5. Niegrzeczne Dzieci Lądują W Zaspach Śniegu

493 42 9
                                    


Czarownik uniósł brew, spoglądając na dziecko. Opatulona grubym szalikiem dziewczynka rechotała wesoło po tym, jak rzuciła w Magnusa śnieżką. Była z siebie bardzo dumna.

Bane zdecydował się na odwet. Lekko wysunął dłoń z kieszeni i szybko strzelił palcami. Magiczne iskierki uniosły kawałek śniegu, ulepiły ładną kulkę, a potem cisnęły pociskiem w dziecko. Po tym Magnus szybko wcisnął dłoń z powrotem do kieszeni grubego (oraz, oczywiście - stylowego) płaszcza, żeby zachować ciepło.

Trafiona dziewczynka zatoczyła się do tyłu i upadła na dużą górę śniegu, w którą się wbiła. Gapiła się na czarującego Bane'a z uśmiechem i szeroko otwartymi oczami. Później zaczęła chichotać i jednocześnie próbowała wydostać się z zaspy.

Czarownik uśmiechnął się sam do siebie. Lubił w Przyziemnych dzieciach właśnie to, że mógł przy nich czarować. Przecież rodzice nie uwierzą maluchom w historyjki o brokatowym jegomościu pstrykającym palcami i sprawiającym, że śnieżki rzucają się same. Poza tym, dzieci te miały z czarów uciechę.

Bane zdusił w sobie śmiech, kiedy leżąca w zaspie dziewczynka wyłącznie zapadła się w biały puch głębiej przez próby wydostania się, poprzez machanie kończynami.

Natomiast ze szpitala, przed którym Magnus stał, akurat wyszła wyczekiwana przez niego osoba.

- O, Magnus! - Catarina Loss uśmiechnęła się miło, opatulając się kurtką. - Myślałam, że jesteś już na tej swojej Florydzie. Co, nagle polubiłeś zimę?

- Gdybym polubił to... - Bane ruchem ręki objął śnieg, szybko zapadającą ciemność, oblodzone chodniki oraz dziecko w zaspie. - To byłbym bardzo pijany.

- A nie jesteś? - Cat przyjrzała się Magnusowi tak, jakby wciąż była na dyżurze, który właśnie skończyła. Przy okazji zauważyła tonącą dziewczynkę i od razu ruszyła jej na ratunek.

Czarownica szybko podbiegła do dziewczynki i pomagała jej wstać, podczas gdy Magnus wykonywał małe kroczki w ich kierunku, byle by się nie poślizgnąć. Z daleka wyglądał jak zardzewiały staruszek. Wysoki i szczupły jak kij od szczotki, ale cóż, różni bywają staruszkowie.

- Gdzie są twoi rodzice, skarbie? - Loss kucała przed dzieckiem i otrzepywała je ze śniegu. - Zgubiłaś się? Pomóc ci?

- Jej starzy weszli do twojego szpitala kilka minut temu - ogłosił Magnus, gdy wreszcie zbliżył się do pań. - Ona na nich czeka. I przy okazji próbowała mnie zabić, więc nie wiem, dlaczego jej pomagasz, Catarino - czarownik pokręcił głową, wzdychając z zawodem.

Mała wysłanniczka szatana - przynajmniej w mniemaniu Bane'a - wgapiła się w Magnusa i znowu zaczęła się szczerzyć. Cat poprawiała jej czapkę oraz szalik, przez ramię posyłając Magnusowi krytyczne spojrzenie.

- Nie wiedziałam, że dzieci mogą cię pokonać - Cat wstała i złapała dziewczynkę za rękę. Posłała jej ciepły uśmiech. - Chodźmy do środka, dobrze? Znajdziemy twoją mamę i tatę. Na dworze jest zimno i ciemno.

- Właśnie, zimno i ciemno, dlatego powinniśmy ją tutaj zostawić tak jak jej starzy, i stąd uciekać jak najprędzej... - skomentował Magnus, ale Cat z dzieckiem dreptała już do szpitala. - Jeszcze wyskoczy na nas banda małolatów ze śnieżkami, i co wtedy?! - krzyknął za nimi Bane, oburzony. - Catarino! Bo się obrażę!

- Więc życzę ci miłego udawania Ragnora! - odparła czarownica. - Nie mazgaj się, Magnusie! Zaraz wrócę! Ulep bałwana ze śniegu, czy coś!

Bane prychnął. Patrząc, jak dziewczynka prowadzona przez Cat próbuje sięgnąć białej zaspy podczas zerkania na Magnusa i z pewnością chcąc znowu rzucić w niego śniegiem, Bane postanowił, że wyczaruje takiego bałwana, jakiego Catarina nigdy w życiu nie widziała.

𝔾𝕣𝕠𝕨𝕚𝕟𝕘 𝕃𝕠𝕧𝕖Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu