14

5.2K 393 31
                                    

*MEGGY*

Poprawiłam kołnierzyk od białej koszuli i ostatni raz spojrzałam na szary i ponury widok za oknem.

-Jedziemy?- zapytał Kian, kiedy wszedł do mojego pokoju. 

-Jasne. Jak wyglądam?- brunet zilustrował mnie od góry do dołu i uśmiechnął się słabo.

-Ślicznie, jak zawsze zresztą- podszedł do mnie i złączył nasze usta z sobą- Naprawdę nie mogę iść?- zapytał niemal błagalnie kiedy oderwaliśmy się od siebie.

-Tylko zaproszeni goście i uczniowie. A z tego co wiem, nie jesteś uczniem szkoły w Coldwale, ani nie masz zaproszenia- zaśmiałam się cicho i założyłam na siebie szary płaszczyk. Na zewnątrz okropnie lało, a wiatr wiał jak szalony porywając z sobą wszystkie drobniejsze przedmioty napotkane na drodze. Liście, patyki, piłki do nogi, dziurawe reklamówki. Wszystko latało w powietrzu. Zeszliśmy z na dół żegnając się z moją mamą i wyszliśmy z domu. Prawie biegiem ruszyliśmy do auta mojej mamy, żeby tylko nie zmoknąć przez deszcz. Na szczęście udało mi się ochronić moją fryzurę przed porywistym wiatrem. Co ja gadam, to nie był wiatr, to istna wichura! Droga do szkoły trfała jakieś pięć minut i miałam jeszcze trochę czasu, żeby przygotować się przed przemówieniem. Kian zatrzymał auto zaraz pod samym wejściem od szkoły tak abym nie musiała latać podczas takiego urwania pogody. Zauważyłam kilku uczniów, którzy stali schowani pod małym daszkiem zaraz przy szklanych drzwiach budynku. Nie zwróciłam uwagi za bardzo kto tam stał.

Kiedy chciałam już wyjść zostałam do siebie przyciągnięta przez Kiana. Brunet usadził mnie na swoich kolanach i schował kosmyk moich włosów za moje ucho.

-Już ode mnie uciekasz? Masz jeszcze półgodziny...- udał urażonego i cmoknął mnie w policzek.

-Wiem, ale muszę jeszcze się przygotować- tym razem to ja objęłam swoimi dłońmi twarz chłopaka i delikatnie przywarłam do niego ustami. Kian przeniósł swoje dłonie na moje plecy, które zaczął powoli gładzić. Oderwałam się od niego kiedy powoli zaczynało brakować mi powietrza. Uśmiechnęłam się jeszcze przelotnie i rzuciłam mu krótkie "pa" na pożegnanie. Dopiero wtedy zauważyłam, że w owej grupce nastolatków znalazł się również Nash, który miał cudowny widok na to jak miziałam się z swoim chłopakiem. O dziwo zdawał się być w ogóle nie wzruszony zaistniałą sytuacją i po prostu mnie zignorował nie obdarowywując mnie nawet najmniejszym spojrzeniem. Nie ukrywam. Zależało mi na tym, żeby był zazdrosny.

***

Mój oddech stał się nierównomierny a dłonie zaczęły się pocić kiedy pani dyrektor wyczytała moje imię. Jej poprzednie przemówienie zagłuszał świst szalejącego wiatru i burza, która rozpętała się zaraz po tym jak rozpoczęła się uroczystość. Podniosłam się z krzesła w pierwszym rzędzie i ruszyłam na środek auli. Weszłam po trzech schodkach na scenę, na której jeszcze do niedawna był ustawiony do zdjęcia szkolny zespół muzyczny. Położyłam swoją kartkę z kilkoma splecionymi zdaniami na mównicy i strzepałam niewidzialny pyłek z swojej spódniczki.

-Dobry wieczór witam...- kiedy tylko salę wypełnił mój głos zniekształcony przez głośniki rozległ się głośny huk a wszystkie światła natychmiast zgasły. Większość nastolatków, która jeszcze przed chwilą siedziała grzecznie na miejscach wstała i zaczęła panikować. Kilku nauczycieli nagle magicznie dostało latarki i rozświetliło pomieszczenie tak, aby każdy mógł przynajmniej dostrzec zarysy postaci siedzącej obok.

-Proszę o spokój! Nic się nie stało, wszystko jest pod kontrolą- pani Patrishia weszła na mównicę i uspokajała roztrzęsiony tłum- Wszystko w porządku Meggy?- brunetka położyła rękę na moim ramieniu i spojrzała prosto w moje oczy.

-Tak. Ale...co się właściwie stało?- zapytałam kiedy zeszłyśmy z sceny.

-Przez tą pogodę przerwali dostawy prądu. Po za tym wiatr powalił drzewa i zagrodził kilka dróg- pokiwałam tylko głową i uśmiechnęłam się słabo. Pani Patrishia wyciągnęła z kieszeni dzwoniący telefon i odebrała połączenie- Halo? Tak...na jak długo?...Dobrze...

-Wszystko w porządku?- zapytałam kiedy, zauważyłam zmartwioną i przygnębioną minę nauczycielki.

-Dzwonił mój narzeczony. Pracuje w policji. Drzewa zablokowały drogę i wygląda na to, że utknęliśmy tu na całą noc...- rozejrzałam się dookoła po całej auli. Wszyscy zdążyli już się uspokoić i pozbierać w kilka mniejszych grupek. Prawie każda została zaopatrzona w latarki a na stolikach poustawianych na scenie dla kilku nauczycieli ktoś rozstawił świeczki.

-Ile mamy tak jeszcze bezczynnie siedzieć?- usłyszałam za plecami poirytowany głos Nasha. Był wyraźnie zły i znudzony tą całą sytuacją. Tyle, że on nie boi się tak panicznie burzy jak ja, więc pewnie jedyne o czym marzy, to wrócić do domu, albo do swojej nowej dziewczyny. Nie wierzę, że sobie nikogo nie znalazł.

-Nie wiem Nash. Ale mam do Ciebie prośbę- spojrzała brunetka raz na mnie a raz na Nasha- Pójdź z Meggy do schowka na stołówce. Tam powinna być woda i kilka batoników- nauczycielka podała nam klucz i wyjaśniła gdzie dokładnie mamy się udać. Nie byłam z tego za bardzo zadowolona. Nie chciałam spędzać czasu sam na sam z Nashem. W ostateczności jednak zgodziliśmy się obydwoje i bez słowa wyszliśmy z zatłoczonej auli. Droga do stołówki mijała nam w niezręcznej ciszy. Ciemne korytarze szkoły wyglądały wyjątkowo mrocznie a w połączeniu z burzą i szumem wiatru na zewnątrz- można było poczuć się jak w horrorze. W efekcie czego na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka a ciało zaczęło się przeraźliwie trząść.

-Zimno Ci?- zapytał zakłopotany Nash widząc w jakim jestem stanie.

-N-nie...- zająkałam się i spuściłam wzrok na podłogę. A kiedy usłyszałam głośny huk automatycznie przybliżyłam się do bruneta przez co stykaliśmy się ramionami.

-Boisz się...- bardziej stwierdził niż zapytał. Nagle poczułam jego silne ramiona oplatające moje ciało i jego przyjemny zapach w nozdrzach, za którym tak bardzo tęskniłam.

*

*

*

No to sobie posiedzą całą noc w szkole haha. Ale jestem wredna ^^

Dzisiaj trochę głuższy (ponad 900 słów). Mam nadzieję, że się nie zanudzicie :)

xoxo Laurilu

Back to love n.g PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz