Rozdział 4

17 1 0
                                    

Pov: Freddie

Przyszedłem chwilę wcześniej do parku. Chwilę na nią czekałem, aż w końcu przyszła. Wyglądała ładnie... No dobra wyglądała pięknie. Jej ciemno długie włosy opadały na zgrabne ramiona. Była lekko zaróżowiona na policzkach. Jej uśmiech był bardzo uroczy. STOP. Nie będę o niej już tyle myślał. Przejdźmy do  przebiegu spotkania. A więc na powitanie przytuliłem ją. Jej drobne ręce dotknęły moich plecy. Kurde czy to nie była przesada? Nie ważne. No to dalej przeszliśmy się po parku i gadaliśmy o wszystkim. Jedna godzina trwała tylko co jedna minuta. Ann'a była mega urocza. Oczywiście musiałem być trochę oschły... Zapytałem się jej gdzie wcześniej mieszkała:

-Mieszkałam w LA, tam się urodziłam, ale po śmierci mamy musieliśmy się tu przeprowadzić...

-Tęsknisz za swoim starym domem?- w jej oczach momentalnie pokazały się łzy.

-Tak... zwłaszcza za moimi przyjaciółmi i plażą.

-Wiesz, może tutaj znajdziesz nowych przyjaciół- uśmiechnęłem się lekko. Ona odwzajemniła uśmiech i się zarumieniła.

Nagle zaczęło padać. Miałem na sobie kurtkę więc przykryłem nią Ann'e. Schowała swoje kosmyki włosów za ucho. Odprowadziłem ją do domu. Na pożegnanie dała mi całusa w policzek. Myślałem, że mi się do przewidziano, ale niee, ona naprawdę mnie pocałowała.

***

Chwilę po powrocie Darcy do domu.

Pov:Darcy

Ja.. ja go pocałowałam. Nie wiem jak to się stało. Ale zacznijmy od początku, gdy wyszłam z domu po drodze rozwiązał mi się but. Szybko go zawiązałam i poszłam dalej. Rozglądałam się po okolicy. Londyn wyglądał bardzo ładnie. Gdy go zobaczyłam moje serce zaczęło bić szybciej. Krew w moich żyłach zaczęła mocniej pulsować.

Gdy do niego podeszłam chwycił mnie w tali i mnie przytulił. Myślałam, że zwariuje. ON MNIE PRZYTULIŁ! Udawałam, że mnie to nie rusza, ale było ciężko. Chyba się zarumieniłam i w dodatki zebrałam moje włosy za ucho. Ale napewno tego nie zauważył. Miejmy nadzieję.

Potem zaprowadził mnie do kawiarni i kupiliśmy lodu, w sensie on kupił. Niby taki bad boy, ale dżentelmen. Widziałam, że udawał oschłego, ale tak naprawdę był taki uroczyyyyyy. Dobra, koniec o nim. Więc poszliśmy potem znowu do parku.

I nagle zaczęło padać. Miałam na sobie tylko sukienkę. Na mojej skórze pojawiła się  gęsia skórka. Freddie to zauważył. Zdjął swoją kurtkę i położył ją na moich ramionach. Czułam mocny zapach jego perfum. Podobało mi się.

Potem odprowadził mnie do domu. O stało się . Pocałowałam go w policzek. Jak to się stało nie wiem, ale jest mi strasznie głupio... Pobiegłam szybko do swojego pokoju. A teraz leżę na swoim łóżku i rozmyślam o życiu. Ej cholera, nie oddałam mu jego kurtki.

-Darcy mogę wejść?

-Emm..Tak tato.

-I jak było na spacerze?

-Ok.

-Ok? Tylko tyle?

-Tak, a co więcej miało być?

-No nie wiem, a co ty tam chowasz za plecami?

-Jaa? Nic...

-Pokaż... Nie wierzę, czy ty się z nim przespałaś? Darcy jeżeli on cię zmusił to nierę..

-Niee. Zaczął padać deszcz i dał mi swoją kurtkę, tylko tyle. Spokojnie.

-Mam nadzieję, że nie kłamiesz.

-Tato!

-Tylko się upewniam.

-Idę zrobić bułki, a potem jadę nagrywać płytę.

-Ok.

W końcu wyszedł. Jak on może mnie podejrzewać o takie rzeczy. Wielki Harry Styles znawca świata. Niby się troszczy, a tak naprawdę wkurza.

A ja ciągle myślałam o Freddie'm. Mam nadzieję, że jutro nie będzie nie zręcznie, bo nie wytrzymam.

O 22 ojca już nie było. Zrobiło się ciemno, a ja położyłam się spać. Nagle na zewnątrz usłyszałam podejrzane dźwięki. Wyjrzałam za okno, nikogo nie widziałam, aż nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Serce mi stanęło. Poszłam do drzwi i spojrzałam przez okienko. Stał tam on, w własnej osobie- Freddie Tomilson.

Otworzyłam drzwi.

-Dobry wieczór, tancereczko.

-Hej, co tu robisz?

-Przyszedłem po moją kurtkę.

-O tej godzinie. Ok, pójdę po nią.

Gdy odchodziłam od wejścia, jego mocna dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku. Poczułam jego ciepło przepływające przez całe moje ciało. Potem swoją drugą dłonią dotkną mojego lewego policzka i odgarnął włosy. Już jego i moje usta miały się zbliżyć, gdy nagle on okręcił mnie wokół swojej osi i powiedział:

-Dobrze udajesz Camill'e Ann.

-Dzięki, a ty dobrze Shwan'a- powiedziałam zrezygnowana i poszłam po jego kurtkę. Podałam mu ją, zamienialiśmy jeszcze kilka słów i poszedł.

Szybko zadzwoniłam do mojej przyjaciółce z LA i jej wszystko opowiedziałam. Ona tylko mówiła „No co ty. Nie mogę! Ale, że on tak serio?" Nie dziwię się jej, bo sama nie wiedziałam po co on to zrobił.

Powtarzająca się historiaWhere stories live. Discover now