Rozdział 12

142 18 5
                                    

Poranne promienie słońca przedarły się przez niestarannie zasuniętą granatową zasłonę, padając wyjątkowo jasną i ciepłą wiązką na skórę twarzy śpiącego jeszcze blondyna. Zmniejszający się poziom melatoniny przyspieszony przez poranne światło słoneczne, wybudził Ash'a. Leniwie uniósł powieki, a gdy niewyraźny obraz wyostrzył się, jego treść pobudziła spokojne do niedawna serce. Przez jego umysł przemknęło wspomnienie wczorajszej rozmowy i zawisło nieruchomo, nie pozwalając na zapomnienie. Piękna twarz Eijiego zwrócona w jego stronę ani trochę nie ułatwiała zahamować, kotłujących się myśli. Tak wiele jeszcze było do przedyskutowania, tak wiele jeszcze było między nimi niedopowiedzeń, nieporuszonych kwestii, które siłą rzeczy nadal nie dawały mu spokoju.

- Dzień dobry, Ash – usłyszał najmilszy mu głos i zaskoczony zrozumiał, że Eiji przygląda mu się od jakiegoś czasu.

- Dzień dobry – odpowiedział, wsuwając otwartą dłoń pod swój ciepły policzek.

- Nie zauważyłeś, że nie śpię.

- Nie...

- To do ciebie niepodobne... O czym myślałeś? - zapytał cicho.

- ...O tobie.

Eiji nerwowo przygryzł wargę i powtórzył jego ruch, wsuwając pod swój równie ciepły policzek otwartą dłoń.

- Dobrze czy źle?

- Co za przedziwne pytanie.

- Odpowiedz – poprosił, nie odrywając od niego zdradzających lekkie niewyspanie oczu.

- Nigdy nie myślałem o tobie źle, sądziłem, że to oczywiste.

- Więc dlaczego miałeś taką zbolałą minę?

- Zbolałą?

- Tak, jakby coś wyjątkowo nieprzyjemnego zaprzątało ci głowę.

- ...To co zaprzątało mi głowę dalekie jest od określenia nieprzyjemne.

- Och... - wydał z siebie, uświadamiając sobie co ma na myśli. - ...Nie masz mi za złe, że poruszyłem wczoraj ten temat?

- Nie, wręcz przeciwnie. Jestem ci wdzięczny, Eiji. Wychodzi na to, że skrywasz w sobie więcej odwagi niż ja.

- W końcu jestem od ciebie starszy, nie rozumiem skąd takie zdziwienie – uśmiechnął się, muskając opuszkami palców wierzch jego dłoni.

- Zdarza mi się o tym zapominać... cały czas czuję niegasnącą potrzebę chronienia cię.

- Nic mi nie grozi, Ash.

- Wiem...

- Tobie również.

- To również wiem...

- ...Ale jak się okazuje musimy teraz... stawić czoła innego rodzaju problemom.

- Nigdy nie traktowałem tego w kategoriach problemu – powiedział, podpierając się na łokciu - a jeżeli tak to wygląda z zewnątrz, to jest to całkowicie mylne wrażenie. Po prostu... nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad takimi rzeczami, nigdy nie chciałem nawet o nich myśleć.

- ...Naprawdę musisz mi ufać – odezwał się cicho, podnosząc się przez co jego twarz stykała się niemal z jego.

- Jak nikomu innemu – wyznał, wpatrując się w jego pełne łagodności spojrzenie.

- Obiecuję, że nie pożałujesz, nie zawiodę cię, nigdy.

- Wiem... - wyszeptał, zamykając oczy, gdy poczuł znajomy już smak na swoich ustach.

Zburzyć ciąg FibonacciegoDove le storie prendono vita. Scoprilo ora