T R Z Y N A Ś C I E

4.1K 557 146
                                    

Według Masona totalną głupotą było chwytanie niepozornych, radosnych chwil, których do tej pory jakimś cudem zdawał się nie dostrzegać przez śledzący go strach. Mimo to jednak odczuwał niesamowitą ulgę, leżąc na ławce i pozwalając przyjemnemu, letniemu słońcu na muskanie swoimi gorącymi promieniami jego ciała. Dochodziło południe, babcia kręciła się po kuchni i co rusz wyjmowała kolejne garnki po wygranej słownej przepychance na temat tego, kto ugotuje tego dnia obiad, wyganiając następnie chłopców na dwór. Nie mieli szans na zwycięstwo, chociaż połączyli siły, sugerując jej, że chętnie podejmą współpracę na rzecz wyjątkowego posiłku. Byli pewni swojej kreatywności i mimowolnie obaj nakręcili się na ten pomysł, chcąc udowodnić kobiecinie, co potrafili. Przegrali jednak, bo zapierała się rękoma i nogami, ostatecznie zapewniając sobie wygraną argumentem, że nadmiar słońca może jej zaszkodzić, dlatego musi spędzić trochę czasu w środku. Dodatkowo zasugerowała swojemu wnukowi, iż powinien wreszcie złapać trochę kolorów, z czym trudno było się nie zgodzić, bo wciąż był niesamowicie blady. 

Mason i Dorian odpuścili sobie więc dalsze słowne przepychanki ze staruszką i wreszcie wyszli, w akompaniamencie drobnych komentarzy tego starszego. Nie mając nic ciekawszego do roboty, jeden z nich opadł na rozgrzaną ławkę, z której przez skwar coraz bardziej zaczęła odchodzić farba, a drugi chwycił wąż ogrodowy, pomagając spragnionym roślinom odczuć upragnioną ulgę. Wczesna pobudka dawała Masonowi się we znaki, bo wraz z wysoką temperaturą dopadała go ochota na drzemkę. Nie chciał niczego sobie zakazywać, przymykając powieki i wsłuchując się w beztroskie pogwizdywania Doriana. Było spokojnie, niejeden powiedziałby, że wręcz nudno, ale Mason nie potrzebował w tym momencie niczego więcej.

— Może zdejmij tę koszulkę, co? Bo potem zaczniesz jęczeć, że poniżej ramion masz biały prostokąt. — Na jego twarzy mimowolnie zagościł uśmiech, który za wszelką cenę starał się tłumić. — I mówię to z własnego doświadczenia. Wiesz jaki wstyd potem na miasto wyjść?

— Przeżyję.

— To przynajmniej zdejmij koszulkę i połóż ją sobie na twarz. Jeszcze poparzenia dostaniesz.

Uniósł brwi, otwierając oczy, a potem zmienił pozycję na siedzącą, patrząc na Doriana z zainteresowaniem.

— Martwisz się tak o mnie, czy widoków ci w życiu brakuje?

W odpowiedzi otrzymał jedynie parsknięcie, więc z braku jakiegokolwiek zajęcia wrócił do przerwanej dopiero czynności. Odrobina spokoju wydawała się idealnym lekarstwem na ten dzień, chociaż i tak lada chwila planował wejść do środka i pomóc babci przynajmniej z rozkładaniem talerzy oraz sztućców. Słodkie lenistwo było dobre, ale miał wrażenie, że powoli zaczynało mu się nudzić. Musiał więc znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo nie chciał wiedzieć, jak to wszystko się skończy, jeśli czegoś nie wymyśli.

— Ej, a ty co się tak rozkładasz? Ja tu robię w pocie czoła, pomidorki podlewam i w ogóle, a królewna taka rozleniwiona. — Zaskoczony pomyślał, że w tej chwili Dorian czytał mu w myślach, ale zaraz machnął na to ręką, domyślając się, iż to był pewnie zwykły zbieg okoliczności. Poprawił się na ławce, obserwując, jak ten bawił się wężem ogrodowym, przy okazji chłodząc i siebie. Drugą ręką pieścił krzaczek, oceniając twardość czerwonych warzyw i zrywając co niektóre z nich, a potem wrzucając do stojącego pod nim wiklinowego koszyka. Przez chwilę udało mu się chlusnąć mgiełką wody pod takim kątem, że widoczna mogła być tęcza, ale sam nie zwracał na to większej uwagi zupełnie tak, jakby po tylu latach już do tego przywyknął.

— I co? Może jeszcze powiesz, że specjalnie zrywasz je teraz dla mnie? — podjął Mason, przyłapując się na obserwacji zajętych dłoni starszego od siebie chłopaka. Mimochodem zaczął zastanawiać się nad sposobem, w jaki powstały na nich liczne uwydatnione żyły i białe blizny, które według niego nie szpeciły ich, a dodawały pewnej wyjątkowości.

— Ano, żebyś, kurcze, wiedział. Bo kto cię tam wie, czy poparzenia słonecznego zaraz nie dostaniesz? A taki pomidorek i to w dodatku dopiero co schłodzony nawet życie uratuje! I hej, jak ci się tak nudzi, to przynajmniej pomóż.

— Spać mi się chce. — Oparł głowę na splecionych dłoniach i jęknął czując pod paznokciami płat czerwonej farby. Dorian nawet tego nie zauważył, wciąż zajmując się roślinami. Tu odgarnął pajęczynę, tam wsunął palec do ziemi, aby mieć pewność, że gleba była wystarczająco wilgotna: po prostu dbał o coś, co dla niejednego człowieka byłoby marnowaniem czasu, bo w końcu pomidory (i to o wiele większe, niż te miniaturki, które miał przed sobą) zawsze można kupić na targu. On jednak lubił takie durnotki, bo nie dość, że obserwował proces rozwoju i rezultat swojej cierpliwości oraz pracy, to miał dzięki temu poczucie, że pomagał Edith, odciążając ją od jednej z wielu czynności, które przez wiele lat zmuszona była robić w pojedynkę. I może winien był temu fakt, iż musiał radzić sobie sam już od małego, bo zwykły rozsądek po licznych zwątpieniach podpowiadał mu, aby dawał rodzicom tylko drobny kredyt zaufania, ale w żadnym wypadku nie żałował tych poświęceń, ponieważ wiedział jak bardzo staruszka była mu za to wdzięczna. Nie musiała mówić ani słowa, bo wdzięczność oraz radość widoczne były u niej gołym okiem. Wystarczył drobny uśmiech, jęk zaskoczenia za każdym razem, gdy robił dla niej coś nowego oraz cała ta gama pozytywnych emocji. Tylko tyle potrzebował, aby samemu być szczęśliwym.

— No ciekawe, kuźwa, po czym.

— Ty mi powiedz.

Kolejny jęk frustracji opuścił usta Masona, który po następnej serii ukłuć wreszcie wstał, strzelając na ławkę focha. Mruknął pod nosem wiązankę przekleństw, bo dotarło do niego, że tym razem nieprzyjemne uczucie nasiliło się, a niepozornym płatem farby pod paznokciem była drzazga.

— Trzeba z tym coś zrobić, cholera. — Westchnął, machając ze złością dłonią.

— Poczekaj dzień lub dwa, podejdzie ropą, a potem wyjdzie sama.

— Chyba śnisz. Idę to dłubać. — Jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę drzwi, zastanawiając się, za jakie grzechy spotkało go coś takiego. Oczywiście to była tylko głupia drzazga, ale samo czucie obcego ciała w dłoni nie należało do najprzyjemniejszych. Pospiesznie wszedł do środka, ale nawet narastający dystans nie zdusił głosu Doriana, który z rozbawieniem spytał:

— Potrzymać cię za rękę? Może od razu usta usta zrobić?

I drzazga wciąż rozsiewała ten przeklęty dyskomfort, jednak Mason tak po prostu nie mógł powstrzymać własnego śmiechu. 

Kaktus w kolorach tęczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz