Zawsze powtarzałam sobie, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Byłam gotowa ponosić konsekwencje swoich czynów, błędnie podejmowanych decyzji. Nie bałam się ich, dlaczego więc teraz moje kolana uginają się, a usta próbują wydusić jakieś niepotrzebne słowa żalu, rozczarowania?
Walker ma żonę.
Piękną żonę, która celuje do niego z karabinu.
Całe zajście jest tak odrealnione, tak paranoidalne, że przez chwilę zastanawiam się, czy śnię, czy nie przegrzałam się w tym ukropie, a teraz mam halucynacje. Może obudzę się za chwilę i wszystko zniknie, będzie jak dawniej?
— Zabierz to — odzywa się Aaron, odsuwając lufę spod nosa, a ja pojmuję, że to wciąż ta sama, smutna rzeczywistość.
Anna patrzy to na niego, to na kobietę i stara się coś powiedzieć, ale szok nie pozwala jej wydusić nawet słowa. Nerwowo odgarnia włosy z twarzy i obrzuca brata spojrzeniem, które łamie mi serce.
Ona nic o nim nie wie — myślę.
Nikt nie zna jego tajemnic.
— A ty...? — Wojskowa podchodzi do mnie, uśmiechając się perfidnie. Przygląda mi się uważnie, a ja czuję, jak prąd nieznośnie gryzie moją skórę. Zaciskam zęby. — Taka ładna buźka... — Już podnosi dłoń, by mnie dotknąć, gdy Walker chwyta jej nadgarstek i odciąga z impetem.
— Nie dotykaj jej — warczy tak wściekle, że sama się go boję.
Uśmiech, który widzę na pięknej, symetrycznej twarzy jego żony jest jak żyletka tnąca wszystkie kończyny, a ja czuję się jak otwarta rana polana spirytusem. Wdzięcznie odgarnia swoje płowe włosy i wzdycha ciężko.
Już nie wiem, kogo bardziej nienawidzę.
— Jasne — drwi. — Zawsze ten sam cyrk. — Odwraca się do Walkera i lekko przechyla głowę, jakby coś analizowała. — Kochanie, prywatne kwestie omówimy później. Teraz lepiej przygotuj się na spotkanie z generałem Furmanem — mówi z udawanym przejęciem. — Nie będzie zachwycony tym... wszystkim. — Jej usta wywijają się w podkówkę. — A ta słodka owieczka — wskazuje na mnie — pójdzie z nami, bo zdaje się, że jest w niej coś nieprzeciętnego, czyż nie?
Chcę spojrzeć na Aarona, ale obraz traci ostrość. Ziemia drży, rozsypuję się w pył. Dostaję w twarz z każdej strony, a ktoś jeszcze kopie mnie w brzuch. To uczucie najgorsze na świecie, tak obezwładniające, że tracę łączność z rzeczywistością.
Ren zarzuca moje ramię na swoje barki i prowadzi mnie w stronę skrzydła szpitalnego. W międzyczasie wymienia kilka zdań z Walkerem, ale nie jestem w stanie pojąć, czego dotyczą. Niemal sunę kolanami po ziemi, bo nie mam sił trzymać pionu. Liczy się każdy oddech, każda sekunda, w której wciągam powietrze. Klatka piersiowa pęka, płuca płaczą. Po chwili wtapiam się w białą przestrzeń, a coś zimnego otacza moje ciało. Powoli otwieram oczy, z trudem zmuszam się do podniesienia ciężkich powiek. Widzę mamę. Krztuszę się, a ona patrzy na mnie z bólem, cierpieniem, jakby pragnęła oddać za mnie życie. Wyciąga dłoń, chcę ją chwycić, poczuć, przyłożyć sobie do serca, ale nie mogę. Znika gdzieś w tle, rozpływa się, mówi: "Przepraszam cię".
*
Camile siedzi w nogach szpitalnego łóżka, na którym leżę. Przygląda mi się z troską i współczuciem. Drżę. Mózg krzyczy do mnie jakieś niezrozumiałe rzeczy, ale brak mi odwagi, by na nie odpowiedzieć. Posyłam jej chyba najsmutniejszy uśmiech na świecie.
— Em, jesteś — szepcze z ulgą, łapiąc mnie za rękę. Puszcza momentalnie, gdy kopie ją prąd. — Boże! — krzyczy przerażona.
— Camile, głupia, jeszcze nie! — Znajomy głos rozbrzmiewa w skrzydle. Odbija się od ścian i dociera do mojej świadomości. — Jest naładowana, nie dotykaj jej! — Przygarbiony staruszek zjawia się obok jak magik i przytrzymuje moje ręce wzdłuż ciała. Ma na sobie długie rękawiczki z materiału, który, jak dobrze pamiętam, blokuje energię.
CZYTASZ
Invidious Fate
ActionNie mam już sił. Jeszcze wczoraj świat wydawał się inny. Niebo było jasne. Dziś widzę już tylko ciemne chmury. Emily musi zmierzyć się ze swoimi demonami i stawić czoła niesprawiedliwości, która dotknęła jej rodzinę. Jeszcze nie wie, że wojna odbier...