001. just a normal life by a normal girl

124 19 9
                                    

— Czy ty jesteś jakimś psycholem!? Kanapka z dżemem POSMAROWANA wcześniej masłem!? — wykrzyknęła Kayla wymachując łyżką.

8:30 rano, 11 lipca. Wakacje rozpoczęły się na dobre, co oznaczało natłok obozowiczów odwiedzających swoje rodzeństwo albo plączących się pod nogami nie mając pomysłu gdzie spędzić swój czas wolny.

Niewyspana Mallory dopiero co usiadła przy stoliku Apolla, a już zdążyła oberwać od Kayli rzucającej się na wszystkie strony z powodu sprzeczki z Willem. Na śniadaniu siedzieli już wszyscy – dwójka skłoconych nastolatków, Austin Lake, Jerry Byrne, Gracie Miller i Yan Li. Rzuciła ukradkiem pytające spojrzenie Lake'owi, który siedział na przeciwko niej.

— O co poszło tym razem? — szepnęła Mallory, jednocześnie związując niedbale swoje splątane włosy w kucyk.

— Nie jestem pewien — rzucił chłopak, pakując sobie do buzi porcję płatków z mlekiem. — Szyba o szniadanie czy gothowaniw, alwe kto ich dam wie.

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem słysząc zniekształcone słowa Austina. W dalszym akompaniamencie przekrzykiwanek w tle zamówiła owsiankę owocową i białą mochę, po czym złożyła część śniadanie w ofierze.

— Słuchaj ty no! Albo przyznasz, że się nie znasz na gotowaniu, albo będziesz układać te durne haiku do końca życia! — zagroził Kayli Solace, odgrażając się pięścią.

— Przepraszam bardzo, ale to nie ja smaruje wszystko masłem jakby zależały na tym losy Olimpu! — odgryzła się dziewczyna, widocznie nie wzruszona groźbami. — Wiesz człowieku, ile to ma cholesterolu!?

Stolik Apolla stanowił zazwyczaj zgraną drużynę, jednak drobne sprzeczki były na porządku dziennym. Głównym ich uczestnikiem była oczywiście Kayla Knowles, rudowłosa obozowiczka, która wręcz uwielbiała przekomarzać się z grupowym.

Mallory położyła delikatnie rękę na ramieniu Knowles i posłała jej delikatny uśmiech. Dziewczyna spojrzała się na nią spod byka, burknęła coś pod nosem, a Will odwrócił wzrok i odchrząknął.

— Ykhym... no to co... rozejm..? — wymruczał Solace, biorąc propozycję zawarcia pokoju na siebie jako najstarszy z rodzeństwa.

— Może być, blondasie — Kayla podała mu rękę, kątem oka spoglądając na zadowoloną twarz Mallory siedzącej obok niej.

Will rzucił jeszcze słowa łudząco przypominające „wiewióra", zanim przy stoliku wreszcie zapadła kojąca cisza, co jakiś czas przerywana porannymi pogawędkami.

Mallory Dalton, blondwłosa 16-latka, druga najstarsza z domku Apollina z supermocą łagodzenie wszelakich konfliktów. Na dobrą sprawę nie wyróżniała się specjalnie z tłumu rozbieganych i energicznych herosów – nie, żeby jej to przeszkadzało.

Cudem przeżyła obie wojny i jeszcze nie zwariowała ze zmartwienia o swoich bliskich, co z jej nadopiekuńczością było niezłym wyzwaniem. Ciemne wory pod jej dużymi, błękitnymi oczami zdradzały oznaki przemęczenia i bezsenności, które Mallory starannie maskowała szerokim uśmiechem. Blondynka potarła oczy pięścią, odganiając z nich resztki ospałości i włączyła się do konwersacji przy stoliku. Odnotowała, że Will rzucił jej zmartwione spojrzenie, ale uśmiechnęła się promiennie dając mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku, po czym wróciła do sączenia kawy.

— Obozowicze! — zamyślenie Mallory przerwał Chejron, unosząc ręce i jednocześnie stukając łyżką o szklankę. — Jak już wiecie, dzisiaj przybywają do obozu Łowczynie Artemidy, z okazji czego będziemy organizować bitwę o sztandar. Przypomnienie dla nowych obozowiczów, zwłaszcza płci męskiej: nie zbliżać się, a tym bardziej nie podrywać Łowczyń. Za uszczerbek na zdrowiu nie odpowiadamy.

Dziewczyna wydała z siebie cichy jęk. Bitwa o sztandar oznaczała nawet trzy razy więcej rannych w infermerii niż zazwyczaj. Spojrzała na Willa, który razem z nią zajmował się pacjentami — chłopak również ciężko wzdychał.

Jako dzieci Apolla mieli wrodzoną smykałkę do medycyny, dlatego też to oni prowadzili obozowy szpital. Mimo, że jedną z zasad bitwy o sztandar było „żadnych poważnych uszkodzeń", w 90% przypadków kończyło się jak się kończyło – Z  poważnymi obrażeniami.

W końcu Mallory pożegnała się z dziećmi Apollina (oczywiście tarmosząc wcześniej 11-letnią Gracie po włosach) i wstała od stołu, kierując się szybkim krokiem do domku po kołczan oraz łuk, który na czas śniadania zostawiła przy łóżku. Mimo, że na głos twierdziła, że bitwa o sztandar jest głupią zabawą, tak musiała przyznać, że skrycie lubiła od czasu do czasu poczuć ten dreszczyk emocji i adrenalinę. Odrzucając na bok ilość pracy, jaka będzie ją czekać, uśmiechnęła się do siebie podekscytowana. W końcu była typowym herosem z ADHD.

— Mallory! — doszedł do niej czyjś krzyk specjalnie przeciągający ostatnią sylabę. — Mal!

Blondynka stanęła w miejscu i obróciła się w kierunku głosu. W jej stronę biegła Zoelle, która z jakiegoś powodu cała ociekała błotem.

Zoelle Gilmore, córka Nemezis. Jedna z jej przyjaciółek i zarazem jedna z najmniej okiełznanych osób, jakie znała. Jej ciemne włosy były całe poczochrane, a w oczach czaił się błysk podniecenia.

— Ale się cieszę, że jutro będzie bitwa! Może wreszcie odegram się na Łowczyniach za zeszły rok i dowalę Shermanowi! — Dalton przywitały jej entuzjastyczne krzyki. — Och, nie mogę się doczekać!

— Ciężko będzie wygrać z Łowczyniami. Wygrały z nami już pięćdziesiąt sześć razy z rzędu! — koło nich jak spod ziemi wyrosła druga przyjaciółka Mallory, Winnie Barrington.

Winnie była córką Hermesa, której Dalton odrobinę zazdrościła świetnych włosów. Włosy Barrington były ciemno brązowe i układały się w kaskady opadające na plecach, natomiast włosy Mallory wywijały się na wszystkie możliwe strony. Krótko mowiąc, kręcone włosy nie do okiełznania.

Mallory na przywitanie poklepała Winnie po głowie. Córka Hermesa była od niej niższa o głowę, a nabijanie się z jej wzrostu było czymś, co potrafiło ją w pół sekundy rozgotować. Zoelle zaśmiała się z wykrzywionej miny Winnie.

— Wiecie, kiedy dokładnie przyjadą Łowczynie? — spytała Mallory.

— Jeszcze nie — odparła Zoelle. — Próbowałam przycisnąć Chejrona, ale on sam chyba nie wie. Łowczynie prowadzą się własnymi zasadami. Ja tam mam jedynie nadzieję, że uda mi się trzepnąć Yanga.

Dalton zachichotała. Cała Gilmore.

— Czemu jesteś cała w błocie? — zmarszczyła brwi, rozbawiona, zadając kolejne pytanie.

— Dalej Zoe, pochwal się — Winnie prowokowała córkę Nemezis.

Jednak ta, jak gdyby nigdy nic, szczerząc się oświadczyła:

— Winnie z Travisem i Connorem zrobiła mi żart. Nie myśl, Barrington, że tobie i tamtym idiotom ujdzie to na sucho.

Mallory była normalną obozowiczką, która miała poznać nie–normalną Łowczynię Artemidy.















letsgooooo
! jesli nie tolerujesz zwiazkow homoseksualnych ta ksiazka nie jest dla ciebie !

update czerwiec 2022: przerobilam troche ten rozdzial, jakos poprzedni mi nie pasowal. wiele sie nie zmienilo, konstrukcja tamtego po prostu srednio mi sie podobala.

update luty 2024: SIEMA SKURWYSYNY WROCILAM
(mialam do wyboru albo uczyc sie na sprawdzian z chemii i poprawke z matmy, albo zrobic korekte rozdzialu ups🫢)

ALL THE THINGS SHE SAID. . .  thalia graceWhere stories live. Discover now