Rozdział 7

367 22 0
                                    

***Zayn***

Obudziłem się, gdy śniadanie już leżało na stoliku. Zaraz koło mnie siedziała Layla, która się do mnie pięknie uśmiechała. Wpatrywałem się w nią tak przez moment, kiedy z zamyślenia wyrwały mnie jej słowa. 

- Zrobiłam Ci śniadanie. - powiedziała nadal nie ściągając z twarzy uśmiechu. 

- Dziękuję bardzo - odpowiedziałem i odwzajeminłem uśmiech. 

- Matt mówił mi, że jedzie z Suzan za miasto na kilka dni, także cały dom  w naszych rękach.

Uśmiechnąłem się tylko i zacząłem jeść śniadanie przygotowane przez Layle. Potem poszłem pozmywać za sobą, a Layla usiadła na kanapie w salonie i włączyła sobie jakiś film. Gdy skończyłem swoją pracę podszedłem do kanapy i usiadłem blisko dziewczyny. Siedzlieliśmy w takiej ciszy przez kilkanaście minut, 

- Przepraszam. - przerwała cisze Layla.

- Nawet nie masz za co, przecież. - odparłem.

- Nie chciałam sprawić Ci kłopotów. Jestem pewna, że ci alfonsi nie dadzą  mi spokoju, a gdy będziesz przy mnie to również i Tobie. Nie chce, żeby Ci się stała jakakolwiek krzywda przeze mnie. Dlatego lepiej będzie jeśli odejdę . 

- Nie! Nie pozwoę Ci! Nie ma takiej mowy! Czuję się za Ciebie odpowiedzialny! Nie mogę Cię samej zostawić, tym bardziej, że nie masz nawet gdzie się podziać! - krzyknąłem.

Widziałem jak zaczyna drżeć. Widziałem jak szybko napływają jej łzy do oczu. Widziałem, że załamuje się tej biednej dziewczynie grunt pod nogami. 

- Ale zrozum, że jak nas znajdą to Cię zabiją! A mnie wezmą do tego nic nie wartego burdelu!  - Powiedziała kiedy lada moment zaniosła się płaczem.

Przytuliłem ją mocno do swojej piersi. 

- Nie płacz już. Nie martw się. Nigdy Cię nie zostawię. Przejdziemy przez to razem. Obiecuję. 

Usłyszałem ciche ''dziękuję''. Dziewczyna podnosła głowę i popatrzyła mi prosto w oczy, 

***Layla***

Jego oczy. Jego oczy są takie piękne. Pełne troski i opiekunczości. Nie pamiętam kiedy ostatnio przy kimś czułam się tak dobrze. Możliwe, że przy rodzicach.... ale to nie to samo. To coś więcej... Popołudnie minęło szybko i bez żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Zayn chciał się zrewanżować i przygotował nam kolację. Po zjedzeniu chłopak poszedł wziąć kąpiel, a ja poszłam do sypilani. Położyłam się i zamknęłam oczy. Nie minęlo 15 minut, kiedy poczułam, że Zayn kładzie się zaraz koło mnie, objemując mnie jedną ręką. Nawet się nie obejrzałam, a już spałam. 

Następnego ranka obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Miałam nadzieję, że to Maoże tt m jednak się rozmyślił i wrócił wcześniej do mieszkania. Jednak moja podświadomość podpowiedziała mi, żebym obudziła chłopaka śpiącego koło mnie. Zaraz po jego przebudzeniu zeszliśmy razem na dół. Zayn sprawdził kto się tak dobija. Po jego wyrazie twarzy od razu poznałam, że nie jest dobrze. Serce mi zaczęło szybciej bić, a ręce trząść się. Przytkał palca do ust, dając mi do zrozumienia, abym bnie odzywała się ani słowa. Gdy podszedł ostrożnie do mnie, żeby z zewnątrz nie mogli usłyszeć, że jest ktoś w środku, złapał mnie za rękę przy czym spletliśmy swoje palce mocno ściskając. 

- Wiem, że tam jesteś sukinsynu i ty szmato! Prędzej czy później i tak was dorwiemy!   - Rozległ się głos z zewnątrz. 

Na ten głos przeszły mnie dreszcze i miałam ochotę krzyczeć. To był sam szef tej całej branży prostytutek. Automatycznie pojawiły mi się łzy w oczach lecz jakimś sposobem je stłumiłam. Staliśmy tak bez słowa dopóki dobijanie się i ten okropny głos ucichły. Upewniliśmy się, że dali nam spokój jak narazie i odeszli. Gdy było już bezpiecznie odetchnęliśmy z wielką ulgą, czując się przy tym, jak gdyby przez ten cały czas nie wypuściłam powietrza z płuc. Prześliśmy do salonu, ja usiadłam na sofie, a Zayn chodził nerwowo w kółko targając się przy tym za włosy. Martwił się. Tak jak i ja. Próbował wymyślić jakieś rozwiązanie. Co chwile zaczynał coś mówić i nie kończył. Był zdenerwowany. Udawał, że panuje nad sytuacją, ale nie dał rady tego skryć. Tego, że sam nie wie już co ma robić. I co z nami będzie. 

- Wiem. Mam rozwiązanie. Musimy wszystko powiedzieć policji. Wszystko co wiemy. Co Ty wiesz. Musimy dać im namiary na ten burdel. Musisz powiedzieć o tym co Ci zrobił ten stary oblech. Musimy. Musimy powiedzieć wszystko, rozumiesz? Rzoumiesz? Wiem, że będzie ciężko. Wiem. Ale innego rowiąania nie ma. - w końcu odezwał się. 

- Nie poradzę sobie. Nie dam rady powiedzieć komuś całkiem obcemu tego. Oni nas wcześniej zabiją, zanim ich zamkną!

- Nie mów tak. Jestem z Tobą. Dasz rady. Jesteś silna. Jeśli dotąd dawałaś radę to teraz tym bardziej dasz radę, Możemy chwilę z tym poczekać. Na razie będziemy się jakoś kryć. Ale to długo nie poczeka. Damy sobie czas. Musimy się do tego dobrze przygotować. 

Przestań uciekać.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz