Wręcza mi kwiaty, a ja nie mogę złożyć myśli. Nie kocham go, jeszcze nie. Ale pragnę i potrzebuję. Nie wiem czego chcę, ale jeżeli myślę o byciu z dala od niego, to chcę jego. 

- Nie będę jedną z wielu ?

- Będziesz jedną jedyną. 

- Okey.

- Okey ? Możesz powiedzieć "dobrze" ?

- Dobrze.

- Tak lepiej. Jestem twoim mężczyzną, tylko twoim. Będziesz mi zawsze we wszystkim ufała ?

Potakuję i uśmiecham się. Sparzę się na pewno.

- A więc czas na śniadanie, które zjemy w moim biurowcu. 

- Masz własny biurowiec ?

Pytam zaskoczona.

- Tak, w Lower Manhattan. Zabierz kurtkę i wychodzimy. 

Schodzę ze stołka barowego nadal w szoku i idę do pokoju po ubranie. Gdy wracam moje kwiaty stoją na blacie w wazonie, a Zayn kończy rozmawiać przez telefon. Jak zwykle ubrany jest w dopasowany, czarny garnitur, a z pod marynarki wystaje równie czarna, dopięta na ostatni guzik koszula. 

- Gotowa ?

Kiwam głową i zakładam na siebie kurtkę.

- Mów, May. Chodź, idziemy. 

Wystawia do mnie rękę, czekając aż ją ujmę i wychodzimy. Spoglądam na nasze dłonie, przy nim wszystko dzieje się tak szybko. Zjeżdżamy windą do podziemi na parking samochodowy, gdzie Zayn prowadzi mnie do czarnego Bentleya GT Coupe. Chryste.

- Coś nie tak ? Dlaczego nie idziesz ?

- T-to twój ?

Takie samochody widziałam tylko w filmach, a zwłaszcza ten, rozpoznałabym go wszędzie. Marcel mnie nauczył.

- To, że są więksi multimiliarderzy w Nowym Jorku, nie oznacza, że nie stać mnie na Bentleya. Mogę mieć ich dwadzieścia, a teraz proszę, chodź.

Otwiera mi drzwi, a ja na nogach z waty podchodzę do niego. Nim jednak zdążę wsiąść, zatrzymuje mnie, układając swoją dłoń na moim policzku. Pociera kciukiem moją skórę i przybliża się delikatnie. 

- Wiem jak działam na kobiety, ale nie mdlej skarbie. 

Żartuje, śmiejąc się ze mnie. Całuje mnie w usta i pilnuje, bym zapięła pasy. Wyjeżdża powoli z podziemi na ulicę, gdzie dostajemy się w sidła żółtych taksówek i samochodów trąbiących jeden na drugiego. 

- Zayn ?

Poprawiam się na siedzeniu obitym kremową skórą, całe wnętrze jest w tym kolorze. Kokpit jedynie wyróżnia się czarnym połyskującym drewnem. 

- Co obiecałeś Carmen ?

- Nic znaczącego. Dałem słowo, że wpłacę na jej konto pewną sumę. Potrzebuje pieniędzy na nowy start, a ja czuję się jej to winny. 

- Coś jeszcze ?

- Już nic. Jesteś tylko ty, pamiętaj.

Ucina rozmowę.

***

Zayn parkuje przy krawężniku, obiega samochód dookoła i otwiera mi drzwi. Nie mogę przejść lekceważąco chodnikiem, nie zerkając ani razu na starannie zaparkowane, drogie samochodu. Wśród tego bogactwa, Bentley, którym przyjechaliśmy przestaje się rzucać w oczy. Zostaję wciągnięta w obrotowe drzwi przeszklonego wieżowca o lustrzanych szybach, zostawiając za sobą kakofonię klaksonów i głosów przechodniów. Moje kroki odbijają się echem na ciemnej posadzce z marmuru, a oddech staje się cięższy, spowodowany byciem w nowym miejscu. Zmierzamy do bramek, pilnowanych przez ochroniarzy, dobrze uzbrojonych. Mężczyzna przykłada coś na wzór identyfikatora do czytnika, a kiedy zaświeca się zielone, oboje przechodzimy. Nie wypuszcza mojej ręki ani na chwilę. Nawet, kiedy mijamy grupę prowadzących zaciętą rozmowę biznesmenów, przerywają ją tylko po to, by powitać Zayna, który nie wydaje się nimi zainteresowany. To nowy świat, taki, do którego trafiłam po raz pierwszy. Windą docieramy na trzydzieste piętro i kierujemy się do drzwi z ciemnego szkła, gdzie ozdobną czcionką wypisano "Mevry International". Przyglądam się przez szkło elegancko ubranym recepcjonistką, które w przeciwieństwie do mnie miały się czym pochwalić. Zgrabne nogi, kształtna talia, piękne twarze, staranne uczesanie. Nerwowo zaczesuję swoje włosy za ucho, kiedy wchodzimy do środka, jakby miało to sprawić, że będę lepiej wyglądać. Te kobiety mają nade mną przewagę pod każdym względem i gdybym nie czuła się speszona, pomyślałabym, że coś ze mną nie tak. Moja pewność siebie została gdzieś daleko w tyle, już kiedy przekraczałam próg budynku. Wszystkie te kobiety zabiegają o chwilę uwagi Zayna, ale moją uwagę przyciąga zgrabna brunetka siedząca za burkiem recepcji. Włosy wysoko związane w cisną kitę poruszają się, gdy przechyla lekko głowę. Krwisto czerwone, pulchne usta wykrzywia w uśmiechu, a jej wzrok nie spoczywa na Maliku, w odróżnieniu do pozostałych, a na mnie. Wszystkie wydają się być przestraszone, z wyjątkiem jej.  Omijamy to wszystko i podążamy korytarzem, aż znajdujemy się w gabinecie. Za pustym sekretariatem znajdują się podwójne drewniane drzwi, ozdobione srebrną tabliczką z czarnymi literami, układającymi się w "Malik".

NiewiernyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz