59.

4K 302 19
                                    

- Robi pan miejsce na nowe?

Usłyszałem niespodziewanie kobiecy głos i aż drgnąłem przestraszony. "LOU?!"  Z paniką i bijącym sercem spojrzałem na dziewczynę, lustrując wzrokiem jej twarz. Niestety, wciąż niewzruszoną... "No bez jaj..."

Westchnąłem ciężko, przejeżdżając dłonią po brodzie i mimowolnie przekręciłem głowę w bok. Idealnie, żeby zobaczyć doktorkę Lou, która ze smutnym uśmiechem zmierzała w stronę łóżka mojej dziewczyny. "No i po co ona tu...?" Serce dosłownie podeszło mi do gardła. Przecież na tyle razy, na ile tu byłem, nie miałem okazji widzieć, żeby zaistniała potrzeba odwiedzenia Lou przez personel. Pielęgniarki, owszem. Czasem wpadały dopatrzeć czy nic się nie poodłączało. Ale doktor? "To nie może być nic dobrego..."

Głośno przełknąłem ślinę, nie kontrolując tego, że właśnie prawdopodobnie niegrzecznie wgapiałem się doktorce w twarz największym wytrzeszczem, na jaki kiedykolwiek było mnie stać. Przerażenia też nie mogłem wymazać z tej kretyńskiej miny, co doktorka musiała od razu wyłapać i w odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie uspokajająco.

- Kwiaty. - skinęła dłonią na ostatni bukiet, który został w wazonie. Dopiero wtedy olśniło mnie o co pytała. Głupio mi było jednak przyznawać się do tego, że przez tyle czasu obdarowywałem kwiatami dziewczynę, która nie lubi tego całego zielstwa, więc jedynie uśmiechnąłem się debilnie.
- Em... Tak. - palnąłem, starając się nie myśleć jak głupio to zabrzmiało. Szybko też zamknąłem worek i odrzuciłem go na bok, jakbym nigdy go nie trzymał. "Nie było żadnej sprawy z kwiatami..."
- Powinien pan trochę przystopować, bo jeszcze chwila i wszystkie pielęgniarki oszaleją na pana punkcie. - doktorka niespodziewanie uśmiechnęła się szerzej, patrząc na mnie kątem oka, kiedy podchodziła do łóżka mojej dziewczyny. Z lekka przerażony obserwowałem jak ściąga z oparcia jej kartę i wpatruje się w nią uważnie. - Już nie mogą się pana nachwalić. - dodała między przekładaniem stron.
- Mam nadzieję, że nie przy niej. - automatycznie zerknąłem na pogrążoną we śnie dziewczynę, uśmiechając się nieznacznie. - Póki co wydaje się być miła, ale tylko do czasu...
- Niestety będę musiała ukrócić panu randkę. - usłyszałem niespodziewanie. Krew spłynęła ze mnie w sekundę i mogłem tylko gapić się na lekarkę baranim wzrokiem. - Zabieram pacjentkę na badania.
- Dlaczego? - pisnąłem nadnaturalnie wysokim głosem, a mój umysł w sekundę zalało milion tragicznych myśli. - Coś się stało? Pogorszyło się? To przez tą...
- Rutynowe, spokojnie. - lekarka machnęła ręką, przerywając mój wywód. Nie do końca jednak uspokajając mnie przy tym... - Prześwietlimy ją w paru miejscach i przywieziemy z powrotem. - uśmiechnęła się leciutko. To też nie pomogło. - Mimo wszystko to może potrwać. - ...a to już tym bardziej. Bo przecież gdyby nic się nie działo, nie trwałoby to tyle czasu, prawda...?
- Jak długo? - zaskrzeczałem znowu. Ale kontrolowanie głosu w tym momencie było ostatnim, o czym mogłem myśleć.
- Na tyle, że czekanie może pana wymęczyć. - doktorka westchnęła cierpliwie, odwiedzając kartę na miejsce. - Polecam wrócić do domu i trochę odpocząć.
- Jednak poczekam. - sprzeciwiłem się natychmiast. Nie podobało mi się te badania, a już tym bardziej to, że chcieli mnie stąd wywalić. Nawet ten dobroduszny uśmiech lekarki nie pomagał. Byłem po prostu przekonany, że coś tu nie grało i to przeczucie odbijało się echem po moim organizmie, co wywołało nerwowe drżenie rąk. Dlatego też szybko zaplotłem je przed sobą.
- Nie sądzę, żebyśmy się wyrobili przed końcem odwiedzin. - usłyszałem tymczasem. "Jakby mi to przeszkadzało..."
- To nic.
- Jest pan wyjątkowo uparty... - doktorka uśmiechnęła się nieznacznie. - No dobrze... Za pięć minut przyślę tu pielęgniarkę. Więc jeśli chce się pan pożegnać... - mimowolnie zmarszczyłem brwi, co lekarka natychmiast wyłapała, pogłębiając uśmiech. - ...na dzisiaj... - dodała znacząco - ...proszę się sprężać.

Remember me. || HSWhere stories live. Discover now