Rozdział 20

385 16 12
                                    

Całe ciało, łącznie z wnętrznościami Stelli ekscytowało się, gdy jechała taksówką na lotnisko. Nastolatka patrzyła prawdopodobnie po raz ostatni na znane sobie ulice Chicago, których już nigdy miała nie zobaczyć. Czy żałowała, że wyjeżdżała? Z całą pewnością nie. Cieszyła się, że w końcu wyrwie się z tego miasta i zamieszka tam, gdzie powinna mieszkać od samego początku.

W Nowym Jorku.

Wracam do domu.

- Już jesteśmy, panienko. - oznajmił kierowca kilka minut później, po zaparkowaniu przed lotniskiem. Odwrócił się do piętnastolatki, która oprzytomniała prędko i odpięła swoje pasy.

- Już, już, wychodzę.

Mężczyzna wyszedł z pojazdu, by wyciągnąć jej walizki, a ona powoli wygramoliła się na zewnątrz. Delikatny wietrzyk rozwiał brązowe - rozpuszczone tamtego dnia - włosy Stelli, która zaciągnęła się świeżym powietrzem. Zaraz jednak podeszła do kierowcy.

- Dziękuję bardzo. - powiedziała, łapiąc za rączkę od walizki. Sama się sobie dziwiła, że zdołała spakować się w jedną wielką walizkę oraz torbę i mały plecak, który miała na plecach. - Ile płacę? - spytała uprzejmie, wyciągając telefon z kieszeni spodni. W etui miała schowane kilka banknotów.

Mężczyzna podał jej cenę, a ta zapłaciła należną kwotę niemal od razu. Po tym prędko schowała telefon, poprawiła ramiączka od plecaka i zarzuciła torbę na ramię.

- Dziękuję. Do widzenia.

- Do widzenia. - pożegnała się Stella, uśmiechając do mężczyzny. Ten odwrócił się do niej, odwzajemnił jej gest i wsiadł do auta, a w chwilę później odjechał z parkingu.

Stark westchnęła cicho i, łapiąc rączkę od walizki, ruszyła ku wejściu do budynku, gdzie miała odbyć jeszcze odprawę.

- Dobra. Jeszcze tylko trochę.

~*~

Stella - po odprawie - usiadła w poczekalni, gdzie miała czekać na samolot do Nowego Jorku. Nieustannie się uśmiechała, co dla innych osób było nieco dziwne. Dwie starsze kobiety szeptały coś do siebie, co chwilę posyłając w jej stronę ukradkowe spojrzenia. Dziewczyna jednak nie zwracała na nie uwagi, nie potrafiąc usiedzieć w miejscu i się nie ruszać w miarę możliwości. Ciągle rozglądała się wokoło, jakby gdzieś w tłumie mogła wypatrzyć swojego ojca.

Poczekalnia nie była jakoś szczególnie zatłoczona, było jeszcze kilka miejsc wolnych. Brunetka akurat siedziała koło jakiegoś starszego pana, który już przysypiał na swoim krzesełku. Wiedziała, że musiał być zmęczony, może specjalnie wstał wcześniej, by przyjechać na lotnisko. Tego nie wiedziała.

Po jej drugiej stronie siedział niewiele starszy od niej nastolatek. Chłopak miał na uszach słuchawki i słuchał swojej ulubionej playlisty.

Stella uśmiechnęła się sama do siebie, spoglądając na niego ukradkiem. W tamtej chwili nikt nie był w stanie zniszczyć jej humoru. Nawet obgadujące ją staruszki.

- Pasażerowie lotu Chicago - Nowy Jork proszeni są o skierowanie się do bramek. - oznajmiła jakaś kobieta stojąca przed bramkami. Większość pasażerów spojrzało w jej kierunku, po czym każdy zaczął się podnosić, by jak najszybciej udać się na pokład samolotu.

- Wreszcie. - mruknęła Stella, podnosząc się na nogi. Otrzepała się z niewidzialnego kurzu i skierowała się za resztą.

Kiedy kobieta sprawdziła jej bilet, dziewczyna uśmiechnęła się do niej ciepło.

Snow. Inna niż wszystkie. PoczątkiМесто, где живут истории. Откройте их для себя