6. Foch Na Miarę Magnusa Bane'a

407 45 1
                                    


Magnus Bane zastanawiał się, czy kiedykolwiek w historii ktoś wyrolował go tak, jak zrobił to Alec Lightwood.

Minął tydzień. Jedynymi osobami używającymi domofonu mieszkania czarownika byli jego klienci albo znajomi ze świata Podziemnych. Żadnych Nefilim, a zwłaszcza nie tych z walizkami, które miały wylądować w piasku plaż na Florydzie.

Za to walizki Magnusa musiały być porządnie wymęczone. Czasami kilka razy na dzień się zapakowywały, a potem rozpakowywały. A później znowu, i tak w kółko.

Tak humorzasty był Wysoki Czarownik Brooklynu. Przyłapał się na tym, że znalazł tą jedyną osobę na świecie, która potrafiła wyprowadzić go z równowagi, i to dosłownie nic nie robiąc. Ponieważ to właśnie wkurzyło Bane'a - brak Aleca Lightwooda.

Magnus w obecnej chwili gapił się spod byka na swoją szafę, jakby rzucał jej wyzwanie albo na niej wyładowywał złość. Denerwował się, ponieważ dumał nad tym, czy aby się nie wystroić i nie wybrać do Nowojorskiego Instytutu.

Po pierwsze: nie było tam Maryse oraz Roberta. Po drugie: może Alecowi coś się stało, dlatego zignorował Bane'a po całości i nie pokazywał mu się na oczy? Po trzecie: Magnus przy okazji złapałby Isabelle i wyciągnął z niej numery telefonów każdego z nich, po kolei. W razie następnej takiej sytuacji mógłby po prostu wysłać głupiego SMS-a, a nie zamienić się w tykającą, brokatową bombę.

A zamienił się w nią dlatego, że olał go mały Nocny Łowca. Absurd nad absurdami. Co ten Lightwood najlepszego zrobił z Magnusem? Zaczarował go? Takich sztuczek nawet sam Wysoki Czarownik nie potrafił!

Pół godziny stania przed szafą i Magnus jęknął, po czym zamaszyście ją otworzył. Cóż, później musiał poszukać w walizkach tych ubrań, o których myślał, żeby założyć je do Instytutu. Czuł się niemal tak jak wiele lat temu, kiedy dopiero szukał sobie godnego mieszkania na dłużej, i jego najbliższymi przyjaciółmi były wypchane ciuchami walizki.

Bane ubrany w skórzane tęczowe spodnie i biały t-shirt z kolorowymi plamami, przewieszał na sobie ostatnie, błyszczące wisiorki, bransoletki czy kolczyki. Jednocześnie dumnym krokiem szedł do drzwi. Po drodze, z pomocą magii ozdabiał się brokatem, którego chmura opadła na niego jak mgiełka perfumy.

Magnus nie miał pewności tylko co do podjęcia jednej decyzji... Kiedy wreszcie zobaczy Alexandra, solidnie mu przyłoży czy wyściska i powie, jak bardzo tęsknił? Hm, to się okaże.

Aczkolwiek Bane'owi nie udało się pochwycić nawet płaszcza, a co dopiero włożyć butów. Usłyszał domofon, i dźwięk ten wydał się niesamowicie wkurzający. Czarownik zakodował sobie w myślach, żeby wymienić brzęczący sygnał na coś nowego, choćby miauczenie kota. Och, nie, lepiej nie... Wtedy Prezes nie skończyłby się pastwić nad swoim właścicielem i cały czas robił go w konia.

Magnus postanowił, że zignoruje gościa. Był to najprawdopodobniej klient albo ktoś z ochrypłym pytaniem - "czy zechce pan porozmawiać o Bogu?"

Narzekając pod nosem na nieustający dźwięk domofonu, Bane ubrał się ciepło, i ze złym grymasem, który go nie opuszczał od kilku dni, wyszedł ze swojego mieszkania. Spokojnie schodził po schodach, zastanawiając się, jak ominąć nieproszonego gościa. Wrzucić go do śniegu? Zignorować? A może użyć niewidzialnego zaklęcia, żeby pozostać niezauważonym?

Cóż, w końcu czarownik zdał się na los. Nie chciał myśleć o niczym innym, jak o spokojnym, krótkim spacerku na świeżym powietrzu, dopóki mu się nie odechce i nie wyczaruje sobie portalu pod Instytut.

Magnus Bane wyszedł ze swojej kamienicy i od razu zastygł w bezruchu, ale nie z zimna. Pod jego drzwiami stała gromadka osób. Niestety albo stety, czarownik nie znał tylko dwóch twarzy.

𝔾𝕣𝕠𝕨𝕚𝕟𝕘 𝕃𝕠𝕧𝕖Where stories live. Discover now