7.

71 11 1
                                    

Kolejne dni mijały tak jak zwykle z tą różnicą, że Mina co chwilę wspominała uroczego chłopca z aresztu. Nie ma co się dziwić,jej krótka przygoda z uroczym przystojniakiem brzmiała jak wstęp do filmów dla młodzieży. Z jednej strony lepiej, że dla młodzieży a nie dla dorosłych bo wtedy to, by oszalała już do końca.

- Kana dlaczego nikt mnie nie chce? Znaczy się nie! On by mnie chciał, ale nie mogę go znaleźć. Boże dlaczego chłopacy z naszej szkoły nie są tacy jak on. - monolog Miny nie miał końca.

- Taaa podejrzany typ z jak widać ciekawą kartoteką mhm cudowna partia. - rzuciłam pod nosem.

- Mówisz tak tylko, dlatego że sama mi tego zazdrościsz, też byś chciała przeżyć romantyczną przygodę z chodzącym ciasteczkiem.

- Jak na razie to mam dość słodyczy, by zaprzątać sobie głowę ,,ciasteczkami" - powiedziałam robiąc cudzysłów palcami.

- Oczywiście ty i to twoje zamiłowanie do gorzkiego. Gorzka herbata, kawa, czekolada a potem gorzkie życie. Sama to sobie robisz. Potem tylko nie płacz, że nie możesz nikogo znaleźć jak sama się przed wszystkimi zamykasz. - rzuciła i odeszła od szkolnego stolika.

To nie tak, że ja się zamykam to wszystko ,,jej,, wina. Wiem, że Mina chce dobrze, ale dobrze zdaję sobie sprawę, że nie zrozumie sytuacji w jakiej się znajduje.

Reszta lekcji minęła bez żadnych awantur, a nawet i rozmów. Gdy tylko zadzwonił ostatni dzwonek ogłaszający koniec dzisiejszego dnia w tej zacnej placówce tak szybko Mina uciekła zostawiając mnie samą i zapominając o tym, że rano dałam jej do schowania swoją parasolkę, gdyż miało padać po południu.

Powrót do domu okazał się jeszcze większą porażką gdy lekki deszcz zamienił się w mgnieniu oka w źle zapowiadającą się ulewę z piorunami. Tak więc skończyłam cała mokra, zmęczona i zziębnięta w połowie drogi do domu. Stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie ukryć się przed kroplami w najbliższym sklepie, jednakże i tym razem los mi nie sprzyjał. Na ulicy, w której się znajdowałam był jeden sklep, który jak na złość był dziś zamknięty, więc zostało mi jedynie schować się pod parasolem, który ochraniał gazety wystawione z owe sklepu.

Gdybym potrafiła palić to zapewne już bym to zrobiła, ale niestety mam niekompetentnego nauczyciela.
Yuta od czasu naszego ostatniego spotkania ani razu nie dał znaku życia, mimo że powiedział, że się zdzwonimy. Jak zwykle nie można ufać ludziom, nikt nigdy nie dotrzymuje obietnic.

- Baran - rzuciłam pod nosem na samą myśl o Yucie.

- Nie prawda, bo skorpion. - usłyszałam głos obok siebie.

- Po pierwsze dlaczego zawsze spotykamy się jak leje?
Po drugie skąd pewność, że mówiłam o tobie? - spytałam wywracając oczami widząc jak jego usta przybierają ten typowy zadziorny uśmiech.

- Po pierwsze nie zawsze, już nie pamiętasz tej, jakże cudownej imprezy?
Po drugie wiem, że myślisz o mnie ja na twoim miejscu też bym o mnie myślał. Spójrz! Nikt nie oprze się takiemu urokowi. - powiedział chłopak dumnie wypinając pierś do przodu.

- Wiesz co czasem mam wrażenie, że coś bierzesz, jeśli tak to daj namiary bo jak widać dobrze działa. - rzuciłam w żartach.

Chłopaka jednak te słowa chyba nie rozbawiały, gdyż z jego twarzy w jednej chwili znikł uśmiech, a na jego miejsce wstąpił poważny wyraz twarzy jakbyśmy byli na pogrzebie i mam nadzieję, że to nie byłyby mój pogrzeb, choć chłód emanujący z oczu Yuty wskazywał, że powinnam wybrać sobie już nagrobek.

- Żartowałam, przecież widać po tobie, że jesteś tylko nałogowym palaczem. - odpowiedziałam próbując poprawić atmosferę.

-,, tylko nałogowym palaczem,, okay miło wiedzieć jakie masz o mnie zdanie. - odpowiedział spuszczając ze mnie wzrok.

Cigarettes || YutaWhere stories live. Discover now