3. Pochód umarłych

249 19 148
                                    

- Ej! Koleś! Gdzie mnie zabierasz?! Co chcesz ze mną zrobić?! Czym był tamten potwór?! Kim ty w ogóle jesteś?! - pytał zdezorientowany Feng, rzucając się przy tym na boki.

Mężczyzna w bieli cały czas milczał i szedł prosto przed siebie, nie zatrzymując się.

Feng nie mógł znieść tej ciszy. W pewnym momencie nawet zaczął zastanawiać się, czy osoba przed nim w ogóle go słyszy. Uważał, że bez względu na to, jakie ten koleś miał wobec niego plany, znowu jest zmuszony do ucieczki. Bez problemu mógłby zrzucić swoje kajdanki, bo żaden ze strażników nie był na tyle mądry by założyć mu coś innego. Ale czy ucieczka była możliwa w towarzystwie osoby, która była w stanie pokonać potwora jednym machnięciem miecza?! Poza tym cały czas miał go przy sobie. Nawet gdyby chłopakowi udało się jakoś mu go zwinąć, to nie mógł wyobrazić sobie momentu, w którym wyszedłby z tej sytuacji zwycięsko. Pod uwagę brał jeszcze to, jak bardzo wycieńczony był po wyprawie razem z obozem więźniów, gdzie od kilku dni nie mógł nawet się porządnie najeść czy wyspać.

Domyślał się, że ten człowiek był kultywatorem - osobą, która władała tysiącami sztuk walki i wykształciła w sobie Złoty Rdzeń pozwalający na panowanie nad swoją energią duchową i życiową oraz wykorzystywanie jej do walki przeciw zjawom, potworom, duchom i innym tego typu kreaturom.

Kiedy Feng był jeszcze mały, słyszał od swojego ojca, że kultywatorzy to szlachetni ludzie pomagający każdemu w potrzebie. Należeli do wielkich sekt, do których można się było dostać, jeśli posiadało się odpowiednie predyspozycje. Tam kształtowało się swój Złoty Rdzeń, zbierało wiedzę na temat potworów i ćwiczyło sztuki walki mieczem, młotem, wachlarzem lub wręcz.

Jego ojciec, zanim poznał swoją żonę, matkę Fenga, chciał dostać się do takiej sekty, ale nie miał talentu i po każdym egzaminie wyrzucali go za drzwi.

Czy ten kultywator również był taki dobry jak ci z opowieści?

Feng był przestępcą, a koleś w bieli go złapał i oddał strażom, teraz uratował ich od upiora. Z perspektywy przechodnia jego czyny z pewnością były szlachetne, ale brunet czuł, że z nim jest coś nie tak. Pamiętał też, że kiedy dowódca spytał się o potwora, wiedział, że to, co mu odpowiedział kultywator, było bezsprzecznym kłamstwem!

Minęło około dwudziestu minut. Oddalili się już od obozu więźniów na tyle, by nie słyszeć już żadnych odgłosów, ani nie widzieć żadnych świateł. Teraz znajdowali się w jakimś starym, opuszczonym i zniszczonym budynku z drewna. Całe szczęście, że nie padało, bo inaczej woda ściekałaby im na głowy niczym małe wodospady.

Feng posłusznie szedł za nim, aż do momentu, gdy przywiązał jego sznur do drewnianej belki podtrzymującej dach. Chłopak wątpił jednak, by mogła go w jakikolwiek sposób zatrzymać. Wyglądała, jakby w każdej chwili miała się złamać.

Mężczyzna usiadł na drewnianej ławie, naprzeciw drugiego. Trzymał wzrok wbity w ziemię. Opierał prawą dłoń na rękojeści swojego miecza, jakby była to jego laska. W końcu się odezwał, niskim, acz melodyjnym głosem.

- Oddaj moją Pajęczą Pułapkę - rzucił ponuro.

Feng spojrzał na niego spod kąta, podnosząc lekko brwi w zdziwieniu.

- Jaką Pajęczą Pułapkę? O co ci chodzi? A może byś się najpierw przedstawił? - zaproponował.

- Jestem Liu Yanshen. Pajęcza Pułapka to ta sakiewka, którą mi ukradłeś. Teraz mi ją oddaj - powiedział, wyciągając rękę.

Kiedy Feng to usłyszał, zaczął lekko panikować, ponieważ rzecz, na której tak zależało kultywatorowi, została w obozie, pewnie zadeptana przez więźniów. Gdyby tylko Liu Yanshen zadał brunetowi to pytanie od razu, nie byłoby problemu, aby ją odzyskać, ale nie! Musiał przejść się z co najmniej trzy li, nie wypowiadając ani słowa!

Wybrany Przez Ślepca『BL』Where stories live. Discover now