P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY

Start from the beginning
                                    

               - Pozwoliłem? - spytał tylko bezbarwnym tonem, uważnie obserwując rozmówcę.

               - Powiedzmy, że przyszedłem jako przyjaciel, a nie jako podwładny. I przyniosłem coś w prezencie - oświadczył mężczyzna i ewidentnie chciał kontynuować, ale przeszkodził mu w tym zimny i nieszczery śmiech Dazaia.

               - Przyjaciel, dobre sobie - stwierdził chłopak, udając że ociera łzy rozbawienia z twarzy, w międzyczasie dyskretnie rozglądając się i sprawdzając, czy w pobliżu nie kręcą się pozostałe Szczurzyka. - Nie jesteś nawet brudem na mojej podeszwie Fyośka. A co dopiero przyjacielem. To Agatka trzyma cię jako element komiczny w Zakonie, nie ja, więc daruj sobie żarty. Mów czego chcesz zanim zrobię z ciebie albo z twoich Szczurów morską pianę - dodał, z zaskoczeniem uzmysławiając sobie, że Dostojewski naprawdę przyszedł sam.

               - Wyjątkowo mógłbyś być milszy.

               - Fyośka, czy ty aby nie skaczesz za wysoko? Jeszcze wypierdolisz się na tę swoją szpetną buźkę - prychnął Osamu uznając, że będzie to dla jego rozmówcy wystarczająco jasna odpowiedź.

               - Czyli rozumiem, że to też nie jest ci aż tak potrzebne, tak? I absolutnie nic to nie zmieni, jeśli wywalę tę fioleczkę do morza? - spytał tylko Dostojewski, wyciągając z kieszeni płaszcza doskonale znane Dazaiowi opakowanie leków. - Ukradłem Strawińskiemu. W sumie nie do końca jemu. Moje Szczury zwinęły karton tych cudeniek z magazynu. Poprawili trochę dokumenty tak, że Strawiński nawet nie dowie się, że miał dostać jedno pudło więcej, niż realnie dostał.

               - Fyośka, a jednak masz to w sobie. Nie sądziłem, ale o cholera, zaskoczyłeś mnie chłopie - oświadczył Dazai sztucznie radosnym i dumnym tonem, z całych sił starając się nie patrzeć na fiolkę, choć stwierdzenie, że kosztowało go to absolutnie wszystko było sporym niedomówieniem. - Okradać Agatkę. Że dla mnie to norma to wszyscy przymykają oko, ale za coś takiego twoja głowa może pójść pod topór. I to więcej, niż jeden raz. W sumie twoje Szczury mają chujowy gust. Było chociaż zwędzić coś, po czym będzie zabawnie. Nie będziecie mieć po tym odjazdu życia jak się naćpiecie. Jedna tabletka zmuli wszystkich na twoim pokładzie i nie gwarantuję, że wszyscy się potem obudzicie. A nie wiem, jak później chciałbyś to przedstawić Aleksy'emu tak, żeby chciał te twoje szczury jakkolwiek ocucić zamiast pozwolić im po prostu zdechnąć.

                - To nie dla moich ludzi - wytłumaczył mu spokojnie Dostojewski, rzucając fiolkę centralnie w dłonie Dazaia. - To dla ciebie. Może się ogarniesz, może w końcu przedawkujesz. Tak czy siak przestaniesz być moim problemem. Ale żeby to się stało, musisz zostać w Kobe na dłużej, niż pozwalałoby ci na to to, co tak wielkodusznie chciałbyś nazwać swoim zapasem leków. I wierz mi lub nie, ale jeśli jakimś cudem za rok będziesz jeszcze oddychał to serdecznie mi za to podziękujesz. Przysługa za przysługę.

               - Dlaczego aż tak bardzo zależy ci na tym żebym został w Kobe Fyośka? - spytał Osamu, pierwszy raz podchodząc do całej tej rozmowy poważnie i prawie traktując Dostojewskiego jak równego sobie. - To twój teren. Chowasz się tu przed Agatką i tak, wszyscy się z tego śmiejemy tak dla twojej wiadomości. Zgodnie z logiką powinieneś chcieć się mnie stąd jak najszybciej pozbyć. A nadstawiasz własny kark żebym mógł tu zostać. Dlaczego?

                - Masz teraz nasrane w głowie, więc pewnie tego nie pamiętasz, ale znałem cię na długo przed tym, jak dołączyłeś do Zakonu. I pamiętam czasy, kiedy nie musiałeś ćpać żeby móc zasnąć czy przeżyć przez kilka godzin. Czasy, kiedy twoja efektywność nie była zależna od tego, ile piguł zostało ci w opakowaniu. Czasy, kiedy byłeś niepokonany, wyszczekany i chciałeś rzucić wyzwanie całemu światu. I szczerze? Wolałem tamtego ciebie, a nie tę rozpieprzoną psychicznie wywłokę, która siedzi teraz przede mną. Tak wiem, wiem, możesz mnie teraz zabić za sam fakt, że uraziłem wyższego rangą. Ale śmierć z twoich rąk w tym momencie nie znaczyłaby dla mnie zupełnie nic. Śmierć z twoich rąk sprzed czterech, pięciu lat? Taka śmierć byłaby zaszczytem - odpowiedział mu Dostojewski, wstając i patrząc na Dazaia z wyższością, której chłopak zupełnie się nie spodziewał.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now