swojej komnaty. Zdmuchnęłam płonące świeczki, zamknęłam drzwi i rzuciwszy się na łóżko, zatopiłam się w cieplutkiej i pachnącej jeszcze wyciągiem z tymianka pościeli...

Zaraz z rana obudził mnie dość głośny śpiew ptaków. Przeciągnąwszy się i wybudziwszy ze stanu porannej senności, podeszłam do lustra. Wyglądałam dość znośnie, dlatego moja toaleta nie potrwała długo. Ubrałam moją białą, niezawodną suknię i ruszyłam w głąb korytarza.
Pierwszą osobą, którą spotkałam, był oczywiście Toris.

- Dzień dobry! – rzekłam z niebywałym uśmiechem na twarzy.

Toris zajęty był przecieraniem zdobień na ścianach, temu też nie zauważył mnie od razu. Musiałam podejść do niego troszkę bliżej.

- O... Dzień dobry... - odpowiedział z subtelnością.

- Witaj! Jak się spało? – spytałam.

- Bardzo dobrze – odrzekł spokojnie.

- A uważasz na plecy?

- Oczywiście, cały czas. Zauważyłem nawet lekką poprawę... Nie wiem, jak spłacę ci ten dług wdzięczności.

- Nie ma żadnego długu, Toris.

- Owszem jest, a ja...

- Toris, do jasnej cholery, nie chcę tego słuchać! Mam dziś świetny humor i nie zamierzam go tracić.

- Właśnie widzę – odparł z uśmiechem. – Idź do jadalni i zjedz sobie śniadanie. Arthur już tam jest.

Bez zwlekania wykonałam polecenie Litwina. Weszłam do wielkiej i równie pięknej jak reszta komnat sali. Głównym, królującym elementem, który natychmiast rzucał się w oczy, była bajeczna zastawa stołowa. Złote świeczniki, srebrne sztućce, bukiety z kwiatami, ozdobne tace i misy, a w nich owoce, sery, przekąski, pieczywa!.. Mówią, że od przybytku głowa boli i powiem szczerze, że mają rację. To wszystko tak raziło w oczy i tyle tego było, że aż mózg nie nadążał z przetwarzaniem obrazu. Każda rzecz błyszczała i świeciła, poza tym widok dopełniało rozmaite jedzenie.

C'est le monde, ma chère Europe [APH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz