Rozdział 4

549 33 2
                                    

Kiedy Tony Stark usłyszał krzyk, nie spodziewał się niczego dobrego. Coś ścisnęło go w żołądku, bo doskonale wiedział, do kogo należał ten głos. Porzucił wszystko to, co robił i rzucił się biegiem w odpowiednią stronę.

Myślał, że dostanie zawału, gdy dostrzegł gruzy w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się ściana. Nie miał pojęcia, co się wydarzyło. Nie za bardzo miał też czas, by się nad tym zastanawiać. Najważniejsze dla niego w tamtej chwili było odnalezienie swojej pięcioletniej córki.

- Stella! - zawołał, ale dziewczynka mu nie odpowiedziała. Jego serce zabiło mocniej w piersi, wiedział, że gdzieś tam, pod tymi gruzami, jest jego dziecko. Miał jednak nadzieję, że żywe. - Skarbie, gdzie jesteś?! Odezwij się!

Przez chwilę znów nikt się nie odezwał i Stark miał zawołać po raz kolejny. Ale nie musiał tego robić, tylko z jednego powodu.

- Tato! - zawołała pięciolatka słabym głosem. Tony odetchnął z wyraźną ulgą, bo jego córka żyła i to liczyło się dla niego najbardziej w tamtej chwili.

- Kochanie, trzymaj się. Już po Ciebie idę.

Prędko zaczął odsuwać kawałki ściany ze swojej drogi. Trochę mu to zajęło, ale w końcu ujrzał - najpierw brązowe włosy, później twarz dziewczynki, a na końcu całe jej ciało.

Stella nie wyglądała najlepiej. Była cała w kurzu, w niektórych miejscach na ciele miała rany, większe, ale większość z nich były znacznie mniejsze i niegroźne. Tuż koło niej leżała niewielka fiolka, w której wcześniej był niebieski płyn. Teraz jednak krążył w jej żyłach, o czym Stark nie miał zielonego pojęcia.

- Tato. - powiedziała cicho brunetka, kaszląc przez pył, unoszący się w powietrzu. Powieki coraz bardziej jej ciążyły, a ona siłą powstrzymywała się od ich zamknięcia.

Stark prędko znalazł się tuż przy niej. Jego dłonie trzęsły się, a serce waliło w piersi.

- Stella. Stella, spójrz na mnie. Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie. - powtarzał, łapiąc jej twarz w swoje dłonie. Ta otworzyła oczy, chwilę później krzywiąc się nieco z bólu. Bolało ją całe ciało, czuła, jak w jej żyłach płynie coś jeszcze niż tylko krew.

- Przepraszam, tato. - wyszeptała pięciolatka. Przed oczami zobaczyła już jedynie ciemność, a jej dłoń opadła bezwładnie na ziemię.

- Nie zasypiaj, Skarbie. Otwórz oczy. Stella. - mówił łamiącym się głosem Tony. Samotna łza spłynęła po jego policzku i wylądowała na tym Stelli.

Miał jednakże świadomość, że jego córka żyła. Widział, jak jej klatka unosiła się i opadała. Ale wiedział także, że było z nią źle.

~*~

- Wyjdzie z tego?

To było pierwsze zdanie, które usłyszał lekarz po wyjściu z sali, w której leżała Stella. Po serii badań jedyne, co mógł stwierdzić, to to, że dziewczynka przeżyje. Młoda Stark od razu po przywiezieniu do szpitala dostała leki przeciwbólowe, podłączono jej kroplówkę i całą aparaturę.

- Przeżyje. - odparł spokojnie mężczyzna w białym kitlu. - Jeszcze nie wiem, kiedy się wybudzi, ale nic jej nie będzie. - dodał, widząc pytającą minę Starka. Nie chciał nawet sobie wyobrażać, co w tej chwili czuł mężczyzna. Widział jednak, w jakim stanie był. - Będziemy ją monitorować przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. - lekarz zerknął na swoją rękę, na której znajdował się zegarek. Musiał już niestety iść. - A teraz przepraszam, ale mamy też innych pacjentów.

I prędko odszedł w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając Starka samego na korytarzu. Ten nie przejmował się jednak niczym i wszedł do sali, gdzie znajdowała się jego nieprzytomna córka. Usiadł na taborecie obok łóżka i złapał za jej małą, zimną dłoń, ściskając ją lekko.

- Obudź się, Kochanie. Zrób to dla mnie, Stella.

~*~

Po dwóch tygodniach spędzonych w szpitalu Stella Stark w końcu mogła wyjść do domu. Lekarz prowadzący, ale także pielęgniarki, które zajmowały się dziewczynką, byli zdziwieni, że tak szybko pozbierała się po tym wypadku. Prędko stanęła na nogi, nie czując nawet bólu. Po obrażeniach też prawie nie było śladu.

Nikt jednak nie wiedział, że było to spowodowane ów niebieskim płynem, który płynął w żyłach pięciolatki.

Pewnego dnia Tony znów usłyszał krzyk swojej córki. Prędko wyszedł z garażu, w którym przebywał, i pobiegł do brunetki, która zaledwie kilka minut wcześniej bujała się na huśtawce.

- Co się dzieje? - zapytał od razu, z początku niczego nie zauważając. Dopiero, gdy Stella uniosła drżącą dłoń do góry, zauważył, co spowodowało, że krzyczała. - O cholera! - przeklnął, czując gorąc na ciele. Tuż przed nim paliło się drzewo. Był geniuszem, to prawda, ale w tamtym momencie nie miał zielonego pojęcia, dlaczego to drzewo stało właśnie w płomieniach. - Coś ty zrobiła? - spytał, odwracając córkę w swoją stronę. Ta patrzyła dużymi oczami to na drzewo, to na swoje dłonie, nie potrafiąc uwierzyć, co się przed momentem wydarzyło.

- Ja... Ja nie wiem... Jak? Skąd? - zaczęła się jąkać. Serce waliło jej w piersi, bo wiedziała, że to jej wina. Nie wiedziała, jak, ale...

- Poczekaj, zadzwonię po straż. Odejdź stąd. - powiedział od razu Stark, odciągając nieco córkę od pożaru. Prędko wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął wybijać odpowiedni numer.

W tym samym czasie Stella podeszła z powrotem do drzewa i wystawiła przed siebie dłoń. Sama nie wiedziała, co robiła. Zamknęła oczy i pomyślała, żeby ogień zniknął. Kiedy znów spojrzała przed siebie, drzewo przestało się palić, a co najlepsze... Nie było nawet w gramie spalone.

- Tato? - spytała, niesamowicie zdziwiona tym wszystkim. Nie odrywała wzroku od drzewa. Jak na pięciolatkę była naprawdę mądra, ale za nic nie potrafiła wytłumaczyć, jak to się stało. - Już chyba nie potrzebna nam straż.

Tony dopiero wtedy obejrzał się za siebie. Jego ręka opadła wzdłuż ciała, a połączenie zakończyło się, zanim wogóle się zaczęło. Patrzył w szoku przed siebie.

- Co? Jak to? Przecież... - zaczął, stawiając kilka kroków w kierunku drzewa. Delikatnie dotknął kory opuszkami palców, w duchu stwierdzając, że jest całe, a przede wszystkim nie spalone. - To niemożliwe. - mruknął sam do siebie. - Jak to się stało? - zapytał, gwałtownie odwracając głowę do tyłu. Stella przyglądała mu się przez cały ten czas.

- Siedziałam sobie spokojnie. Dotknęłam tylko tego drzewa i... I ono się zapaliło. Nie wiem, jak... - zaczęła tłumaczyć, gestykulując przy tym. Jej głos drżał, a serce wciąż nie zwolniło do swojego normalnego rytmu. 

- A ugasiłaś je jak? - zapytał ponownie, stając twarzą w twarz z brunetką.

- Pomyślałam o ogniu. Chciałam, żeby zniknął, jak najszybciej. Wyciągnęłam rękę... I on zniknął.

- To... To naprawdę zastanawiające. - stwierdził cicho Tony, jakby się nad czymś zastanawiając. Spojrzał w dal, tak jakby coś mu to dało. Szybko jednak znów spojrzał w brązowe tęczówki dziewczynki. - Widziałaś coś jeszcze? Nie wiem... Potrafisz kontrolować coś innego, niż ogień?

- Ale że...

Lecz nie dokończyła. Chciała odpowiedzieć swojemu ojcu, ale wtedy sobie o czymś przypomniała. O czymś naprawdę ważnym. O czymś, czego nie powiedziała swojemu tacie.

Ku totalnemu skołowaniu Tony'ego, Stella skierowała się czym prędzej do budynku, zdeterminowana, by pokazać coś mężczyźnie.

- Stella, gdzie ty idziesz?

Nie uzyskał odpowiedzi. Lecz zamiast czekać, udał się tuż za córką do domu. Odnalazł ją w kuchni, gdy nalewała nieco wody z kranu do szklanki. Chwilę później postawiła ją na stole i uniosła dłoń nad naczynie.

- Co ty...? - zaczął Stark, lecz przerwał momentalnie, widząc, co robi jego pociecha. Tuż pod dłonią Stelli uniosło się kilka kropel wody, które po chwili wróciły do szklanki, jakby nigdy nic nie zaszło. - Jak?

- Nie wiem. - odpowiedziała pięciolatka, patrząc swoimi brązowymi tęczówkami na mężczyznę przed sobą. Nie miała zielonego pojęcia, jak? Sama była zszokowana tym wszystkim. - Ale... Chyba potrafię kontrolować ogień i wodę. - dodała cicho.

I to był koniec jej normalnego życia.

Snow. Inna niż wszystkie. PoczątkiWhere stories live. Discover now