DZIESIĘĆ

88 31 77
                                    

WALKER


Kiyo stoi w drzwiach mojego gabinetu i przygląda mi się z przejęciem. W ręce trzyma dokumenty, które prawdopodobnie przekazał mu kapral Theodore Baker. Nie spodziewałem się, że tak szybko je dostarczy.

— Pułkowniku, podejrzewam, że zechce pan rzucić na to okiem — odzywa się w końcu. Nie mówiąc nic więcej, podchodzi do biurka i kładzie przede mną teczkę z aktami.

Mimo że doskonale wiem, co znajduje się w środku, widok tych kilku zdjęć, które ukazują się po otwarciu okładki, przyprawia mnie o lodowaty dreszcz. Odruchowo zamykam oczy. Nie jestem w stanie zliczyć, który to już raz, gdy oglądam martwe ciała, a ich widok wciąż wywołuje tak samo podłą reakcję. Pobieżnie przeglądam resztę dowodów, ale nie znajduję w nich tego, co interesuje mnie najbardziej.

— Co z dziewczyną? — pytam szorstko, a Kiyo przeczesuje nerwowo swoje przerzedzone włosy.

— Przeżyła — odpowiada krótko.

Kiwam głową. Ta informacja wystarcza, by uspokoić mój umysł, który od dwóch tygodni przepełniony jest najczarniejszymi scenariuszami. To sytuacja wciąż daleka od ideału, ale przynajmniej wiem, na czym stoję.

— Doniesienia — żądam. Na jego twarzy dostrzegam cień wahania.

— Właściwie żadnych — zaczyna ostrożnie. Pot gromadzi się w załamaniach na jego pomarszczonym czole. — Przez dwadzieścia dwa lata życia nie wykazywała żadnych oznak ponadprzeciętności. Nigdy nie była notowana, jest okazem zdrowia. Jej jedyne znaczące relacje zwężają się do najbliższej rodziny, Katherine Wright oraz Bakerów. Oni, jak zresztą pan wie, nie żyją, a Theodore Baker to nasz żołnierz. Od rozpoczęcia wojny nie mieli kontaktu. Wszyscy krewni panny Stone znajdują się w Europie, we Francji. Z ich strony również nie było prób nawiązania łączności — przerywa na chwilę i pospiesznie wyciera spoconą twarz pełną czerwonych wypieków. — Nie ma nikogo, do kogo mogłaby zwrócić się o pomoc. Aktualnie cierpi na depresję.

— Sprowadźcie ją tu — rozkazuję, ale zamiast gotowości do działania słyszę jedynie zduszony jęk. Ignoruję go. — Jeszcze dziś.

Kiyo ostatecznie salutuje i odchodzi, zostawiając mnie sam na sam z tak wieloma myślami, które muszę jakoś poukładać w głowie. Już nie pamiętam, kiedy miałem okazję porządnie się wyspać. I choć uważam, że sen to niezwykłe marnotrawstwo czasu, to doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem wykończony i powinienem odpocząć. Nie mogę jednak pozwolić sobie na taki luksus. Nie teraz, gdy tak wiele spraw wymyka się spod kontroli.

Podziemie bowiem jeszcze nigdy nie było aż tak podzielone. Nastroje wśród żołnierzy są dalekie od optymistycznych, a mnie coraz trudniej zapanować nad częścią z nich. I mam tu na myśli przede wszystkim ochotników. Odnoszę wrażenie, że dzisiejsze testy wprowadzające nie sprawdzają się już tak dobrze i większość tego bydła w ogóle nie powinna tu trafić. Co za pech, że nie o wszystkim mogę decydować sam. Gdyby ode mnie zależało, czy Podziemie będzie przyjmować jakichś przypadkowych cywilów, kategorycznie bym tego zabronił. Oni nie wiedzą, na co się piszą. Wydaje im się, że w przypływie chwilowego heroizmu decydują się na coś dobrego, godnego podziwu. W rzeczywistości są zwykłymi zuchwalcami, którzy w obliczu pierwszego zagrożenia uciekają w popłochu lub odbierają sobie życie, bo to rozwiązania o wiele prostsze i wygodniejsze niż te, których się od nich wymaga.

Pielęgniarka przynosi mi obiad. Stawia tacę z jedzeniem na biurku i pochyla głowę, gdy decyduję się na nią spojrzeć. Czasami odnoszę wrażenie, że się mnie boi. To zastanawiające, bo spędzamy razem naprawdę sporo czasu i właściwie jest jedną z niewielu osób, które mają ze mną bezpośredni kontakt. Przyglądam się dziewczynie przez chwilę i zauważam, że jej czarne włosy, które do tej pory sięgały połowy ramion, teraz ledwo omiatają ich szczyty.

Invidious FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz