2.

105 13 0
                                    

Obudził mnie dobrze znany mi dźwięk budzika, który dawał znać o nowym, marnym dniu. Ciekawe czy kiedyś będzie mi dane go już nie usłyszeć? Dzwoni nieprzerwanie dzień w dzień jakby myślał, że dzisiejszy dzień przyniesie coś dobrego. Wstałam powoli, zabierając ze sobą ubrania i skierowałam się w kierunku łazienki w celu umycia się. Patrząc na swoje odbicie nie widziałam już dawniej mnie. Proszę przestań się użalać nad sobą. Dobrze wiemy, że jesteś żałosna, ale nie musisz co chwilę tego podkreślać. Starając się ignorować nieprzyjemny głos w głowię ruszyłam w stronę kuchni.

- Dzień dobry, jak tam ci się spało? Siadaj na stole masz owsiankę. – powiedziała mama układając przy tym pudełka w szafce.

- W miarę dobrze, ale wiesz jak to jest. Stresuję się szkołą jak to ludzie w moim wieku. – odrzekłam próbując przełknąć rozmokniętą już owsiankę.

- Wiesz może powinnaś wychodzić gdzieś czasem z koleżankami, a może nawet z chłopakiem. Powiedz masz tam kogoś na oku? Może stara matka doradzi ci w sprawach miłosnych. – rzekła zainteresowaniem.

Wychodzić z koleżankami? Znaczy się to nie tak, że nikogo nie mam. Po prostu nie wyobrażam sobie wychodzić pod wieczór na głośne imprezy. Pewnie skończyłoby się na tym, że zostawiłyby mnie po pierwszej godzinie, a same by poszły tańczyć z nieznajomymi. Co do chłopaka to nigdy z nim nie była i nie sądzę, że zmieni to się w najbliższym czasie.

- No nie wiem czy to dobry pomysł...- moją wypowiedz przerwał dzwoniący telefon. Przynajmniej nie musiałam wymyślać jakiś wymówek. Skończyłam szybko owsiankę i ruszyłam w kierunku szkoły.

Idąc samotnie obserwowałam toczące się życie wkoło mnie. Ludzie spieszący się do pracy, dzieci odprowadzane przez dziadków do przedszkola oraz nastolatków, który zdawali się nie przejmować, że na każdym kroku są oceniani.

- Boo! – usłyszałam nad prawym uchem głos należący do Miny.

- Ha, Ha, Ha, bardzo zabawne. A co byś zrobiła gdybym przez to się zakrztusiła i zemdlała? – odparłam udając nadąsaną.

- Nie przesadzaj... Zrobiłabym ci wtedy usta-usta. – zaśmiała się próbując dać mi buziaka.

- Oj, Oj dziewczęta co wy mi tu wyprawicie! Tak bez mnie? Było trzeba mi napisać SMS to bym przyszła szybciej. – odparła z rozbawieniem Yumi.

- Jesteście głupie. Obie! – odrzekłam zostawiając je w tyle na co dwie dziewczyny zaśmiały się.

Siadając w ławce nie zwracałam uwagi na resztę klasy, oni również nie wydawali się zwracać na mnie uwagi. Każdy robi to co zwykle i rozmawia z tymi co zwykle. Czy to źle? Nie powiedziałabym. Jeżeli nie robią nic co mogłoby skrzywdzić drugiego człowieka to zostańmy w naszym słodkim teatrzyku.

- Dzień dobry Państwu, jak tam nastroje przed lekcją matematyki?- usłyszałam w drzwiach głos naszego profesora. Nikt nie podzielał jego entuzjazmu przed tą jakże wciągającą lekcją, można było nawet usłyszeć gdzie nie gdzie ciche westchnięcia oraz przekleństwa rzucane pod nosem przez resztę uczniów.

- Przepraszam czy ma może pan profesor nasz sprawdzian? – rzuciła jakaś dziewczyna z pierwszej ławki. Nie mam nawet pojęcia jak się nazywa. Nigdy nie czułam potrzeby nauki ich wszystkich imion. Zresztą za chwilę i tak wszyscy się rozstaniemy.

- Oczywiście, proszę rozdaj po klasie – odparł na jej pytanie.

Dostawszy kartkę poczułam mieszane uczucia. Dostałam 4 co nie było wcale złą oceną, zwłaszcza że sprawdzian był z trudnego działu, a reszta klasy podostawała 2 i 3. Mogłaś dostać 5, znów słabo. Za mało się starasz. Potrząsnęłam szybko głową, by odgonić nieprzyjemne myśli. Następne lekcje nie były również zbyt interesujące. Niektórzy w trakcie kolejnych lekcji postanowili się przespać albo grali na telefonach. Nie powiem, że również i mi się nie chciało przysypiać, ale wiedziałam, że spanie w takim momencie nie jest dobrym rozwiązaniem.

Wraz z ostatnim dzwonkiem można było usłyszeć radosne głosy całej klasy, który w przeciągu 10 sekund opuścili klasę kierując się w stronę drzwi wejściowych szkoły.

- Kana idziesz z nami na obiad ? – rzuciła Mina ciągnąc za sobą Yumi.

- Nie dziś dziewczęta, nie dziś. Muszę coś załatwić. Do zobaczenia jutro. – pożegnałam się i ruszyłam w innym niż zwykle kierunku.

Zatrzymałam się dopiero przed mały sklepem, znajdującym się między wąskim uliczkami miasta. Nie wyglądał on na często odwiedzany, więc pasował idealnie.

- Dzień dobry. – powiedziałam podchodząc do kasy.

- Witam czego sobie duszyczka zapragnie? – usłyszałam głos mężczyzny, który wydawał się mieć na oko 50 lat.

- Po proszę papierosy. – rzuciłam udając pewną siebie.

- Jaki rodzaj? – odpowiedział znudzonym głosem.

- Yyyy może te niebieskie. – powiedziałam już pod nosem.

No bravo tyle było z twojej pewności siebie. Myślałaś, że on uwierzy, że się nad tym znasz. Przyszłaś nawet ubrana w mundurku, błagam cię. Ciesz się, że typ ma gdzieś to ile masz lat.

Mężczyzna podał mi szybko paczkę i patrzył się z wyczekującym spojrzeniem.

Zapalniczka idiotko...

- A i jeszcze zapalniczkę poproszę.- rzuciłam jak najszybciej, by opuścić już ten sklep.

Szybko płacąc wyszłam ze sklepu, pędząc przed siebie.

- Boże po co mi to? – powiedziałam sama do siebie.

Idąc powoli w stronę domu poczułam, że powoli zaczyna padać. Zatrzymałam się na chwilę i uniosłam głowę do góry, by krople deszczu mogły na nią zlecieć. Stwierdziłam, że udam się znaleźć na chwilę jakieś schronienie. Na moje szczęście parę kroków od miejsca gdzie obecnie się znajdowałam, znajdowała się opuszczona restauracja. Udałam się więc stanąć pod jej daszkiem. Gdy już tam dotarłam deszcze rozszalał się z całych sił. Nie było widać żadnego żywego człowieka. Patrząc w opadające z dużą prędkością krople, nie poczułam nawet w którym momencie zaczęłam płakać. Wyjęłam z kieszeni papierosy i zapalniczkę. Drżącymi od zimna dłońmi odpaliłam ogień i spróbowałam wziąć pierwszego w życiu papierosa do buzi. Próbując zaciągnąć się nim zaczęłam lekko kaszleć. Były okropne, kompletnie nie przypominały tych papierosów, które ostatnio poczułam na przystanku autobusowym. Rozżalona tym faktem obróciłam się w bok i rzuciłam szybko papierosa na ziemie. W tym momencie poczułam, że ktoś staje obok mnie pod dachem.

- Jesteś za słodka na palenie. - usłyszałam męski głos za moim plecami.

Bojąc się odezwać postanowiłam przemilczeć jego słowa, licząc że zaraz sobie odpuści.

- Wiesz wydaję mi się, że płakanie samotnie pod dachem starej restauracji w deszczu jest trochę ryzykowne. Normalni ludzie nie wychodzą w taką pogodę na dwór. - powiedział podchodząc bliżej mnie.

- Tak? To w takim razie oboje jesteśmy nienormalni. - powiedziałam patrząc się w coraz bardziej powiększającą się kałuże.

Cigarettes || YutaWhere stories live. Discover now