P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA

Start from the beginning
                                    

Chuuya musiał powstrzymać się przed wzdrygnięciem, gdy zobaczył wreszcie pływający dom Dostojewskiego. Pordzewiała miejscami łajba naprawdę nie wyglądała stabilnie. Ba, wyglądała bardziej jak zalegający na końcu portu wrak. I chyba Szczury lubiły ten wygląd, bo nawet nie wystawiły nikogo na wartę. Odmawiając krótką modliwę Nakahara wszedł na pokład po raz pierwszy w życiu. Zazwyczaj to Fyośka schodził do niego, ale wyjątkowo Chuuya potrzebował mieć opcję postawienia Dostojewskiego przed ultimatum, bo chociaż rudzielec nie zauważył szpiega, który pilnowałby łodzi z ramienia Zakonu, był pewien, że takowy w okolicy był. Otworzył drzwi prowadzące do niewielkiej nadbudówki, w której znajdowały się tak strome schody, że Nakahara wolał dwoma rękoma zaprzeć się o przeciwległe ściany korytarza żeby na pewno się nie przewrócić. Nie spotkał nikogo po drodze. Szczury nie wystawały żeby mu grozić czy nawet żeby jakkolwiek go pokierować. Po prostu włóczył się wąskimi, słabo oświetlonymi korytarzami, próbując znaleźć pomieszczenie, w którym z pewnością już czekał na niego Fyodor, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jest obserwowany na każdym kroku. Jego zdaniem to ostatnie nie było potrzebne, bez Zdolności i tak nie stanowił dla nich zbyt wielkiego zagrożenia.

Fyodor czekał na niego w kajucie, której lokalizację Nakahara mógłby zrozumieć tylko po wybiciu ogromnej wyrwy w poszyciu i spojrzeniu na łajbę z zewnątrz. Niemniej rudzielec nie narzekał, zamknął za sobą drzwi i skinąwszy głową na przywitanie, zajął miejsce naprzeciw Dostojewskiego. Wnętrze było prosto urządzone. Nigdzie nie walały się żadne bibeloty, nawet meble ustawione były oszczędnie mimo sporej przestrzeni. Ale przecież Nakahara nie przyszedł oceniać wnętrzarskich umiejętności Rosjanina. Obaj doskonale wiedzieli, dlaczego tam był.

- Szybko poszło - skomentował tylko Fyodor w ramach przywitania.

- Powinno pójść szybciej - skontrował tę wypowiedź Nakahara, zdając sobie sprawę z tego, że przyznaje się ze słabości własnej firmy, ale czuł, że jeśli miałby być z kimkolwiek w tej kwestii szczery, to właśnie z Rosjaninem.

- Zaakceptuj małe zwycięstwo Nakahara. Bez tego nie ruszysz dalej żadnym pionkiem - uciął temat Dostojewski, patrząc na Chuuyę ze znudzeniem, za którym kryła się rzesza emocji.

Bo jednak on sam od niedawna wiedział, o obecności Dazaia w Kobe. Jeśli Portowa Mafia już zorientowała się, że Osamu przesiaduje w mieście to albo był to celowy zabieg tego chłopaka, który chciał wzniecić chaos, albo popełnił błąd i dał się przyłapać przypadkowej osobie. Tak czy siak między zauważeniem potwora, a poradzeniem sobie z nim jest jeszcze ogromna ilość kroków i Dostojewski nie zamierzał niczego zapeszać.

- Jak zwykle urocza konwersacja - rzucił tylko Nakahara, przewracając oczami, ale porzucając temat. - Fajnie, że wiesz, czemu tu jestem. To z pewnością przyspieszy ten jakże przyjemny proces i będę mógł się stąd zmyć. Nie wiem, jak ty, ale ja mam lepsze rzeczy do roboty, niż siedzenie w nieswojej, metalowej puszce w tak piękny, słoneczny dzień. Zwłaszcza, że za chwilę zacznie robić się chłodniej.

- Nie sądziłem, że odważysz się wejść na pokład - Dostojewski zdawał się zignorować cały wywód Nakahary. I w jakiś sposób był też zaskoczony samym faktem takiego spotkania.

- Cóż, jakby o tym pomyśleć to był logiczniejszy wybór. Potrzebujemy miejsca, które będzie pozbawione świadków na czas rozmowy - odparł tylko rudzielec, chcąc jak najszybciej wrócić do głównego tematu.

- Rządzisz tym krajem, mógłbyś takie miejsce mieć w dowolnym budynku w tym mieście - zauważył spokojnie Dostojewski, niemalże rozkoszując się drobną irytacją w głosie Chuuyi.

- Niby tak, ale nie rozpoznam każdego sługusa Agatki, który się nawinie - odpowiedział Nakahara, rozumiejąc, że obaj są tego świadomi i Dostojewski po prostu chce oficjalnie to usłyszeć. - To raz. Dwa, wchodząc na pokład pozbawiłem cię wyboru. Zakładam, że ktoś cię tu jednak pilnuje. Ktoś, kto raz na jakiś czas składa raporty, ale tylko jeśli zauważy coś niecodziennego. Nie jesteś na tyle ważny, ani na tyle buntowniczy, żey kreować większą potrzebę. Dlatego starasz się tak bardzo uniknąć radaru i siedzieć cicho. Christie średnio wierzy w twoją lojalność, nie można się zresztą kobiecie dziwić. Dlatego gdybyś to ty zszedł do mnie, pominęłaby to. Nic nowego. Ot, pewnie kwestia pozwolenia ci na dłuższy pobyt. W momencie, w którym ja wchodzę na twój pokład i nie zostaje ze mnie sieczka? To wygląda jak próba zmiany frontu. W najlepszym przypadku próba podkopania jej autorytetu i nagięcia jej rozkazów. Poleci raport, a ty już nie będziesz mógł się wycofać. A mnie będzie łatwiej pójść na tę wojenkę z tobą u boku. I tak, nie musisz nawet niczego mówić, wiem, że to byłaby tylko tymczasowa kooperacja, która byłaby z korzyścią dla wszystkich, a nie stały układ. Nie szukam przyjaciół.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now