-23- Klif

146 32 15
                                    

[Perspektywa - Street]

Przeciągnąłem się na łóżku, rozprostowując stare kości. Łóżka w tym zamczysku są tak wygodne, że mógłbym przeleżeć tutaj cały dzień. Niestety życie nie jest takie proste, a ja nie dostałem magicznego natchnienia podczas snu, więc muszę porządnie zabrać się do pracy. Oficjalnie stałem się głównym prowodyrem naszego spisku przeciw Eternie. Grupa, którą aktualnie przewodzę jest bardzo nieliczna, skupia się w zasadzie z zbuntowanych łowców i losowych narwańców mojego pokroju. Do tego czasu, Cruzar był głową tego wszystkiego, ale jego pozycja uniemożliwia mu zajęcie się Palette, dlatego to ja podejmuję decyzje dotyczące naszej tajnej broni.

Palette ma w sobie charyzmę, nie bez przyczyny wszyscy młodzi łowcy mu ufają. Jeśli dobrze to rozegramy, będzie w stanie przekonać młodych do zwrócenia się przeciw Eternie. Cruzar będzie w stanie przekonać gdzieś tak z połowę łowców, a ci którzy nie przyłączą się do nas, działają na swoją niekorzyść. Cel naszego planu jest jasny - pokonanie autorytetu Ryby i zastąpienie ją kimś nowym, który zarazem popiera nasze ideały. Jednakże jak do tego dojść? Zjawienie się Gwiazdeczki pomieszało sporo w naszym pierwotnym planie, więc czeka mnie teraz twardy orzech do zgryzienia. Fakt tego, że przez te durne odwiedziny, wampirzy arystokrata patrzy mi teraz na ręce, wcale nie dodaje mi motywacji.

Wyszedłem spod kołdry i założyłem na siebie wczorajsze ubrania. Powinienem poprosić służbę o jakąś kartkę i pióro. Muszę zapisać wszystkie swoje myśli, zanim mi uciekną. Jak na zawołanie, usłyszałem pukanie do drzwi. Kiedy tylko powiedziałem osobie po drugiej stronie, że może wejść, w drzwiach dostrzegłem postać mojego małego braciszka. Dosłownie małego. Nadal zadziwia mnie to, że mimo upływu tylu lat, wygląda jakby miał nie więcej niż szesnaście lat.

Przepraszam, że zakłócam spokój, ale przegapił pan kolację. Przyszedłem zapytać, czy chce pan abym przyniósł jedzenie do komnaty.— odrzekł z grobowym wyrazem twarzy.

Dlaczego mówisz do mnie per pan?

Ponieważ tego wymaga etykieta.— odpowiedział bez chwili zastanowienia, jakby automatycznie— Czy mam udać się po posiłek?

Ym... tak?— ukłonił się krótko, a następnie wyszedł z pokoju.

Przez pare chwil wpatrywałem się w zamknięte drzwi. To było bardzo dziwne. Przecież wie, że go rozpoznałem, mógłby darować sobie już te dziwne gierki. Nie chcę, żeby traktował mnie jak obcą osobę. Wychowałem go, powinien okazać chociaż trochę wdzięczności, zamiast wyrzekać się mnie teraz. Muszę wprost zapytać dlaczego zachowuje się w stosunku mnie tak oschle. To mi nie da spokoju. Nie skupię się na planie z takim mętlikiem w czaszce.

Bez większego przemyślenia swoich działań, wyszedłem z pokoju i zacząłem krążyć po tych wszystkich korytarzach. Po piętnastu minutach mogłem spokojnie stwierdzić, że zgubiłem drogę powrotną. Przy czwartym mijanym obrazie przedstawiającym czerwoną różę, zacząłem kompletnie tracić orientację. Przyznaję, ruszanie się z miejsca bez mapy było idiotycznym pomysłem.

W pewnym momencie usłyszałem, że z jakiegoś pomieszczenia dochodzą dwa kobiece głosy. Miałem zamiar zapytać je o drogę, jednak zanim tam doszedłem, podsłyszałem kawałek rozmowy, który mnie zaciekawił.

Więc po prostu podsłuchałaś ich rozmowę?

Ciężko było tego nie usłyszeć. Willow widziała parę razy jak Suave płakał, ale myślę, że to nic przy tym co usłyszałam wczoraj.— płakał? Wczoraj? Czy to przeze mnie?

„Łowca" Undertale (Poth)Where stories live. Discover now